niedziela, 1 marca 2015

Miniaturka 2.

{piosenka do czytania, oczywiście jeśli chcecie. Miniaturka bardzo krótka, ale przecież to miniaturka :) Zapraszam!}


To nie takie jednak proste spojrzeć, gdy się spojrzeniem dotyka bólu.

   Był późny wieczór, prawie noc. Na niebie wisiał okrągły księżyc. Wracała właśnie z mężem do domu, po zrobionych na szybko zakupach w sklepie. Mieszkali na obrzeżu miasta, niedaleko parku, a do centrum dzielnicy było może z piętnaście minut. Hope właśnie wjechała w uliczkę prowadzącą w stronę ich domu. Myślała o swoim niespełna pięcioletnim synu Remusie, którego musiała na chwilkę zostawić samego.
   Buzia jej męża prawie w ogóle się nie zamykała - cały czas mówił... Nie, raczej narzekał na pracę. Że późno kończył, że za mało płacili, że współpracownicy dziwni, że wszędzie pełno tego Greybacka. Ach, no właśnie... Fenrir Greyback... Kilka dni temu była rozprawa w jego sprawie. Lyall jako jedyny rozpoznał u niego "wilcze cechy", ale nikt mu nie wierzył. Wyśmiali go wręcz, a oprócz tego wyprosili z sali przesłuchań. Ale ona mu wierzyła. Miała jednak złe przeczucie, że ten wilkołak się zemści, że zrobi im coś złego. Jakby pchnięta przeczuciem przyspieszyła.
- I wtedy powiedziałem, że wilkołaki są bezduszne i zasługują jedynie na śmierć - powtarzał po raz kolejny pan Lupin. - I wiesz, co wtedy zrobili? Wiesz?
- Tak, tak - odparła beznamiętnie Hope. - Wyrzucili cię z sali...
- No właśnie! - ekscytował się jej mąż, gwałtownie gestykulując. - Oni mi nie...
Kobieta docisnęła pedał gazu. Szczerze wolała poczytać Remuskowi, niż wysłuchiwać marudzenia Lyalla. Właśnie minęli park.
- I wtedy... - Gwałtownie zahamowała na podwórku i krzyknęła ze strachu.
   Z okna pokoju ich syna ujrzała twarz Fenrira Greybacka. Uśmiechał się złowieszczo, zęby i policzki miał umazane krwią, a jego brudna ręka machała w ich stronę. Wyglądał upiornie. Potwór w dziecięcym pokoju - koszmarny widok. Dziecko. Remus. Hope wyleciała jak torpeda z samochodu. Jej jedyny syn tam był! Razem z tym wilkołakiem. Przez niewiadomo jak długi czas. Co on mu zrobił?! Czy to jego krew?
- Greyback! Ty, tchórzu! - Usłyszała krzyk swojego męża. A więc zapewne Greyback uciekł.
Kobieta wbiegła do domu, prawie się przewracając. Chwilę potem była już przy drzwiach do sypialni Remusa. Nacisnęła klamkę, ale nie się nie stało. Wilkołak musiał zamknąć je na klucz. Nie miała przy sobie różdżki. Zdesperowana uderzyła w drzwi całą masą swojego ciała, a potem kopnęła kilka razy. Nic. Waliła w nie pięściami w geście rozpaczy. Jej jedyne dziecko tam było, a ona nie mogła się do niego dostać. Nie, tak nie mogło być!
- Remus! - krzyknęła zdesperowana. Była za słaba, nie potrafiła wywarzyć drzwi. Wtedy Lyall zjawił się nagle obok i wyciągnął różdżkę.
- Alohomora! - Czarownica natychmiast wparowała do środka.
Cały pokój był zdemolowany, meble zniszczone, poduszki rozerwane. A ich syn leżał na połamanym łóżku, ledwie łapiąc oddech. Cały był we krwi, z jego oczu płynęły łzy bólu, a całe jego ciało pokryło się pęcherzami. Żyły były bardziej widoczne niż wcześniej. Otwierał usta, najprawdopodobniej chcąc coś powiedzieć, ale nie był w stanie. Jego drobnym ciałkiem wstrząsnęły drgawki. Matka uklęknęła przy nim i gołymi rękami próbowała zatamować krwawienie z rany na ramieniu. Zamknęła oczy, nie mogąc na to patrzeć. Cała się trzęsła, a jej dłonie potwornie drżały. Ojciec znajdował się po drugiej stronie, i machając różdżką i wypowiadając odpowiednie zaklęcia. oczyszczał ranki na ciele.
- Co on mu zrobił?! - wrzasnęła zrozpaczona. - Nasz syn... Remus, Remus...
- On go ugryzł i... - Zamilkł, gdyż załamał mu się głos. - Jeśli to przeżyje, będzie wilkołakiem...
Jeśli. 
Nieważne, że będziesz wilkołakiem, Remusie. Tylko proszę cię, ż y j, błagała go w myślach matka.
- Remus... - Nagle pięciolatek znieruchomiał. - Nie, nie, nie! - Hope poklepała go po policzkach, ale nic nie wskórała. - Nie! - zawyła.
- Idziemy - powiedział stanowczo jej mąż, ale zanim zdołał teleportować swoją rodzinę do szpitala, jego syn ocknął się. Na ciele nie miał już żadnych zadrapań ani śladów po ugryzieniach. Otworzył oczy. Miały chyba intensywniejszy kolor niż wcześniej. Bardziej burszytnowy, miodowy. Przez chwilę błądził wzrokiem po zdemolowanym pokoju, po twarzach rodziców, aż w końcu powiedział słabym głosikiem:
- Kto to był? Ten pan... on... straszny... on mnie... moje ubrania... skąd ta krew? boli, bardzo boli...
Matka zapłakała, zamykając swego jedynego syna w objęciach. Raz po raz powtarzała, że wszystko będzie dobrze, że nic mu już nie grozi, że jest cały i zdrowy. Jednak bardzo dobrze wiedziała, że nic nie będzie takie jak wcześniej. Fenrir Greyback odmienił tamtej nocy całe ich życie. Wszystkich trojga. Trzymała w rękach już nie tylko zwykłego chłopca. To był wilkołak. Ale mimo wszystko wciąż jej synek. Jej pociecha, radość życia, powód, dla którego warto wstawać każdego dnia. Kiedy tuliła Remusa do swojej piersi, słuchając przyspieszonego bicia jego serduszka, postanowiła zrobić jedną rzecz. Greyback zepsuł mu dziciństwo, zniszczył jego życie, więc teraz ona pozbędzie się tego potwora. Bez względu na to, jak miałoby się to skończyć, nie zważając na wszelkie niebezpieczeństwa. Mimo wszystkich przeszkód i sporów, ona tego dokona. Nie spocznie, dopóki nie zobaczy tego drania w grobie.
Zemści się.
I zrobi to albo umrze, usiłując tego dokonać.