sobota, 28 czerwca 2014

Rozdział 7. Gryffoni kontra Ślizgoni.

Witam, witam! :)
W końcu są wakacje! Można odpocząć, oglądać filmy, spotkać się z przyjaciółmi, poczytać mojego bloga (XD), ale przede wszystkim - można poleniuchować. Jednak nie ja. Tak naprawdę cały lipiec mam już zaplanowany - najpierw kolonia, potem powrót i dosłownie dwa, trzy dni przerwy, zanim znów wyjazd z rodzicami. Potem trzy dni przerwy i znów wyjazd.
Tak naprawdę w sierpniu dopiero odpocznę, spotkam się z przyjaciółmi itp. Dlatego też rozdział 8. pojawi się 12 lub 13 lipca, a rozdział 9. dopiero na początku sierpnia. Tak wiem, dużo czasu od tego minie, zwłaszcza, że rozdział 7. jest dosyć krótki, ale mam nadzieję, że następny będzie dłuższy. Mam go już wstępnie napisanego, ale wiecie - różne poprawki, a tu coś dopiszę, tu coś usunę i z tego robi się jedno wielkie COŚ. Także ten rozdział ma 3,5 strony, nawet trochę mniej. Póki co, takiej długości możecie się spodziewać w rozdziale 8.
Pamiętajcie, że szukam bety!
Mój e-mail: blogHPmarauders@onet.pl
Resztę informacji znajdziecie przy rozdziale szóstym.

Dziękuję za tyle komentarzy i wejść :)
Zapraszam do czytania
Lily
______________________________


Rozdział 7. Gryfoni kontra Ślizgoni.

     Podróż do zamku trwała krótko. Wchodząc na Wieżę Gryffindoru, Czarna cały czas patrzyła na Łapę. "Ale będzie ubaw!" myślała, stając przed portretem Grubej Damy.
- GOTOWY? - powiedziała bardzo głośno.
- Czemu krzyczysz? - zapytał lekko zdezorientowany.
- Nieważne. Gotowy?
- Na co?
- Tak czy nie?
- Ale o co chodzi?
- Tak czy nie?!
- Dobra, dobra... Nie.
- No to trudno - rzekła Meadowes i powiedziała hasło Grubej Damie. Portret otworzył się.
- WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO! - ryknęli wszyscy zebrani.
Syriusz bardzo się ucieszył, bo jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- STO LAT! STO LAT! - krzyczeli wszyscy.

     Parę minut później, gdy każdy złożył życzenia urodzinowe Łapie, Huncwoci i dziewczyny wzięli po kremowym piwie i usiedli wokół kominka. Black cieszył się jak sześcioletnie dziecko, odpakowując prezenty. Od Lily dostał kalendarz. "Żebyś miał wszystko zaplanowane!" mówiła. Od Ann otrzymał butelkę Ognistej Whiskey. Wszyscy popatrzyli się dziwnie na blondynkę. "Nie wiedziałam co mu kupić" tłumaczyła się, jednak widząc, że Syriusz przyjął ze szczerym uśmiechem jej prezent, miała lepszy humor. Od Petera dostał cały stos babeczek, cukierków i lizaków. Od Lupina otrzymał książkę "Jak zdać SUMY?". Łapa spojrzał z uśmiechem na przyjaciela, mówiąc "Czyżbyś wątpił w moją inteligencję?".
Na koniec otworzył płaską paczkę od Jamesa, a były w niej...
- Bokserki? - zapytał Black z głupią miną. - Serio?
- A czemu nie?
Wszyscy ryknęli śmiechem. I tak upłynął cały wieczór. Przyjaciele śmiali się i rozmawiali o latach, które ze sobą spędzili. Lily doszła do wniosku, że polubiła Huncwotów i się do nich zbliżyła. Na początku wydało jej się to nieprawdopodobne. Ona i Huncwoci? Przyjaciółmi?! Ale tak było. Poznała ich lepiej i polubiła. Jednak mimo szczerej chęci, Evans nadal nie mogła przyznać się przed wszystkimi, że zaczyna lubić Pottera. O, tak! Ma jeszcze dumę, a ona na to nie pozwala. James wstając, powiedział do Evans:
- Umówisz się ze mną?
Ruda prychnęła z niezadowoleniem i rzekła krótkie "nie". "I znów zaczyna" pomyślała, już zmęczona całym dniem. Wstała i razem z Ann ruszyła w stronę dormitorium.
- Szkoda - Usłyszała jeszcze Rogacza, zanim zatrzasnęła drzwi.
Łapa został z Czarną sam na sam. Po raz kolejny w tym dniu. 
- Ja też chcę ci coś dać - szepnęła cicho Dor.
Syriusz spojrzał na nią pytająco.
- Przecież nie musisz mi nic...
- Wiem - przerwała mu. - Ale chcę.
I wyciągnęła z kieszeni spodni maleńką paczuszkę. Bez słowa podała mu ją i ruszyła w stronę swojej sypialni. Gdy Meadowes zniknęła, Black odpakował paczuszkę. Była w niej maleńka, bo wielkości kciuka, pozłacana miotełka z metalu oraz karteczka, na której pisało:

Już czas najwyższy rozejrzeć się wokół
Bo może Twoja miłość stoi tuż obok.
Czy przyjdziesz do mnie z uśmiechem na twarzy?
Bo musisz wiedzieć, że to wiele dla mnie znaczy...
Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!

Twoja Dorcas


PS Powodzenia na meczu :)


Huncwot wpatrywał się w tę karteczkę parę minut, po czym wstał i udał się do sypialni.

                                                                      ~*~

     Następnego dnia rano James wstał nieco zdenerwowany. "Dzisiaj mecz ze Ślizgonami" pomyślał. Od drugiej klasy jest w  reprezentacji swojego domu. Pamiętał, że za każdym razem jak wychodził na boisko, czuł żołądek podchodzący mu do gardła. Ale od czwartego roku już wprawił się i wyćwiczył różne chwyty i sposoby szukania znicza, że nawet się nie denerwował, gdy grał z Puchonami czy Krukonami. Ale nie przy meczach ze Ślizgonami. Oni mają dziwne pomysły na zagrania, dlatego są bardziej nieprzewidywalni od innych. Umył się i ubrał, by potem razem z Remusem, który czytał grubą książkę, udać się na śniadanie w Wielkiej Sali. Gdy przeszedł obok Scotta, nadepnął mu na nogę z "huncwockim" uśmieszkiem. Lunatyk, który widział wszystko z politowaniem pokręcił głową.
- Co ty wyrabiasz, Potter? - zapytał kapitan.
- Wybacz, to przypadek - skłamał Rogacz.

     Richardson uśmiechnął się od ucha do ucha i usiadł na swoim miejscu. Potter rozglądał się za dziewczynami, ale nigdzie ich nie było. "To dziwne" pomyślał. Jeszcze rano widział je, jak wychodziły z dormitorium, a teraz zniknęły. Najwyraźniej jakiś nauczyciel je zatrzymał. Gdy tak o tym myślał, do Wielkiej Sali wbiegł czerwony Łapa.
- Czemu mnie nie obudziliście?! - zapytał wściekły Lupina i Jamesa.
- Myśleliśmy, że Glizdek cię obudzi...
- A ja myślałem, że ty już nie spałeś, bo co chwila coś mówiłeś.
- Co mówił? - Chciała wiedzieć jedna z fanek Syriusza, która dosiadła się do Huncwotów.
Nazywała się Bella Lorde. Była o rok młodsza, miała długie, bo sięgające do pasa, czarne włosy, karmelowe oczy i zgrabny nosek. Na jej twarzy pokrytej piegami pojawił się szeroki uśmiech, gdy spojrzała na Gryffona. Ona sama również była w Gryffindorze. James znał ją z boiska do Quidditcha, ponieważ często przychodziła na treningi, a potem z nim rozmawiała. Dopiero rok temu poznała młodego Blacka i jak widać się zakochała, i dołączyła do szalonych fanek Syriego.
- To chyba coś ważnego... - mówił Pettegriew, przedrzeźniając Blacka. - Tak, tak,
to na pewno coś ważnego. Dorcas, Dorcas, Dorcas...!
- Wystarczy! - przerwał mu Syriusz. Wszyscy jednak chichotali już pod nosem.
- Chyba czas pójść na boisko, co? - dodał.
- Tak... hahahaha... chodźmy już...

                                                                       ~*~

     Krzyki od strony trybunów nie pomagały skupić się okularnikowi na Złotym Zniczu. Błądził oczami po boisku, ale za nic nie mógł wypatrzeć małej piłeczki. Nagle usłyszał okrzyki radości ze strony Ślizgonów. Odruchowo popatrzył na tablicę z wynikami. Gryffoni prowadzili 70 do 60, ale jeśli on nie złapie znicza, mogą się pożegnać ze zwycięstwem. Bezradnie popatrzył się na szukającego Slytherinu. Regulus Black. Siedział na miotle i co chwila leciał z wielkim pędem w różne miejsca, myśląc że zobaczył Złotego Znicza. Jednak za każdym razem było to tylko odbicie słońca od zegarka, któregoś z zawodników. James wzleciał trochę wyżej. Zdenerwowany i wkurzony, zaczął latać w kółko nad boiskiem.

- Richardson podaje do Watsona. Zbliżają się do bramek... i GOL! - krzyczał komentator.
Potter właśnie miał zlecieć niżej, gdy ujrzał złotą piłeczkę. Pognał za nią. Czuł, że wiatr uderza mu w twarz i wszyscy zwrócili teraz wzrok na niego. Nadal śledząc piłeczkę, kątem oka zobaczył Regulusa lecącego za nim. Przyspieszył. Był już na tyle blisko, że mógł złapać znicza. Wyciągnął rękę i już... jeszcze parę centymetrów... kilka milimetrów i...
- Potter złapał znicza! Gryffindor WYGRYWA!

     Radosne okrzyki ze strony Gryfonów, Krukonów i Puchonów bardzo ucieszyły Rogacza. Cała drużyna Gryffindoru zbiegła się do niego i podając sobie ręce każdy złożył gratulacje. Rogaś popatrzył w kierunku jednego z trybunów. Widział roześmianych Gryffonów, którzy cieszyli się ze zwycięstwa drużyny. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Wszedł do szatni i w pośpiechu przebrał się w swój strój.
- Stary, to było niesamowite! - pochwalił go kilka minut później Łapa. - A widziałeś Regulusa i jego minę? Co za palant!
- Tak, widziałem. Kompletnie zdołowany! - odpowiedział Rogacz.
- Ale za to ty złapałeś znicza! - Syriusz był przeszczęśliwy. W końcu to jego pierwszy prawdziwy mecz na pozycji obrońcy. Dwójka przyjaciół uśmiechnęła się do siebie.
- IMPREZA! - krzyknęli jednocześnie, wchodząc do Pokoju Wspólnego.

                                                                  ~*~

     Evans była już na błoniach, gdy doszedł do niej Severus Snape - jej przyjaciel. Sev był chudy, miał haczykowaty nos, a długie czarne włosy opadały mu na twarz, jego oczy czarne jak noc skrywały się za pasmem gęstych rzęs. Ubrany w szatę Slytherinu, z torbą na ramieniu, stanął tuż przed Lilką.
- Cześć, Severusie - przywitała się dziewczyna i przytuliła go.
- Hej. Co u ciebie?
- W porządku - Usiedli pod jej ulubionym drzewem. - Widziałam, że nie poszło wam najlepiej...
- W Quidditcha jesteśmy... No tak szczerze, to słabi jesteśmy - Zaśmiał się, na co Lily również. -  Ale to nic. Lily, mogę się ciebie o coś zapytać?
- Jasne.
- Moje pytanie brzmi: co jest między tobą, a Scottem? Ja nie chcę oczywiście wkraczać w twoje osobiste sprawy, ale jestem twoim dobrym znajomym...
- Przyjacielem - poprawiła go szybko Ruda.
- No tak, przyjacielem. I dlatego, że nim jestem chciałbym wiedzieć czy to coś poważnego, bo...
- Nie musisz się o nic martwić, Sev - rzekła spokojnie Lily. - On nie ma i nie będzie miał wpływu na naszą przyjaźń. To tylko mój dobry kolega.
- A czy mi się zdawało czy nie było cię na śniadaniu i na meczu?
- Byłam u dyrektora razem z Ann i Dorcas. Wiesz.. takie sprawy z Gryffindoru.
Snape uśmiechnął się. Ale to był wymuszony uśmiech. Widać było, że tu chodzi o coś więcej, niż tylko "sprawy z Gryffindoru". Ale nie naciskał, jeśli będzie chciała mu powiedzieć, zrobi to. Rozmawiali o szkole, o znajomych, o nauczycielach, o SUM-ach, o starych dobrych czasach, kiedy jeszcze byli dziećmi.
- A pamiętasz to, jak poszliśmy nad jezioro i wrzuciłeś mnie do wody? - Śmiała się głośno Lil. - Albo jak zrobiliśmy sobie piknik, a ty zapomniałeś wziąć kanapek?

Rozmawiali, wspominali, po prostu cieszyli się sobą. Znów było tak jak przedtem, zanim pojechali do Hogwartu, zanim Tiara ich rozdzieliła, zanim Lily poznała Pottera. Zanim cokolwiek zdążyło się wydarzyć...

piątek, 20 czerwca 2014

Rozdział 6. Scyzoryk.

Elo, eloo :D
Wstawiam kolejny rozdział :) Oceny wystawione, średnia nawet fajna, dlatego myślę, że następny rozdział będzie za tydzień - w piątek lub w sobotę. Kolejna informacja. Rozdział 8. pojawi się dopiero 12 - 13 lipca, bo jadę na kolonię ;) Następnie chciałam powiedzieć, że SZUKAM BETY! Przemyślałam to i doszłam do wniosku, że będzie mi potrzebna :)
Zgłaszajcie się na: blogHPmarauders@onet.pl
W e-mailu napiszcie mi jak macie na imię, ile macie lat, napiszcie czy sprawdzacie już jakieś prace, a jeśli nie to podajcie Waszą ocenę z polskiego na koniec tego roku. :)
Myślę, że tak 11 lipca będę już mogła sprawdzić pocztę, więc do tego dnia wysyłajcie swoje zgłoszenia :D

A teraz zapraszam na rozdział :)
Miłej lektury
Lily

PS Dziękuję za komentarze! Jesteście kochani <33
_____________________________________


Rozdział 6. Scyzoryk.

- Pomocy! - krzyknęła Evans.

Stała z zawiązanymi rękoma i patrzyła z przerażeniem na swoje przyjaciółki, które były związane podobnie. Wszystkie były przy ścianie koło biblioteki. Ann i Dor stały z opuszczonymi głowami, jakby wyparowało z nich życie.

- I tak nikt cię tu nie usłyszy - syknął śmierciożerca.
Znała go. Uczęszczał do Hogwartu jeszcze dwa lata temu. Jak wszyscy tu zebrani. Malfoy, dwie siostry Black, Yaxley i inni. Ubrani na czarno z drwiącymi uśmiechami na twarzach nieśli Śmierć.
- Właśnie, ty głupia szlamo - powiedziała Bellatrix. - Jesteś nikim, więc kto miałby ci przybiec na pomoc?
I wtedy dobiegł ich krzyk "Evans! Biegnę do ciebie!". Ruda bardzo dobrze znała ten głos. "To James!" 
pomyślała. Lily popatrzyła z odrazą na śmierciożerców, którzy nasłuchiwali w skupieniu czy ten krzyk był naprawdę, czy tylko im się zdawało. To była idealna okazja by zaatakować, ale Evans miała różdżkę w torbie, która leżała na ziemi dość daleko...

- Yaxley, sprawdź czy ktoś jest w pobliżu - rozkazał Malfoy.
- Co ja jestem jakiś pies? Sam idź sprawdź.
- I tak ktokolwiek, by to był, zabawimy się z nim po swojemu - chichotała kobieta, uczepiona ramienia Lucjusza, Narcyza.
I wtedy Rudą ogarnęło przerażenie. Rogacz jest młodszy od nich i nie poznał jeszcze wszystkich zaklęć. A oni znają ich o wiele więcej, a do tego znają też te niebezpieczne... Nagle zza rogu wybiegł Potter razem ze swoimi przyjaciółmi. Stanęli bohatersko przed dziewczynami, wyciągając różdżki przed siebie. Łapa popatrzył z nienawiścią na Narcyzę i Bellę.

- Co u ciebie, kuzyneczku? - zapytała złośliwie Bellatrix, wyciągając rożdżkę.
- Na pewno lepiej niż u ciebie - rzekł Syriusz.
Lily wyczuła w jego głosie zdenerwowanie, ale również determinację. Lily oddychała ciężko, próbując w jakiś sposób rezerwać liny. Teraz również śmierciożercy wyciągnęli różdżki. Stali i patrzyli na siebie ze złością w oczach.
- Odejdźcie - odezwał się w końcu Lucjusz.- Bo stanie wam się krzywda, a przecież wszyscy jesteście czarodziejami czystej krwi i szkoda by było was zabić... No, może oprócz tego Lupina i tej szlamy.
- Nie nazywaj jej tak! - krzyknął James.
- Uuuuuuu, co za odwaga bronić szlamy przy dużo starszych od siebie osobach... - syknęła jedna z sióstr Black, Bellatrix.
I wtedy kilka rzeczy stało się równocześnie. Zarówno Huncwoci jak i śmierciożercy zaczęli rzucać w siebie zaklęciami. I choć Huncwoci mieli mniej wiedzy o różnych zaklęciach, to wcale nie byli gorsi. Lily piszczała, a jej przyjaciółki nadal stały w bez ruchu, patrząc ślepo w podłogę. "Co oni im zrobili?!" myślała rozpaczliwie Evans. W jej oczach zakręciły się łezki bezsilności, bo nie mogła nic zrobić... Była związana, a jej różdżka była daleko, daleko... "Zaraz, przecież stoję koło biblioteki! Tu musi być ten cholerny scyzoryk, po który przyszłyśmy, bo Dor go zgubiła" myślała gorączkowo Ruda. Zrobiła parę kroków w prawo, skąd było bliżej okna. Rozejrzała się po parapecie. Pusto. kilka kroków do przodu - tam znów parapet. Znowu pusto. Zdenerwowana Evans spojrzała na ziemię. Jest! Scyzoryk musiał najwyraźniej upaść, bo leżał na podłodze. Dziewczyna w miarę możliwości, cicho uklęknęła. Błądziła chwilę palcami po podłodze, po czym znalazła ostrze. W górę. Krew poleciała. W dół. Kolejna rana. W górę i w dół. Liny przecięte. Evans niezauważalnie podeszła do przyjaciółek.
Potrząsnęła nimi i poklepała po policzkach, jednak nic się nie stało. Czyżby było już za późno? Lily nie chciała dopuścić do siebie tej myśli. Zobaczyła, że Rogacz walczy z dwoma śmierciożercami równocześnie. Podbiegła do niego i zaatakowała jednego z nich.
- Drętwota! - krzyknęła i Śmierciożerca padł na ziemię.
James potraktował drugiego zaklęciem "Petrificus Totalus" i wróg padł na ziemię jak długi. Potter popatrzył na Rudą ze zdziwieniem i podziwem. Ta tylko przewróciła oczami do góry i uśmiechnęła się słabo. Właśnie mieli zacząć walkę z następnymi śmierciożercami, ale zrobiło się dziwnie pusto.
Krzyki ustały i było słychać tylko ciężkie oddechy Huncwotów i Lily. Evans przypomniała sobie o Ann i Dor, i szybko do nich podbiegła.

- Halo! Obudźcie się! - krzyczała.
Huncwoci podbiegli do nich i zaczęli się uważnie przyglądać Czarnej i Lorens. Syriuszowi szybciej zabiło serce. "A co jeśli..." pokręcił głową. To nie może być prawda. Black nie mógł sobie wyobrazić życia bez tej istotki, która stała teraz nieruchomo. Była czarownicą czystej krwi, więc dlaczego ją uśpili, czy coś...? Nie żeby to było dla Syriusza ważne, że była akurat czystej krwi. Ważne było to dla niego, bo to była Dorcas. Natomiast Remus złapał dłoń Blondi i przyłożył ją do twarzy. Ruda zauważyła, że ciężko oddycha i zbiera mu się na płacz. James przytulił Lily, a ona go nie odepchnęła. Wtuliła się w jego ramiona i zamknęła oczy. Słyszała jego szybkie bicie serca i czuła jego zapach. Gdy nie wiedzieli co robić, usłyszeli kroki. Zerwali się z miejsc i wyciągnęli różdżki. Nasłuchiwali. Czyżby śmierciożercy wrócili? Na końcu korytarza pojawił się jednak Dumbledore, McGonagall i pani Pince. Gdy nauczyciele zobaczyli ich z wyciągniętymi różdżkami, szybko do nich podbiegli.

- Co się tu...? - chciała zapytać McGonagall, ale właśnie zobaczyła Ann i Dor.
- Peter, idź po panią Pomfrey - powiedział Dumbledore.
Glizdogon pobiegł żwawo w stronę Skrzydła Szpitalnego, a Dumbledore podszedł do przyjaciółek Evans.
- Co tu się działo? - zapytał.
Wszyscy popatrzyli na siebie w milczeniu.
- Śmierciożercy - szepnął Lupin. - Dostali się tu.
McGonagall zbladła. Dumbledore przyglądał się uważnie dziewczynom i zaklęciem usunął liny. Peter i pielęgniarka przyszli do nich zasapani. Widać było, że się spieszyli.
- Pani Pomfrey, proszę zabrać uczennice do Skrzydła Szpitalnego - odezwał się Dumbledore.
- Oczywiście - powiedziała i przywołała magiczne nosze. - Pomożecie mi?
Chłopaki dźwigali nosze na których leżały dziewczyny, a Lily szła obok. Patrzyła na swoje przyjaciółki i zastanawiała się co im się przytrafiło. Tak pogrążeni w myślach, dotarli do drzwi Skrzydła Szpitalnego. Gdy odłożyli nosze, pielęgniarka opatrzyła ręce Lil i kazała pozostałym poczekać na zewnątrz. Jednak później oznajmiła, że za kilkanaście minut będą mogli zobaczyć przyjaciół. I wtedy grupa rozdzieliła się na dwie części. Peter i Lupin poszli do dormitorium. Potter chciał zostać, ale widać było, że jest wyczerpany po tej walce.
- James, idź odpocząć - szepnęła mu do ucha Evans.
On popatrzył na jej zielone oczy w kształcie migdałów i ledwo zauważalnie pokiwał głową. Odwrócił się i wolnym krokiem oddalił do Wieży Gryffindoru. Ruda usiadła koło Blacka na podłodze. Chciała z nim pogadać na osobności.

- Syriuszu - zaczęła. - Mogę z tobą porozmawiać?
- Jasne, Lily.
- Chciałabym coś wiedzieć.
- O co chodzi?
- O Dorcas. Podoba ci się?
- Emm. Taa... To znaczy... Nie, no co ty...
Lily pokiwała głową, biorąc głęboki oddech. "Trzeba będzie jej to powiedzieć" stwierdziła w myślach.
Ale wciąż zastanawiała się nad jedną sprawą. Czego, do cholery, szukali tutaj śmierciożercy?! Należałoby o tym głębiej pomyśleć, ale w tej samej chwili drzwi otworzyły się, wyszedł Dumbledore, a pani Pomfrey powiedziała, że mogą wejść. Wstali i weszli do dużego pomieszczenia, gdzie znajdowało się kilkanaście łóżek. Podłoga była z białych kafelek, długie zielone zasłony sięgały aż do ziemi, na ścianach obrazy przedstawiające postacie w szpitalu lub przy łóżkach chorych. Pachniało tam lekami i różnymi eliksirami, które stały przy ścianie na wielkim, podłużnym stole.

- Dałam im eliksir Słodkiego Snu, więc śpią. Reszty dowiecie się od dyrektora. Macie dwie minuty i zmykać.
Ruda podeszła do łóżka Ann, a Łapa Dorcas. Usiadł na krześle i popatrzył na nią. Złapał jej rękę i przyłożył do twarzy. Oddychała równo, nie była już blada, a na jej twarzy błąkał się uśmiech. Chłopak usłyszał kroki i zamknięcie drzwi. To Lily wyszła ze Skrzydła Szpitalnego. Syri siedział jeszcze parę minut przy łóżku Czarnej, po czym szybko wyszedł z pomieszczenia. Syriusz udał się do Wieży Gryffindoru. Szedł pogrążony w myślach o tym czy Meadowes wyzdrowieje. Myślał o tym tak zachłannie, że wpadł na obraz Grubej Damy.
- Miodowe Królestwo - rzekł, chichocząc z własnej głupoty i pocierając czoło.
Portret otworzył się i Syriusz mógł wejść. Zanim wszedł na schody prowadzące do jego dormitorium, zobaczył Evans siedzącą nad książkami. Nie zdążyła odrobić zadań domowych, więc pisała i sprawdzała różne rzeczy w książkach. Black w milczeniu wszedł do dormitorium. Usiadł na łóżku i prawie zasnął, gdy dobiegł go głos jego najlepszego przyjaciela.
- I jak? Wszystko dobrze?
- Tak. Dziewczyny leżą, pogrążone w głębokim śnie.
- I to jest dobre? - Zdziwił się James.
- Jeśli Pomfrey dała im eliksir Jakiegoś-Tam-Snu to chyba tak.
- A Lily?
- Siedzi z nosem w książkach i... aaaaa prawie zasypiaaaaaa...

Łapa zasnął. Nic dziwnego, był bardzo zmęczony. James, który jeszcze nie przebrał się w piżamę, poszedł do Pokoju Wspólnego. I faktycznie Lilka siedziała z nosem w książkach tyle, że już spała. Usiadł koło niej i popatrzył się na jej rude włosy i malinowe usta oraz delikatną cerę. Była taka piękna! Może myślicie, że trochę przesadzał, ale dla niego Lily była najpiękniejszą dziewczyną na świecie. Rogacz wziął ją na ręce i zaniósł do swojego łóżka. Przykrył swoim kocem, a sam udał się do Pokoju Wspólnego, by przespać się na sofie. Z przekrzywionymi okularami na nosie zasnął, myśląc o Lily Evans...

                                                                             ~*~

Rano Ruda obudziła się w łóżku. Tylko, że nie w swoim. Ale było jej tu dobrze...
Czuła zapach Jamesa. Jamesa! Ruda usiadła i rozejrzała się dookoła. Była w dormitorium chłopców, a skoro czuła zapach Rogacza, to znaczy że była... w jego łóżku! Zerwała się przestraszona i pobiegła na dół. Właśnie miała wejść na schody prowadzące do pokoi dziewcząt, gdy jej uwagę przykuła postać śpiąca na sofie. Podeszła bliżej i zobaczyła Pottera. Spała w jego łóżku, a on spał na kanapie w Pokoju Wspólnym. Kucnęła przy chłopaku. Popatrzyła na jego przekrzywiane okulary i rozczochrane włosy. Wyglądał tak niewinnie... Zabrała swoje książki, które leżały na stole. Gdy była już we własnym dormitorium, wzięła szybki prysznic i zaczęła wybierać sobie ubranie na dzisiejszy dzień. Była sobota, więc nie musiała zakładać szkolnej szaty. I odrabiać lekcji... "Jestem taka zakręcona, że zrobiłam zadania na poniedziałek wczoraj!" pomyślała, kręcąc głową nad własną głupotą.
Nadal tylko w bieliźnie stała przed szafą i zastanawiała się jakie ubranie wybrać, gdy do jej pokoju wszedł... Rogacz! Szybko założyła szlafrok, który leżał na jej łóżku. Jednak James zobaczył jej wiśniową bieliznę i pokryty rumieńcem zasłonił sobie oczy.

- Czego szukasz? - zapytała nadal zdenerwowana.
- No bo... Ann i Dor... się obudziły i wiesz... - powiedział.
- Możesz odsłonić oczy - odezwała się Evans.

Odsłonił. Niemożliwe! W tak szybkim czasie Ruda była ubrana w białe legginsy do kolan i zieloną tunikę, która podkreślała kolor jej oczu. Uśmiechnął się do niej przepraszająco, ale ona pchała go do wyjścia. Sama pobiegła do Skrzydła Szpitalnego. Potter wszedł do swojego dormitorium z zamiarem przebrania się i gdy schylał się do kufra, zamurowało go. Syriusz śpiewał przed lustrem!
- Dzisiaj Hogsmeade! Hogsmeade! A ja idę z Doooorcas! O tak! O ta...
I wtedy Syri zobaczył Jamesa. Oboje ryknęli śmiechem, a zaraz potem dołączyła do nich pozostała dwójka, która również przyglądała się temu wszystkiemu. We wspaniałych nastrojach udali się na śniadanie. I gdy Rogacz właśnie miał usiąść, w oczy rzuciła mu się ruda osóbka... w towarzystwie jakiegoś chłopaka z siódmej klasy. Potter poznał go od razu! Kapitan drużyny przystawia się do jego Lily! No, może jeszcze nie jego, ale kiedyś na pewno tak będzie! To nie fair! Rogacz musiał mieć złą minę, bo Syri powiedział:
- W porządku?
- Nie. Zobacz co wyprawia Scott!

Black spojrzał na kapitana drużyny. Rozmawiał z Rudą. Ona śmiała się z jego żartów, przynajmniej tak to wyglądało. I wtedy do Syriusza dotarło, co myśli sobie jego najlepszy przyjaciel.
- Rozmawiają. Nie martw się, na pewno jej nie podrywa...
- Jak to nie! - prawie krzyknął Potter.
- Uspokój się, stary...
- Tak, masz rację. Bo tylko spokój może mnie...
- Uratować? - zapytała nagle Evans, która właśnie usiadła naprzeciwko.
- Tak, Liluś, uratować.
Lily głośno westchnęła i zaczęła nakładać sobie jajecznicę. Wzięła kubek gorącej herbaty i wypiła troszkę. Jadła i na chwilę podnisoła wzrok. Potter bezczelnie się na nią gapił.
- Evans, a chcesz dowiedzieć się czegoś ciekawego? - zapytał zdawkowo Rogacz.
- Jasne.
- No, więc nie uwierzysz. Wchodzę do dormitorium i słyszę...
Potter nie dokończył, bo Black zatkał mu usta.
- Przepraszam za niego. Jest dzisiaj jakiś taki nie swoi...
- Nic dziwnego - mruknęła Ruda, a James zarumienił się po uszy. - Lecę do dziewczyn, już czują się

lepiej. Będą mogły wyjść do Hogsmeade.
- My też lepiej już chodźmy - odezwał się Lupin.
- Stary, czy ty potrzebujesz godzinę na przygotowanie się? - zapytał z udawanym wyrzutem Rogaś. -

Tak jak dziewczyny?
- Nie, Jamesie, nie potrzebuję - Lunatyk uśmiechnął się do przyjaciela. - Ale chcę powtórzyć plan - dodał szeptem. Potter pokiwał głową. Znał doskonale ten plan...

                                                                        ~*~

Dziewczyny tak długo rozmawiały, że prawie spóźniłyby się na wyjście. One również były wtajemniczone
w "superfantastycznyniezwykleoryginalny" plan Rogacza. Mianowicie Dorcas idzie z Blackiem na spacer
i jak najdłużej próbuje z nim rozmawiać, tak by wrócił ostatni do zamku. W tym czasie cała reszta przygotowuje Pokój Współny do jakiegoś porządku, dekoruje go i przynosi kremowe piwo oraz mały torcik z kuchni, ponieważ jest impreza-niespodzianka z okazji urodzin Syriusza. Sprytne według Jamesa jest to, że razem wszyscy wychodzą do wioski i tam kupują prezenty, ale potem szybciutko zmykają do zamku. Mimo wszystko Dorcas bardzo się stresuje, bo to jednak "randka" z Blackiem.
- Już czas iść - oznajmiła Lily, która musiała niestety odwołać spotkanie z Severusem.
Spotkają się jednak jutro na błoniach. Przyjaciółki wstały i udały się w stronę wyjścia. Tam spotkali się wszyscy razem - w siódemkę. Wymienili krótkie "cześć" i wsiedli do powozu. który przygotowała szkoła. Jechali w milczeniu, a Dorcas i Syriusz nawet w zdenerwowaniu. Często ukradkiem patrzyli na siebie. Gdy dojechali do wioski, wszyscy rozeszli się po kątach. Tylko Dorcas i Syriusz zostali razem.
- Idziemy? - zaproponował Black.
Czarna skinęła głową i ruszyli w stronę jeziora, które znajdowało się niedaleko od głównej drogi. Szli chwilę nic nie mówiąc i tylko patrzyli na słońce, które za kilka godzin zajdzie...
- Ładny widok - szepnęła Meadowes, gdy doszli do jeziora.
- Wiem. Wiedziałem, że ci się spodoba - powiedział Łapa.
- Skąd?
- Ma się to przeczucie - mruknął Syriusz i uśmiechnął się "huncwocko".

Jezioro było ogromne. Tak duże, że w zimie można by było pojeździć tu na łyżwach. Drzewa dookoła budowały tajemniczą atmosferę, a cichy śpiew ptaków tylko to umacniał. Było cudownie.
- Syriuszu, chciałam ci dać prezent z okazji twoich urodzin i...
- Ty nie musisz mi nic dawać - przerwał jej Black. - Ważne, żebyś już się na mnie nie gniewała.
- Naprawdę?
- Tak - szepnął Syriusz i delikatnie podniósł jej brodę tak, że patrzyli sobie prosto w oczy. - To mi wystarczy.
I nachylił się do niej, składając na jej ustach delikatny pocałunek. Dorcas odwzajemniła to. Szybko zapomniała o tym, że teoretycznie nienawidzi Blacka. Czarna poczuła jego zapach i zawirowało jej głowie. Ten silny, wysportowany, przystojny i zabawny Syriusz Black całował właśnie ją. Chciała by ta chwila trwała wiecznie... I chyba tak było, bo gdy wracali do powozu, trzymając się za ręce, słońce zachodziło. "Na pewno zdążyli wszystko przygotować." pomyślała Dorcas, wyobrażając sobie minę Blacka, gdy wejdzie do Pokoju Wspólnego. Uśmiechnęła się pod nosem...





piątek, 13 czerwca 2014

Rozdział 5. Szlaban i pierwsze "tak" dla Jamesa.

Siemaneczko!
Wstawiam rozdział zgodnie z umową :D Wróciłam z wycieczki (rany! Jak super! Zwłaszcza dyskoteka xDD) i oto jest notka. Szczerze mam mieszane uczucia co do tego rozdziału. MOGĄ BYĆ BŁĘDY, bo nie miałam czasu dokładnie tego sprawdzić, więc mnie nie bijcie :) Zastanawiam się czy nie wynająć bety :D Co o tym myślicie?
Czekam na opinie
Lily

PS Co do tego, że akcja gna do przodu. Luzik, spoko loko. Będą razem dopiero w siódmej klasie :D
[EDIT] Nazwa wioski - poprawiona (Hogsmeade) i "rozdwojenie jaźni" również :)
_______________________________



Rozdział 5. Szlaban i pierwsze "tak" dla Jamesa.

     Trening minął przyjemnie. James złapał znicza kilka razy, a Syriusz na stanowisku obrońcy zdobył uznanie kapitana, Scotta Richardsona.
- Syriusz! Chodź już, bo się spóźnimy!

James był wkurzony, ponieważ niejaki Łapa tak wolno szedł z boiska do dormitorium, że lada moment Rogacz spóźni się na szlaban. Łał! Pierwszy raz zależy mu, żeby nie spóźnić się na szlaban! Może dlatego, że będzie z nim Lily...
- Nie bój nic! Przecież razem wyjdziecie, tak?!
- Mam nadzieję... - odparł Potter, wchodząc do łazienki.

                                                                    ~*~

     Już parę minut później czekał przy portrecie Grubej Damy na śliczną zielonooką dziewczynę. Gdy ta podeszła do niego, James przełknął z trudnością ślinę i zdenerwowany przepuścił Lil. Ach, ta miłość... Jest taka stresująca! Szli krok w krok, w milczeniu do gabinetu Filcha. To tam miał odbyć się szlaban.
Chyba...
- Noooo, jesteście wreszcie - powiedział woźny.
Oboje spojrzeli na niego z wyrazem znudzenia i odrazy. I nawet Lily, która starała się dostrzec dobro we wszystkich, to w Filchu nie potrafiła tego znaleźć. Był jak mucha, która głośno bzyczy i nie chce odlecieć. Koszmar.

"To nie może być prawda. Jestem tu z Potterem!" myślała gorączkowo.
"Rany! Jestem tu z Evans..." pomyślał z zadowoleniem James. Popatrzył na swoją towarzyszkę i wyszczerzył zęby w uśmiechu. Ruda odwzajemniła uśmiech, ku zdziwieniu Rogacza.

- Pójdziecie do Izby Pamięci i wyczyścicie puchary. Bez magii.
- Dobrze - powiedzieli znudzonym głosem w tym samym czasie.

To dziwne... On i ona w tym samym czasie... Nieważne.
Poszli, więc do Izby Pamięci, by tam otrzymać szmatki i zacząć czyścić puchary. Na początku było cicho, jednak James chciał porozmawiać z Lily. W końcu byli sam na sam...

- Ile pucharów umyłaś?
- Około 15. A ty?
- Też.
Milczenie. Cisza. Ta którą każde z nich chciało przerwać, a nie wiedziało jak.
- James?

Rogacz przestał wycierać kolejny puchar. Usłyszał swoje imię z ust Lily Evans. Pierwszy raz. Zawsze mówiła do niego "Potter". Zawsze...

- Tak?
- Czy ty słyszałeś coś tamtej nocy?
- Tak.
Spojrzał prosto w jej zielone oczy. Świeciły się jak ogniki. Uśmiechnął się pod nosem. Ach, ta Ruda!
- Co dokładnie?
- Coś o Dorcas... Ale mam pytanie. Czy mówiłyście coś o mnie?
- Tak - szepnęła cicho dziewczyna. Nie było sensu go okłamywać i ona o tym wiedziała.
- Aha. Jakie masz hobby? - zapytał, szybko zmieniając temat, za co Evans była mu bardzo wdzięczna.
- W zasadzie nigdy się nad tym nie zastanawiałam. A ty?
- Quidditch. To wspaniała gra. Najbardziej podoba mi się Zwód Wrońskiego...

     I zaczął jej opowiadać o grze. Poznała chyba wszystkich najsławniejszych graczy i wszystkie sztuczki - również te zakazane podczas meczu. Tyle pracy wkładał w opowiedzenie tego wszystkiego, że parę razy zabrakło mu tchu. Wtedy Ruda chichotała cichutko po nosem. Widziała, że to dużo dla niego znaczy... Popatrzyła na jego orzechowe oczy, kryjące się za okularami. On spojrzał w jej oczy koloru świeżej trawy.
Uśmiechnęła się nieśmiało i wzięła kolejny puchar do ręki. Nie wiedziała ile czasu minęło, ale czuła na sobie wzrok Rogacza. Było cicho, więc zdawało jej się, że gdy szepnie mu choćby słówko, to ten szept będzie krzykiem. Nagle drzwi otworzyły się z trzaskiem i stanęła w nich McGonagall.

- Koniec szlabanu. Do widzenia.

Szybko zabrali swoje rzeczy i w pośpiechu wyszli z sali. Gdy byli pod Wieżą Gryffindoru, zamienili parę słów na pożegnanie.

- Mam nadzieję, że odrobiłaś zadanie dla Marsa, bo jak nie to dostanę burę...
- I tak zawsze ją dostajesz...Tak, Potter odrobiłam, ale przepisać ci nie dam - rzekła dumnie, udając się do swojego dormitorium.
- Na razie, Lily.
Dziewczyna odwróciła się na pięcie i spojrzała na niego zmęczonymi oczami. Pomachała mu ręką i zaczęła wchodzić schodami.

     Gdy była już w dormitorium, dziewczyny spały. Spojrzała na zegarek. Było dobrze po północy. Szybko wzięła prysznic i wskoczyła do łóżka. W jej głowie wciąż krążyły wsponienia ze szlabanu. Nagle przypomniało jej się pytanie Jamesa.
"Jakie masz hobby?" I wtedy do niej dotarło jakie jest jej hobby. No, może nie hobby, ale ulubione zajęcie. To było patrzenie na chłopaka. Na jego dobrze zbudowane ciało i piękne, ciepłe oczy i zawsze rozczochrane włosy. Na jego wygłupy i chwile powagi. Po prostu patrzenie na niego. I zrozumiała, że naprawdę... kocha Jamesa Pottera? "Nie, Lily! Puknij się w ten głupi, rudy łeb i śpij!" pomyślała i zasnęła.


                                         ~*~

     Rogacz obudził się w wyśmienitym nastroju. Dzisiaj piątek! A jutro wyjście do Hogsmage! Jednak to nie z tego powodu był szczęśliwy. Wczorajszy szlaban to sprawił. Chłopak zatrzymał się na dwa kroki od łazienki i zaczął wspominać.
"Och, ta Lilka! Jest taka piękna... Muszę ją zaprosić do Hogsmeade!" I wtedy Black wepchnął się do łazienki, śmiejąc się na cały głos. Potter oprzytomniał.

- Ej! Teraz moja kolej! - krzyknął, waląc pięściami w drzwi.
- Jeśli chcesz możemy się umyć razem! - dobiegł go głos Łapy zza drzwi.
- Jednak poczekam - powiedział po chwili milczenia.
Kąpiel z Syriuszem... A to dobre!

                                           ~*~


Gdy wszyscy Huncwoci umyli się, zeszli na dół do Wielkiej Sali. Tam spotkali swoje "przyjaciółeczki". Było wcześnie, więc mało osób znajdowało się w sali."Dobra okazja by ją zaprosić!" wpadł na pomysł Potter.

- Hej, Lily. Jak się spało? - zapytał.
- Dobrze. A tobie?
- Wspaniale.
- Tak, racja - wtrącił Łapa. - Rano był cały w skowronkach!
- Skakał i rozmyślał. To ci dopiero! - dodał Remus.
- Okey, okey. Wystarczy. - Powstrzymał ich James. - Liluś, moje słoneczko drogie, mam pytanko.
- To je zadaj. Tylko nie lilusiaj mi tu, Potter.
- Wybierzesz się ze mną do Hogsmeade?

     Chwila ciszy. Evans zmierzyła chłopaka swoimi zielonymi oczami. Co kombinował? Rozmyślając no ten tamat, Lily doszła do wniosku, że James ma coraz większą nadzieję, gdyż ona milczy. "Może się zgodzić?" myślała. "Nie! Nie! Nie!" 
Ale Jim tak czeka i na nią patrzy... "JIM?! Lily, kobieto, co się z tobą dzieje? No świetnie, mam rozdwojenie jaźni" pomyślała i się uśmiechnęła. Natychmiast Potter pokazał rząd białych zębów, więc Lil szybko powiedziała:
- Nie.
- Liluś, ale czemu? - James posmutniał.
- Bo nie ma dżemu.
- Nie prawda! A właśnie, że jest! - krzyknął oburzony Peter.
Jednak Lily i Rogacz nie zwrócili na niego większej uwagi.
- Lilka! No zgódź się...
- Zapomnij.
- Kochanie... no proszę!
- Nie jestem twoje "kochanie"!
- Ależ jesteś. Tylko jeszcze o tym nie wiesz. To jak?
- Nie! Nigdy się z tobą nie umówię - ryknęła dziewczyna i dodała w myślach "Choć tak bardzo bym chciała!".
- Lily...
Evans wstała od stołu i wyszła z naburmuszoną miną.
- Faceci! - mruknęła.

- Kobiety... - odezwał się Syriusz. - A ty Dor, wybierzesz się ze mną? - puścił do niej oczko.
- Po co? - zapytała oschle.
- Są moje urodziny - dopowiedział.
- W sumie mogę iść - rzekła i udała się na poszukiwanie przyjaciółki.
- Jak ty to robisz?! Ja grzecznie proszę miłość mego życia i mi odmawia, a ty prosisz swoją i się zgadza!
- Wrodzony talent - rzekł Black i zatopił łyżkę w zupie mlecznej. Przyjaciele parsknęli śmiechem. Ach, ten Syri...

                                                              ~*~

- Co teraz mamy? - zapytała kilka godzin póżniej Czarna.
- Wróżbiarstwo - odpowiedzieli razem Ruda i James.

Wszyscy popatrzyli się na nich dziwnie. "Co w tym dziwnego?" zadawała sobie to pytanie Lily. James zaprosił ją do Hogsmage, ale musiała odmówić, bo umówiła się z Severusem. Ale to nie był jedyny powód i ona dobrze o tym wiedziała.

- Z Marsem - dodała po chwili Ann.

     Dorcas kiwnęła głową. Po paru sekundach gapienia się na siebie bezmyślnie, poszli cała siódemką w stronę klasy. Szli w całkowitej ciszy, która przeszkadzała każdemu z nich. Gdy byli już w klasie, Rogacz bez słowa usiadł obok Lily. Ta nie spojrzała na niego wrogo ani nie prychnęła z niezadowolenia. Po prostu przesunęła się jak najdalej na brzeg stolika i wyciągnęła pracę domową. Położyła ją na srodku, by Potter mógł spisać. Chłopak wyciągnął pergamin i zaczął przepisywać zadanie z kartki Rudej. Skończył, zanim nauczyciel się zorientował się co jest grane.

- Teraz czas na wróżenie z rąk - powiedział Antoni Mars, pięć minut przed końcem lekcji. - Kto na ochotnika?
Nikt nie tryskał zapałem, więc nauczyciel zrobił wyliczankę. W myślach, żeby nie było, że naprawdę jest taki świrnięty. "Entliczek, pętliczek, czerwony stoliczek..." wyliczał profesor. Z zadowolaną miną, nakazał gestem dłoni by podeszli do niego...
- Panna Evans i pan Potter! Proszę do mnie.

     Wstali bez słowa, pogrążeni w myślach takich ja te "O co mu chodzi?!", "Czego on ode mnie chce?", "Na szczęście idzie ze mną moja żabka, Liluś!" Podeszli do biurka nauczyciela i wyciągnęli prawe dłonie. Profesor najpierw przyjrzał się uważnie dłoni Rudej i powiedział:
- Mogę z tego odczytać, że zginiesz w młodym wieku i... poślubisz mężczyznę, któremu odmawiałaś przez sześć lat.

Teraz zwrócił się do Rogacza.
- Natomiast ty... Również umrzesz w młodym wieku i... ożenisz się z kobietą, która odmawiała ci przez sześć lat. Co za zbieg okolicznośći! Możliwe, że będziecie małżeństwem!

Lily wytrzeszczyła na niego swoje zielone oczy. Obróciła się na pięcie i wróciła do stolika z rumieńcem na twarzy. Ale James był zachwycony! Wrócił uśmiechnięty i puścił oczko do Syriusza. Ten pokazał uniesiony do góry kciuk. Zadzwonił dzwonek. Evans szybko zabrała swoje rzeczy i wybiegła z sali w takim pośpiechu, że o mało co nie potrąciła jakiegoś chłopaka. Dziewczyny wybiegły za nią jak szalone. Udały się na błonia. Tam usiadły pod drzewem i zaczęły rozmawiać.

- To już jutro! - powiedziała Dor.
- Co? - zapytała Ruda.
- Hogsmeade! Powiem ci coś ekstra!
- No mów. Chocaż nie liczę na rewelacje...
- Oj, zdziwisz się - odezwała się Lorens.
- Dobra. No to o co chodzi?
- Idę z Syriuszem do Hogsmage! - krzyknęła z radości Meadowes.
- Serio?!
- Tak! Tak! Tak!
- Gratuluje.
- Dzięki, dzięki, dzięki!
- A czy ty przypadkiem nie jesteś na niego obrażona?
- Tylko publicznie...

Dziewczyny zaczęły się śmiać. Dorcas naprawdę pasuje do Syriusza. Przynajmniej łączy ich jedno. Rozśmieszają ludzi jak mało kto! I tak rozmawiały o wszystkim i o niczym. Byle rozmawiać... W końcu zabrały swoje rzeczy i ruszyły w stronę dormitorium.

                                        ~*~

Huncwoci wyszli, by wyprostować kości po ciężkiej pracy. Kilka minut temu skrobali coś na pergaminie i rysowali coś podobnego do planu Hogwartu...

- Podoba mi się nasz pomysł - rzekł Peter. - A wam?
- Mi też, Glizdku - powiedział Łapa.

Właśnie mieli skręcić w korytarz, prowadzący do wyjścia na błonia, gdy usłyszeli krzyki. Przystanęli i zaczęli nasłuchiwać. Krzyk powtórzył się. Ktoś był niedaleko i chyba potrzebował...

- Pomocy!

James popatrzył na przyjaciół z przejęciem.
- Lily - szepnął i rzucił się biegiem, by pomóc dziewczynie. Chłopcy pobiegli za nim przerażeni.

"Jeśli jest tam Ruda to jest i Dorcas!" myślał gorączkowo Syriusz.
- Evans! Biegnę do ciebie! - krzyknął jeszcze raz Rogacz.
Taraz nie liczyło się nic więcej, jeśli w niebezpieczeństwie była Lily!
Nie było niczego ważniejszego...