środa, 23 lipca 2014

Rozdział 9. Spotkanie o północy.


Dobry wieczór, Wizzardy! :D
A więc wyrobiłam się! Wena twórcza naszła mnie zbyt późno i nie dałam rady tego napisać na wczoraj, a co dopiero przedwczoraj. Ale jest! Nowy rozdział, który ma prawie 7 stron! Co o tym sądzicie? Dobra długość? Czy może jeszcze dłuższe, a może krótsze? Musiałam przeskoczyć o prawie miesiąc, ale chyba mi to wybaczycie :) Niektórzy przeskakują nawet o pół roku w swojej historii, więc myślę, że taki mały miesiąc nic nie robi ;) Dziękuję za komentarze pod ostatnim rozdziałem i proszę również o nowe pod tym. To chyba najdłuższy rozdział na tym blogu i chcę wiedzieć co myślicie.
Przypominam o becie! Nikt się nie zgłosił, ubolewam :( (więcej info przy rozdz. 6.)
Już nie przedłużam i życzę miłej lektury
Lilka :)
_________________________________

Rozdział 9. Spotkanie o północy.


- To takie dziwne...
- Wiem, Dorcas. Ale Voldemort już tak działa, taki ma plan... Wytępić mugoli i mugolaków.
   Wciąż siedzieli w lesie, rozmawiając o Śmierciożercach i samym Czarnym Panu. O tym co ostatnio przeczytali w gazecie. Był tam artykuł, w którym napisano o morderstwie rodziny mugoli i o tajemniczym zniknięciu kilkunastu mugolskich dzieci. Rodzice tych pociech przeżywali teraz ciężkie chwile, żyjąc w ciągłym strachu i przerażeniu. Ministerstwo Magii apelowało o ostrożność i czujność. Nauczyciele w szkole mówili, że teraz można spodziewać się wszystkiego. McGonagall na każdej lekcji transmutacji przypominała o bezpieczeństwie, które oferuje szkoła, zapewniając uczniów, że nic im nie grozi, póki są w Hogwarcie. Dyrektor powołał nawet nowe stowarzyszenie. Nazwa ani członkowie nie są znani. Wszystko jest tajne. Tylko profesor Bins się wygadał, że w ogóle coś takiego jest. Po czym zamilkł i rozpoczął dyskusję o paleniu czarownic na stosie w XII w. Jednak każdy kto uczestniczył w tej lekcji doskonale to zapamiętał. No, może tylko kilku uczniów tego nie usłyszało, bo spało.
- Późno już, wracajmy. Jeszcze Filch nas przyłapie - powiedziała Czarna, wstając.
- Ta stara babcia w ciele głupiego woźnego? - Syri wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Nigdy nas nie złapie.
Chłopak wstał i razem z Gryffonką ruszył w kierunku zamku. Szli kamienistą dróżką, mijając ulubione drzewo Rudej. Weszli po marmurowych schodach i przeszli kilka metrów, nim usłyszeli woźnego.
- Cholera! - wymsknęło się Blackowi.
- Och, chodź za mną - szepnęła dziewczyna.

   Po kilku minutach chodzenia najciszej jak się da, wchodzenia do różnych pustych sal i przemykanie
koło Irytka, co było bardzo ryzykowne, w końcu doszli do portretu Grubej Damy.
- Miodowe Królestwo - mruknęła Dor.
- Źle - odpowiedziała kobieta.
- Że co?! Zmieniłaś hasło?! - krzyknął Syriusz.
Meadowes walnęła go w łeb.
- Cholera, Black! ciszej.
Chłopak uniósł ręce w geście zrozumienia. Usiadł na podłodze, plecami opierając się o ścianę.
- Co ty wyprawiasz? - spytała.
- Czekam, aż Glizdek wyjdzie na nocne zwiady do kuchni - odpowiedział.
Dorcas patrzyła na niego jak na kosmitę.
- Do kuchni?
Syri pokiwał głową. Nadal siedział na podłodze i patrzył się na korytarz. Czarna nie była jednak taka spokojna. Stuknęła w portret kilka razy, na co Gruba Dama skrzyczała ją. Gryffonka nie wiele sobie z tego zrobiła. Bo co może zrobić jej obraz? Nic. Dor czekała, aż ktoś wyjdzie do nich, ale szanse na to, że ktoś usłyszy jej pukanie były jak jeden do miliona. Znów zastukała. Tym razem o framugę. Dźwięk był głośniejszy. Czekała, ale nic. Zero. Popatrzyła na zegarek - 23:30. Huncwoci na pewno nie śpią. A ona musi się tam dostać! Dziewczyna potrzebowała pilnej konsultacji z napisanymi zadaniami Lilki.
- Bo zaraz przeklnę! - Nastolatka porządnie się wkurzyła.
- Daj spokój, Lunio wyjdzie za pięć minut.
Nie pytała skąd to wiedział. Zapewne co noc Huncwoci urządzali sobie takie wycieczki po szkole. Oby tylko dzisiaj z nich nie zrezygnowali! Zmęczona usiadła koła Łapy. Zamknęła oczy i pomyślała ile rzeczy jeszcze musi zrobić przed pójściem spać. Sporo tego wyszło... "Super, pójdę spać o trzeciej, a o szóstej trzeba się obudzić, żeby być pierwszym w łazience, potem śniadanie i bieg na błonia, bo lekcja ONMZ." myślała dziewczyna. Spojrzała na zegarek - 23:34. Wstała. "Dobra, jeśli Lupin nie wyjdzie za 30 sekund, to go zabiję, jak tylko dostanę się do środka." stwierdziła dziewczyna.
- Dorcas?
Odwróciła się. Syriusz wyciągnął do niej rękę.
- Jeszcze mam cię podnosić?
- No, fajnie by było.
Pociągnęła za dłoń chłopaka. Po chwili portret otworzył się z cichym pyknięciem. Z Pokoju Wspólnego wyszedł Peter i Remus.
- Co tak wcześnie? - zapytał Pettigrew i uśmiechnął się do Blacka.
- Jakoś tak wyszło - odpowiedział i przybił piątkę z przyjacielem.
- Tak, to bardzo wzruszające, ale pozwolicie, że już pójdę - rzekła dziewczyna i weszła przez portret.
   Natychmiast skierowała się w stronę swojego dormitorium. Wbiegła po schodach i z impetem otworzyła drzwi. Dziewczyny jeszcze nie spały. Siedziały na łóżku Ann i rozmawiały.
- O, pani Black nas odwiedziła - zaśmiała się Lorens, a Lily jej zawtórowała.
- Dajcie spokój, nie jesteśmy przecież parą - broniła się Czarna.
Rzuciła swoją torbę na łóżko i wzięła piżamę, informując Lilkę, że będzie miała spotkanie z jej pergaminami za 10 minut. Ruda wyciągnęła zadania ze swojej torby i położyła na pościeli przyjaciółki, po czym znowu usiadła koło Ann i pogrążyła się z nią w rozmowie na temat Dorcas i Syriusza.
- Pasujecie do siebie! - Dorcas usłyszała krzyk Ann.
Tak się przeraziła, że upuściła butelkę żelu pod prysznic.

                                                  ~*~

   Od czasu imprezy i słynnego już na całą szkołę kawału minął prawie miesiąc. Już za dwa dni miał się odbyć Bal z okazji Święta Zmarłych. Wszystkie dziewczęta były bardzo podekscytowane, pełne optymizmu co do potańcówki. Chłopcy natomiast zbierali w sobie odwagę i prosili dziewczyny o to, by były ich partnerkami podczas balu. Atmosfera w każdym Pokoju Wspólnym była, przynajmniej według Ann, nieco walentynkowa. Nagle wśród znajomych utworzyły się całkiem ładne pary, na przykład taka Alicja Smitch i Frank Longbottom. Lily, Czarna i Lorens znają Alicję z widzenia, choć kilka razy ze sobą rozmawiały. Smitch jest szatynką o brązowych oczach z kilkoma piegami na nosie. Za to Frank świetnie dogaduje się z Huncwotami. Longbottom ma krótkie, czarne włosy i jest dość niski, co wcale nie przeszkadza Alicji. Ann wracała z biblioteki, gdy natknęła się na Petera.
- Hej, Pete!
- Cześć - wymamrotał.
Dziewczyna miała iść dalej, kiedy Pettigrew ją zatrzymał.
- Słuchaj, Ann... może wybrałabyś się ze mną na ten bal? - spytał.
Lorens zdziwiła się jak nigdy wcześniej. Ten Peter Pettigrew poprosił ją o TAKĄ rzecz?! W zasadzie Blondi nie miała nic do niego, ale Glizdek był... taki nieobecny, gdy wszyscy razem rozmawiali. Znikał często, mało rozmawiał z dziewczynami z jej dormitorium. Ogólnie dobrze czuł się tylko w towarzystwie Huncwotów. Z nimi normalnie gadał, śmiał się i robił kawały innym. Bardzo się z nimi zżył i widziała to nawet ona. Ale prawda jest taka, że Ann nie znała go za dobrze. Praktycznie w ogóle. Bo co z tego, że zna jego imię i nazwisko, skoro nie wie co lubi, czego nie lubi, jaka jest jego ulubiona książka czy film? To tak jakby poszła na bal z obcym człowiekiem. Miała wątpliwości czy się zgodzić czy nie. Postanowiła zaryzykować, dać mu szansę.
- Dobrze, wspaniale. Już nie mogę się doczekać. - Uśmiechnęła się szeroko.
Chłopak bardzo, bardzo się ucieszył i w wyśmienitym humorze podziękował blondynce, po czym w podskokach ruszył innym korytarzem. Dziewczyna natomiast poszła do Pokoju Wspólnego, zastanawiając się czy na pewno dobrze zrobiła. We Wspólnym panował istny chaos! Prawie wszyscy siódmoklasiści siedzieli przy kominku, wybuchając co chwila śmiechem. Ann przystanęła i patrzyła na nich dłuższą chwilę. Chciała sama kiedyś tak usiąść w gronie swoich przyjaciół. A to było całkiem możliwe.
- Czemu stoisz jak słup soli? - Ktoś wyrwał ją z tego lekkiego odrętwienia.
Odwróciła się. Lunatyk.
- Ach, tak się patrzyłam na tych tam. - Wskazała głową uczniów.
- O. Słuchaj, chciałem się zapytać... - "O, nie. Proszę, tylko nie to!" pomyślała dziewczyna, uważnie słuchając chłopaka. - Czy... Nie zechciałbyś pójść na ten bal... Ze mną?
Remus czekał skupiony na reakcję. Spodziewał się innej. Lorens zamiast paść w jego ramiona, przynajmniej w jego myślach tak to wyglądało, nagle zmarkotniała i spuściła głowę. Jąkała się i długo zastanawiała nad tym co ma powiedzieć, gdy w końcu usłyszał:
- Przykro mi, ale ktoś już mnie zaprosił - mruknęła i pobiegła na górę do swojego pokoju.
Lupin stał nieruchomo, patrząc się na miejsce, w którym przed chwilą była dziewczyna. Po całym dniu układania sobie tej sytuacji w głowie i zbieraniu w sobie odwagi przez cały tydzień, ona po prostu już nie może iść. Ktoś go ubiegł. Nie wiedział kto to był, ale chciał by ten ktoś złamał sobie nogę.
"Nie, nie chcesz tego. Nie chcesz." uspakajał się w myślach. Ale nie mógł zapanować nad rozpływającą się po całym jego ciele złością. Był zły na siebie. Mógł zaprosić ją wcześniej. Czemu czekał tak długo? Czemu?! Lunio tracił nad sobą panowanie. Im dłużej o tym myślał, tym bardziej ogarniała go złość. Gniew, nienawiść do samego siebie. Chłopak poczuł, że traci kontrolę. Wybiegł w wilczym tempie z Pokoju Wspólnego i natychmiast udał się do pielęgniarki, by dała mu leki na uspokojenie. Nie chciał się zmieniać, kiedy nie było pełni. Nienawidził tego procesu. Zawsze wyglądał tak samo.


'Trzynastoletni chłopiec był już w głębi Zakazanego Lasu. Chmury za chwilę odsłonią księżyc. Nie cierpiał tych przemian. Były bolesne, czuł wstyd, kiedy jego przyjaciele, pod postacią zwierząt, przyglądali się temu. Współczuli mu, a on nie chciał żadnego współczucia. Nie potrzebował litości innych. Ugh, zaczyna się! Już poczuł napływającą wilczą krew, zmysły już mu się wyostrzyły, ciało już przeszły dreszcze. Upadł na kolona i złapał się za serce. Jego ciałem wstrząsnęły drgawki. Ręce zamieniły się w łapy, a twarz w pysk. Gwałtownie urósł. Już nie był tym samym chłopcem co przed chwilą. Teraz był wilkołakiem. Nie pamiętał co robił, gdzie biegał ani co zniszczył po drodze. Zapamiętał tylko te spojrzenia pełne współczucia.'


Biegł. Nikt nie mógł go zobaczyć. Za chwilę otworzy drzwi Skrzydła Szpitalnego, a pielęgniarka w sekundę poda mu leki. Jeszcze tylko moment i już tam będzie.


                                                                     ~*~

   Blondynka wbiegła do dormitorium. Rzuciła swoją torbę na podłogę, a sama wskoczyła na łóżko izasunęła kotary. Lorens nienawidziła samej siebie w tamtej chwili. Nie mogła się zgodzić, bo zrobiłaby przykrość Peterowi, ale z drugiej strony... To był Remus. Ledwo na niego spojrzała, a na policzki wpływały rumieńce, nogi miała jak z waty i w brzuchu pojawiały się motyle. Wtedy kiedy mu odmówiła, spojrzała na niego. Była to może sekunda, ale Ann już widziała to rozczarowanie i złość. Ukryła twarz w kolanach. " Jak mogłam przegapić taką okazję?!" rozpaczała na nowo nad tą sytuacją.
Usłyszała jak ktoś rozsuwa kotary.
- Ej, mała? Co jest? - To była Lilka.
Blondynka wzięła głęboki oddech. Była cała czerwona, a do oczu powoli napłynęły łzy. Ruda pogłaskała ją po głowie i plecach.
- No, o co chodzi?
- Remus zaprosił mnie na bal - bąknęła.
- O, to chyba dobrze - Lily uśmiechnęła się do przyjaciółki.
- Nie, nie dobrze. Peter poprosił mnie o to wcześniej i się zgodziłam - mruknęła.
- Oj! - wymsknęło się Evans.
- Gdybyś widziała jego minę... Był taki zły...
Lil przytuliła dziewczynę tak mocno, że prawie zabrakło jej oddechu.
- Nie martw się, przejdzie mu.
- Nawet nie wiesz jak ci zazdroszczę, że nie masz takiej sytuacji. Scott cię zaprosił i po sprawie. James trochę się podenerwował i już jest cicho.
- No widzisz! Z Lupinem też tak będzie.
- Tylko, że Remmy nic nie powiedział. Widziałam tylko tą złość w jego oczach. Nawet nie spytał się kto mnie zaprosił - Blondi mówiła coraz ciszej.
- Idź spać, mała. Jutro jescze pogadamy - powiedziała Lily.
Lorens pokiwała głową, wzięła piżamę i weszła do łazienki. Po minucie Ruda usłyszała szum wody i ciche nucenie blondynki. Usiadła na swoim łóżku i rezejrzała się po pokoju. Nie było Dorcas. Zanim zdążyła się porządnie zmartwić, drzwi z hukiem się otworzyły i stanęła w nich właśnie Meadowes.
- Poczta - mruknęła, podając Lilce kopertę.
Dziewczyny ustaliły, że raz na koniec tygodnia roboczego, czyli w piątek, jedna z nich idzie do sowiarni i patrzy czy ich sowy nie mają listów przywiązanych do nóg. Dumbledore wprowadził nową zasadę, która głosiła, że każdą sowę trzeba nauczyć, by listy "przechowywała" w swoim "dormitorium" w sowiarni. Chodziło o to, że niektóre sowy za mocno stukały w okna i po prostu je wybijały. A poza tym Huncwoci często zwalali, że to sowy rozbiły nie tylko okna, ale też zniszczyły drzwi lub zarysowały parapet.
Evansówna wyjęła list z koperty i zaczęła czytać.


Kochana Lily!

   Piszę do Ciebie, bo wiem, że masz niedługo Bal Halloweenowy w swojej szkole. W kopercie znajdziesz parę galeonów na zakupy. Tata chciał, żebym wysłała Ci już rozmienione, więc podziękuj mu za to, ponieważ byłam taka zmęczona, gdy wkładałam Ci pieniądze, że omało nie włożyłabym Ci tam kilkadziesiąt dolarów.
   Myślę, że to wystarczy Ci na sukienkę i jakąś ładną biżuterię. Co do butów, to uważam, że możesz włożyć te szpilki, które dostałaś od babci rok temu. Wzięłaś je, prawda? Poproś Dorcas lub Ann, by zrobiły Ci lekki makijaż. I pokręć sobie włosy lokówką... Zaraz! Na pewno jest na to jakieś zaklęcie! W każdym razie mam nadzieję, że będziesz wyglądać cudownie. Masz już partnera? Na pewno, a jeśli jeszcze nie, to sama kogoś zaproś. Na pewno się zgodzi. A może ten James Potter, który wysyłał Ci tyle listów w wakacje? To miły chłopak. Raz przecież specjalnie przyszedł, bo nie odesłałaś jego listu i myślał, że coś Ci się stało. To było urocze, nie zaprzeczysz! :)
   A jak tam przygotowania do SUMów? Dobrze się uczysz? Jest jakiś nowy nauczyciel? Wszystko mi opowiedz! Będę czekać z niecierpliwością na Twój list!

Życzę udanego balu

Mama


Lily uśmiechnęła się szeroko. Tylko jej mama może napisać, że James Potter to miły chłopak! Dziewczyna wyrwała kartkę z notatnika i zaczęła pisać odpowiedź, gdy Dorcas podbiegła do niej z wypiekami na twarzy.
- Patrz! - pisnęła, podając jej liścik.
Ruda przyjrzała się temu. Przeczytała na głos.
- Ktoś chce się z tobą spotkać o północy w Pokoju Życzeń na siódmym piętrze. Jeśli nie masz jeszcze partnera na bal, przyjdź. Będę czekał dziesięć minut. D.L. Kto to D.L.?
- Nie mam pojęcia. Ale wiem, że nie mam partnera na bal. To ostatnia okazja, nie chcę czekać w nieskończoność na Syriusza. Pewnie i tak już zaprosił inną - stwierdziła Czarna.
- W takim razie idź - powiedziała Lily i powróciła do poprzedniej czynności.
- O co chodzi? - Drzwi łazienki otworzyły się i stanęła w nich Ann z mokrymi włosami.
- Dor ma spotkanie o północy z tajemniczym wielbicielem. - Zaśmiała się cichutko Lil.

                                           ~*~

   Dziewczyny jeszcze rozmawiały, gdy Meadowes wychodziła. Najciszej jak mogła wyszła z Pokoju Wspólnego. Ruszyła na siódme piętro. Miała nadzieję, że nie spotka po drodze Irytka albo Filcha. To by się źle skończyło! Minęła kilka zbroi, obrazów i posągów. Weszła na schody. Jeden, dwa, trzy. Wielki krok, by schody się nie przesunęły. Już jest. Siódme piętro. Teraz w lewo. Dziewczyna popatrzyła na zegarek. Pięć minut po północy. " Zostało już tylko pięć minut" pomyślała przerażona. Teraz przyspieszyła. Doszła do miejsca spotkania, ale tajemniczego wielbiciela nigdzie nie było. Zrozumiała, że pewnie ktoś sobie zrobił z niej żarty, gdy poczuła czyjś oddech na karku. Po chwili chłopak, bo to na pewno był chłopak, zawiązał jej opaskę na oczy.
- Przyszłaś - szepnął jej do ucha.
Gryffonka uśmiechnęła się uroczo.
- Mogę znać twoje imię?
- Znasz mnie. Po prostu dawno nie rozmawialiśmy. Bardzo dawno.
- To może chociaż powiesz dom?
- Nie nie powiem, na razie jestem po prostu... gościu z Hogwartu.
Koleś delikatnie popchnął Dor naprzód. Sekundę później usłyszała otwierane drzwi. Kolejne kroki. Zamknięcie drzwi. Tajemniczy wielbiciel zdjął opaskę. Meadowes zaniemówiła. Wszędzie poustawiane były świece, na podłodze leżały płatki róż, a na środku leżały duże poduchy. Dziewczyna odważyła się i odwróciła.
- Dylan? To ty? - Bardzo się zdziwiła.
- Jak widać - odpowiedział, uśmiechając się.
Dylan Lyreen, były chłopak Dorcas. Chodzili ze sobą w trzeciej klasie, ale potem ona z nim zerwała, bo byli z różnych domów i rzadko się spotykali. Dylan był Ślizgonem. To aż dziwne, żeby przedstawiciele tych dwóch domów się spotykali. Chłopak był wysoki, wysportowany, miał brązowe włosy i grzywkę opadającą na bok, zielone oczy, kilka piegów, idealny nos i karmazynowe usta. Zmienił się przez te dwa lata bardzo. Przede wszystkim wyprzystojniał.
- Chodź. - Wziął jej dłoń i poprowadził na poduszki.
Usiedli. Gryffonka rozglądała się po pomieszczeniu, a Ślizgon szukał czegoś za sobą. Po chwile chrząknął. Dziewczyna popatrzyła na niego. W rękach trzymał róże. Bardzo dużo róż.
- Dorcas Melanie Meadowes, czy zechciałabyś pójść ze mną na bal?
Dziewczyna nie wiedziała co odpowiedzieć. Już miała powiedzieć "nie", gdy przypomniała sobie, że po pierwsze nie ma partnera, po drugie dobrze jej się gada z Dylanem i po trzecie chciała się jakoś odwdzięczyć za to co dla niej przygotował.
- Tak, jasne. Bardzo chętnie - powiedziała i uśmiechnęła się.
   Chłopak wręczył jej kwiaty i nachylił się, by pocałować ją w policzek. Przypadek sprawił, że Dorcas odwróciła w tej chwili głowę w jego stronę, chciała mu podziękować za kwiaty, i Ślizgon pocałował ją w usta. Gryffonce przypomniał się smak jego pocałunków. Rzuciła kwiaty na bok i wczepiła ręce w jego włosy. Dylan wstał, więc dziewczyna również. Nie przerywali pocałunku. Lyreen złapał ją w talii i przysunął do siebie. Czarnej bardzo spodobał się ten pocałunek. Co prawda Black całował lepiej, ale Ślizgon nie był taki zły. Był dobry, nawet bardzo. Dziewczyna wtuliła się w chłopaka. Poczuła jego zapach i zawirowało jej w głowie. Jeszcze mocniej go ścisnęła.

                                                                         ~*~

   Następnego dnia po obiedzie woźny Argus Filch stał przy drzwiach wejściowych i zapisywał nazwiska uczniów, którzy wychodzili do wioski Hogsmeade. Miał już na liście 102 osoby, gdy usłyszał:
- Lily Evans, Ann Lorens i Dorcas Meadowes.
Filch przyjrzał im się uważnie.
- Na pewno nie chodzicie do drugiej albo pierwszej klasy?
- Na pewno - potwierdziła Lorens i dziewczyny wyszły.
- Chyba potrzebne mu okulary - zażartowała Lilka.
Gryffonki wsiadły do powozu z jakimiś czwartoklasistami z Ravenclawu. Rozmawiały o tym co kupią. Dorcas kupuje tylko jakiś naszyjnik, Ann sukienkę i buty, a Lily sukienkę i biżuterię.
- Tak z ciekawości Ann...Czemu zgodziłaś się na wyjście z Peterem? - spytała Meadowes.
- Och, nie przypominaj. Po prostu chciałam dać mu szansę - mruknęła.
Blondynka wyjrzała przez malutkie okienko. Powoli zbliżali się do miasteczka. Słońce co prawda chowało się za chmurami, ale było nawet ciepło. Nawet, bo dwie godziny temu padał deszcz i powietrze jeszcze nie zdążyło się ocieplić. W końcu powóz stanął i dziewczyny jako pierwsze z niego wysiadły.
   Rozmawiając o kolorze sukienki Lily, ruszyły w stronę sklepu, który niedawno odkryły. Był to mały sklep na uboczy, z dala od głównej drogi, przez co ceny były niższe niż w sklepach w centrum wioski. Mały sklepik pani Duffy nazywał się "Skarpeta"*. Trochę dziwna nazwa, zwracając uwagę na to, że sprzedawano tam eleganckie sukienki i lśniące naszyjniki oraz buty na obcasach. Dziewczyny weszły do sklepu. Blondi i Evans podekscytowane biegały od wieszaka do wieszaka,  na co sprzedawczyni patrzyła z życzliwym uśmiechem. W końcu Ruda zdecydowała się na fioletową sukienkę z jednym ramiączkiem. Sięgała jej przed kolana. Ale jaki miała krój! Zebrana pod biustem na górze, ale z falbanami na dole. Pięknie podkreślała zgrabną figurę Evans. Ann wytypowała dwie sukienki i nie wiedziała na którą się zdecydować, więc przymierzała teraz obie. Jedna czarna i obcisła, a druga krojem podobna do sukienki Lil, tylko inny kolor i róże przypięte do ramiączka. Poza tym blondynka miała ogromny dylemat jakie buty wybrać, więc na razie zdecydowała się na przymierzenie pięciu par. Czarna stała koło lady, gdzie rozstawiono naszyjniki, kolczyki i pierścionki. Było kilka naprawdę ładnych łańcuszków, ale żaden nie zapierał Dor oddechu. Błądziła oczami, próbując wypatrzeć ten niepowtarzalny i wyjątkowy. Nagle zauważyła coś błyszczącego. Och, jaki śliczny! Naszyjnik z kryształami, który mienił się tysiącami kolorów, gdy spojrzało się na niego z innej strony. Był piękny!
- Prawda, że piękny? - zapytała sprzedawczyni.
- Oooo, tak!
- Jest z najwyższej półki, ma dobre zapięcie i możesz mieć pewność, że się nie rozpadnie ani nie pobrudzi. Poza tym wcale nie jest taki drogi...
- Ile?
- 13 galeonów.
Czarna otworzyła swoją torebkę i wyciągnęła z niej portfel. Wygrzebała 13 galeonów i podała kasjerce.
Sprzedawczyni spakowała naszyjnik do torebki, wydrukowała paragon i podała cały pakunek Meadowes.
- Mam nadzieję, że będziesz wyglądać w nim olśniewająco!
- Dziękuję - bąknęła Dor.
Brunetka usiadła na fotelu koło wyjścia i włożyła naszyjnik do torby. Tymczasem Ann i Lily właśnie podchodziły do kasy z nowymi rzeczami. Lil zdecydowała się na fioletową sukienkę i łańcuszek ze srebrnym wisiorkiem przedstawiającym łzę, a Lorens na kremową sukienkę podobną do Evans i bladoróżowe balerinki z kokardką. Dziewczyny wyszły ze sklepu z pełnymi torbami i ruszyły do centrum.
   Wstąpiły na kremowe piwo do Trzech Mioteł. Dorcas zamówiła napoje, a potem razem z dziewczynami znalazła wolne miejsce. Gryffonki zaczęły rozmawiać o Dylanie Lyreenie. Co prawda Lorens i Lilce obiło się o uszy kto to jest, ale chciały znać szczegóły ze spotkania o północy. Szatynka opowiedziała im o wszystkim, rumieniąc się co chwila. W pewnej chwili doszedł do nich Dylan, więc Dorcas szybko zmieniła temat. Chłopak przysiadł się do nich razem z dwoma kolegami, którzy przynieśli także ich kremowe piwo. Z rozmowy między nimi wynikało, że blondyn ma na imię Derek, a brunet Mark. We trójkę byli w Slytherinie. Ann zawsze myślała, że Ślizgoni są wredni i nie da się z nimi rozmawiać, a tymczasem bardzo się zdziwiła, kiedy miała podobne zainteresowania z Markiem.
   Była godzina osiemnasta, więc postanowili już wyjść. Doszli do powozu, śmiejąc się i rozmawiając. Gdy dojechali do zamku, okazało się, że kolacja już się zaczęła i razem z zakupami i kurtkami musieli wejść do Wielkiej Sali.

* Sklep "Skarpeta" został wymyślony przeze mnie, nie występuje w książkach  J. K. Rowling
_______________________________________
+ bonusik za długie czekanie :)

Pocałunek Dorcas i Dylana

17 komentarzy:

  1. Pierwsza ;D Super rozdział i oby tak dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O kurcze, zrobiło mi się strasznie żal Ann. Biedna powiedziała tak Peterowi. Z drugiej jednak strony straszna z niej owieczka, ja bym chociaż spróbowała porozmawiać z chłopakami ;)
    Lily jak zwykle wesoła, Dorcas i Syriusz coraz bliżej! Co mogę powiedzieć, nie mogę się doczekać balu ;)
    Z ciekawości sprawdziłam ile stron będzie miał mój następny rozdział i okazało się, że aż 17, haha. No nic, życzę powodzenia w pisaniu i dużo weny!
    Pozdrawiam,
    Atelier {http://stop-dreaming-hp.blogspot.com/}

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja jestem zła, wiesz czemu? Nadal nie dostaję powiadomień!
    Rozdział super, ale Ann... Ja na jej miejscu bym się chyba zabiła,, gdybym zgodziła się iść z Peterem, a tu nagle Remus mi wsykakuje z zaproszeniem... Serio, zabiłabym się. ;-;
    Lily taka mega szczęśliwa XD
    Dorcas... No, coraz lepiej z nią i Syrim, chociaż ten Dylan...No, nie ma co, czekamy.
    Njabardziej podobał mi się fragment (chyba specjalnie dla mnie, kurcze XDD) z tą przemianą. Bardzo ładnie to napisałaś, chociaż mi zabrakło trochę dramaturgii, ale z dramaturgią trudno mi dogodzić. Tym bardzoej jeśli chodzi o Luniątko ;) Fragment ogólnie naprawdę na poziomie.
    Ja miałam nową notkę dodać w poniedziałek, jednakże nie wyszło, z braku neta i dodam ją dzisiaj tudzież jutro.
    Pozdrawiam i życzę weny ;)
    Lunaris
    Ps. Nie mogę się doczekać balu, bo mam przeczucie (powiedz, dobrze myślę?), że będzie się działo z Peterem, Ann i Remusiakiem (Remusiak, to tak fajnie brzmi, nie? Sama wymyśliłam *le like a boss*) B|
    Pps. Miałam taki fajowy komentarz, ale mi go usunęło! Chyba jednak udało mi się go odtworzyć... :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rezerwuje to miejsce na wielki komentarz :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. (zgłosiłam się na Betę, komentarz niedługo)

      Usuń
  5. Rozdział super! Tylko nie rozumiem Ann. Peter, serio? Jest jeszcze jedna osoba, której mi brakuje :( Potter gdzie jesteś?!?! :D Życze mnóstwo weny i czekam na rozdział 10 ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Naprawdę fajny rozdział. Długość OK, ale ja i tak wolę dłuższe. Mega ma rację. Moment, ze wspomnieniami Lunia, był boski. Ogólnie było w tej notce wiele dobrego, ale ja jak zwykle, przejdę, od razu do krytyki. Mam nadzieję, że mnie za to nie zbijesz ;) Staram się ją uzasadnić.

    1. Nie bardzo rozumiem koncepcję, z tym 'Balem z okazji święta zmarłych'??? Znaczy, że chodzi, o święto duchów?
    2. Ten moment, Dor i Dylana...
    Dla mnie jakiś taki nienaturalny. Za mało dopracowany. Mogłabyś np.: dodać więcej przemyśleń Dorcas, na ten temat, albo cos takiego.
    3. POWTÓRZENIA!!!!

    "Chłopak (...) POCAŁOWAĆ ją w policzek. Przypadek sprawił(...) i Ślizgon POCAŁOWAŁ ją w usta. Gryfonce przypomniał się smak jego POCAŁUNKÓW. Dylan wstał(...). Nie przerywali POCAŁUNKÓW. Lyreen (...). Czarnej bardzo spodobał się ten POCAŁUNEK. Co prawda Black CAŁOWAŁ lepiej(...).'

    Nad tym musisz jeszcze popracować. Dawaj jakieś zamienniki, albo w ogóle nie używaj tego słowa. Jestem pewna, że da się to napisać bez tylu 'pocałunków'. A jak nie, to czasem lepiej pominąć, albo całkowicie zmienić jakiś fragment, żeby uniknąć niepotrzebnych powtórzeń.

    Pozdrawiam.
    'strasznie krytykująca'
    Leviosa.
    (lilyijames-zdobyc-szczescie.blogspot.com)

    P.S
    Aż mi głupio, że tak tylko krytykuję, (pewnie sama nie jestem lepsza, chodzi o błędy, które robię na moim blogu) ale jakoś lepiej mi to idzie, niż pisanie całkowicie pozytywnie. Osobiście, kiedy komentuję wolę wymienić błędy, żeby pomóc autorowi notki, niż pisać przesłodzone teksty, w stylu 'Cudownie'
    No i lubię się rozpisywać, a nad pozytywami nie umiem aż tak, jak nad negatywnymi rzeczami.
    Ale to, że tak piszę, nie znaczy, że mi się twój blog nie podoba. Wręcz przeciwnie, jest super.

    (...)- nie chciało mi się przepisywać całości xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo, bardzo Ci dziękuję za to wskazanie błędów. Staram się jak mogę, ale jestem tylko człowiekiem i popełniam błędy. Popracuję na powtórzeniami, a Dor i Dylan... no niestety już tego nie przerobię, chociaż jak teraz na to patrzę to masz rację. A co do balu, to tak Święto Duchów ;)
      Dzięki za komentarz
      Lily

      Usuń
  7. Jejku jaki świetny z resztą jak zawsze :3 Z niecierpliwością czekam na następny :))

    OdpowiedzUsuń
  8. An wybrała Petera, serio? Gorszego partnera to już chyba nie mogła mieć. Zaskoczyłaś mnie z Dorcas i jej wyborem. Ja tambym czekała aż Syriusz mnie zaprosi. Albo nie, no ale na pewno nie szła bym na bal z byłym chlopakiem.
    W rozdziale zabrakło mi trochę Jamsa. :( No ale przynajmniej Lilka szczęśliwa :)
    Ten bal musi być ważny. Coś się na nim wydarzy. Tylko jeszcze nie wiem co. xD
    Pozdrawiam i weny zyczę N.R.T <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Super rozdział, czekam na następny! :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Jestem nową czytelniczka xD Wgl...na cholerę ja to piszę?
    No dobra. Rozdział jest bardzo fajny. No, ale mogłaś dać więcej Petera, bo mało go. Nie żeby coś..nie lubię go, no ale podobno on kiedyś knuł z Ślizgonami....ale to tylko tak na wszelki wypadek xD
    No...czemu Ann się z nim umówiła? Nie ładnie będą wyglądać :p. Trochę szkoda, że dziewczyny nie umówiły się z kim trzeba XD
    Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  11. Prosiłabym o WIĘCEJ! ♥ to jest super :D http://hogwart-wizards.blogspot.com/2014/07/rozdzia-i.html PS. pierwszy rozdział jest :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Peter zaprosił Ann ? Dlaczego zrobił to Remusowi przecież wiedział że ona mu się podoba ? A tak poza tym rozdział cudny. Kiedy następny ?

    OdpowiedzUsuń
  13. ohh uwielbiam ten rozdział (ale nie az tak duzo wiecej niz inne ) !!!!! ;-)))

    OdpowiedzUsuń
  14. "z dala od głownej drogi" lepiej nie drogi, ale ulicy.
    no i wcześniej w sumie rzucało się w oczy jak pisałaś "Huncwoci" plus kursywa. Piszesz albo kursywą w cudzysłowiu.
    współczuję Ann. doskonale rozumiem jej rozżalenie. Chciała być miła dla Petera i dać mu szansę, a zaraz okazało się, że Remus ją zaprosił, tóry jej się prawdopodobnie podobał.
    Dorcas i Dylan? A o co w tym chodzi? Jak to nie Syriusz? Przecież oni MUSZĄ być razem.
    Zauważyłam, że każda z dziewczyn jest umówiona nie z jednym z ich ulubionych Huncwotów, ale założe się, że i tak skończą w ich ramionach na balu. Będę musiała się tego przekonać.
    Pozdrawiam i życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  15. Rozdział boski, ale ten bonus.. Zaskakujesz mnie Lily. Guziczek

    OdpowiedzUsuń