{Dla nastroju włączcie tą piosenkę :) Zapraszam do czytania!}
Łza to też krew, lecz z duszy, nie z ciała...
Siedziała na sofie w salonie i przeglądała swoje stare zdjęcia z dzieciństwa. Ona bawiąca się z chłopakami na podwórku, na ulicy Pokątnej z dziewczynami, na plaży z rodzicami... Wzięła do ręki kubek gorącej herbaty malinowej i pociągnęła łyk. Spojrzała za okno. Deszcz lał od dwóch godzin. Krople wody spływały powoli, popychane niekiedy przez wiatr. Patrzyła na czarno-białe zdjęcia z poruszającymi się postaciami. Jedno przedstawiało roześmianą dziewczynę, na oko szesnastoletnią, z piegami na nosie i pędzlem w dłoni. Pamiętała ten dzień. Malowała kolejny obraz dla rodziców z okazji rocznicy ich ślubu. Ciężko pracowała przez dwa tygodnie, a na dodatek była wtedy w Hogwarcie i codziennie musiała chodzić na zajęcia. Ale tak bardzo jej zależało, że zarwała kilka nocy upaprana farbami. Chciała to zrobić własnoręcznie - bez użycia magii. Obraz przedstawiał uśmiechnięte twarze jej rodziny na tle ich domu. Kolejne zdjęcie równało się z kolejnym wspomnieniem. Tu z kolei je lody z dziadkami, a tu zbiera kwiaty z mamą. A jeszcze tutaj uczy się latać na miotle pod okiem ojca.
Wertowała kartki jeszcze minutę, nim doszła do jej ulubionej fotografii. Stała nad morzem, a u jej boku był Charlus. Poznała go siedemnaście lat temu, ale wciąż pamiętała ten dzień, kiedy pierwszy raz go zobaczyła. Przystojny brunet z okularami na nosie. Wszedł do księgarni, w której wtedy pracowała. Przechodził między regałami, czasami na nią spoglądając. Przeglądał grube tomy i potem je kupował. Przychodził codziennie. Pewnego dnia rozkładała nowy towar, kiedy jedna książka jej upadła. Nim zdążyła się po nią schylić, on już trzymał ją w dłoni. Powiedział, że ją odda, jeśli się z nim umówi. Dorea uśmiechnęła się na wspomnienie tamtego pamiętnego dnia. Wypiła trochę herbatki i wstała. Podeszła do szafy i wyciągnęła kolejny album. Te fotografie przedstawiały jej wakacje z Charlusem, a potem także ich ślub. To był najpiękniejszy dzień w jej życiu. Związała się z najwspanialszym człowiekiem na świecie. Był tylko jej. Przejechała dłońmi po ruszających się postaciach. Między palcami przelewały się wspomnienia dawnego życia. Uśmiech wyrażał wypowiedziane dawniej słowa, a serce jeszcze raz przeżywało szczęśliwe chwile. W oku zakręciła się łza, kiedy spojrzała na małego Jamesa, który leżał wtulony w jej ramiona. Oczami znów zobaczyła śpiącego syna. Malec z każdym zdjęciem był coraz większy. Na jednym uczył się jazdy na rowerze, a na drugim już wsiadał na miotłę. Był taki podobny do ojca. Te same włosy, oczy, uśmiech, serce... James był dobrym człowiekiem i wiedział o tym każdy, kto go znał. Ona znała go najlepiej. Bo która matka nie zna własnego dziecka? Która nie była przy nim, kiedy stawiał pierwsze kroki? Kiedy wypadł mu pierwszy ząb? Dorea była kochającą matką i wspaniałą żoną. Mąż i syn powtarzali jej to na każdym kroku, choć ona nie raz temu zaprzeczała. Kolejne zdjęcie. Ona i Jim rozpalają ognisko. Wpatrzona w syna, wygrzebywała z zakamarków pamięci słowa, które powiedział. Och, tak! Mówił, że chce być tym, który ochrania ludzi przed ogniem. Przed niebezpieczeństwem. Miał raptem dwanaście lat, a już planował swoją przyszłość. Łza spłynęła po jej zimnym policzku, rzeźbiąc w sercu tęsknotę. Tęsknota zaś spowodowała potok następnych. Biorąc głęboki oddech, poczuła chłodne powietrze wkraczające do jej wnętrza. Wlewał się w nią chłód zwany życiem bez dziecka przez prawie cały rok. Chciała przestać, ale nie mogła. Łzy moczyły jej długie włosy i ubrania. Ale to nie miało najmniejszego znaczenia, kiedy zerknęła na jej syna ubranego w garnitur. To było w Boże Narodzenie tamtego roku. Zrobił im niespodziankę, pojawiając się w drzwiach z Syriuszem, którego traktował jak brata. Zrobili im kawał, pisząc w liście, że zostaną na święta w Hogwarcie. Głodna trzeźwości rzeczywistość uderzyła w nią, gdy poczuła rękę męża na ramieniu.
Otarł palcami jej łzy i przytulił, dając spokój duszy i krwawiącemu sercu. Nic nie powiedziała, tylko siedziała i słuchała jego oddechu. Jego zapach ukoił roztrzęsione nozdrza, a ciepło przywróciło normalny puls.
- Nasz syn dorósł... - wykrztusiła po kilku minutach. - On dorósł, Charlusie...
- Wiem - powiedział. - Wiem...
O boże!
OdpowiedzUsuńŚwietne!
Niesamowite!
Kurde Lily, jak?! Jak ty to napisałaś?
Na początku myślałam, ze to o Lily.
Potem, że Dorea ubolewa po stracie męża, bo umarł. Potem, że James też umarł, no bo w zasadzie nie wiemy, czy przypadkiem babcia Harrego żyła, ale np była bardzo stara i nie mogłaby się nim zająć.
A potem koniec i szeroki uśmiech na twarzy.
Dobrze odebrałam ten koniec? Chodzi o zwykły smutek, bo syn opuścił rodzinne gniazdko?
Mimo wszystko - jestem zachwycona.
Świetne.
Pozdrawiam, życzę weny i czekam na rozdział! :3
Lunaris
:)
Piękne ♥ Miniaturka pokazuje jak rodzice się czują, gdy ich dziecko opuszcza rodzinny dom, zaczyna nowe życie.. Wzruszające i cudowne ♥
OdpowiedzUsuńWeny ! Czekam na następny rozdział c:
Pozdrawiam
Amortensja ♥
Wcześniej nie miałam czasu skomentować, za co przepraszam. Świetna miniaturka. Czekam na rozdział :)
OdpowiedzUsuńTen świetny blog został przeze mnie nominowany do Liebster Blog Award. Szczegóły w google, reszta na moim blogu: http://niepytajitakniezrozumiesz.blogspot.com/. :)
Świetna miniaturka, czekam na pełny rozdział <3
OdpowiedzUsuńWeny życzę, Moony :3
Ps. Wracam do komentowania! :D
O jejku, popłakałam się. Doprowadziłaś mnie do płaczu, MNIE, którą bardzo trudno zmusić do takich emocji.
OdpowiedzUsuńNie wiem co powiedzieć. To jest napisane naprawdę świetnie, nie mam żadnych uwag. Pozostaje mi tylko czekać na rozdział.
Pozdrawiam i kłaniam się za to cudo powyżej, Atelier
Ojeju! Boska miniaturka! Życzę weny do kolejnego rozdziału! Guziczek
OdpowiedzUsuńCudeńko, czekam na następny wpis! :D
OdpowiedzUsuńWybacz, że nie skomentowałam 10 rozdziału. Po prostu przez prawie cały sierpień byłam na wyjazdach i nie miałam czasu.
OdpowiedzUsuńCo do miniaturki, to mam tylko jedną uwagę.
Chodzi o ten moment:
"Jego zapach ukoił roztrzęsione nozdrza" ???
Dla mnie to troszkę dziwne zdanie. Ale poza tym jest naprawdę świetnie. Na ogół znajduję dużo minusów, a nie potrafię aż tak rozwodzić się nad plusami, ale teraz muszę.
Jest lekko i spójnie. Na początku myślałam, że James umarł i byłam lekko zawiedziona, że to przewidziałam, ale potem dochodzę już do końca miniaturki i nagle... Zaskoczenie!
Tak więc brawo Lily.
Pozdrawiam
Leviosa.
(lilyijames-zdobyc-szczescie.blogspot.com)
Uwielbiam tego pokroju miniaturki ♥
OdpowiedzUsuńPiękne i takie wzruszające. Czułam się niemal jak rodzice Jamesa.
Pozdrawiam ciepło, Ness.