Witam, drodzy Potterheads.
Przepraszam za opóźnienie, ale po pierwsze wena nie towarzyszyła mi długo, po drugie szkoła już się zaczęła i rozpoczyna się nauka, a po trzecie beta nie oddała mi sprawdzonego rozdziału. Stąd to opóźnienie ;c Ale już jestem! I liczę na Wasze komentarze, bo one naprawdę motywują i przywracają wenę, której potrzebuję do napisania następnej notki. Ten rozdział ma prawie 10 stron, więc myślę, że nie będziecie na mnie, aż tak źli za spóźnienie :)
Zachęcam do komentowania i czytania
Lily
PS Nie wiem, kiedy będzie następny rozdział. Możliwe, że za dwa tygodnie w weekend ;)
______________________________
Rozdział 11. Utrata Niewidki.
Kilka dni później dziewczyny siedziały przy okrągłym stole w Pokoju Wspólnym, odrabiając prace domowe. Nauczyciele postanowili wprowadzić w życie projekty, o którym mówili na początku roku, czyli "SUMY". Pod koniec piątej klasy uczniowie pisali testy, które inaczej nazywano Standardowymi Umiejętnościami Magicznymi, potocznie nazywane przez uczniów SUMAMI. Zadziwiające jest to, że prawie wszyscy zadali im wypracowania w tym samym czasie, tak że piątoklasiści zupełnie nie mieli na nic czasu. Ann wyczuwała w tym spisek, a jej pomysł podtrzymali Huncwoci, którzy za nic nie chcieli usiąść do książek. Może oprócz Lupina. W każdym razie Lilka przeklinała samą siebie, za to że tak późno zabrała się do nauki. Nerwowo kartkowała swoje notatki i książkę do eliksirów, szukając rozdziału o Wywarze Żywej Śmierci. Czytała kilka akapitów, po czym pospiesznie na podstawie informacji pisała zdanie po zdaniu esej na ten temat. Dor zabrała się za wypracowanie z Obrony Przed Czarną Magią. Przed kolacją wypożyczyła książkę z biblioteki i właśnie wpatrywała się w okładkę lektury o Olbrzymach, jednak nie mogła się za bardzo skupić, gdyż Ann cały czas gadała o Remusie. Lorens pisała zadanie domowe z Zaklęć i mówiła dziewczynom o tym co zrobił Lunatyk, gdy wszedł do kuchni jednocześnie. Nie sprawiało jej to problemu, gdyż z Zaklęć była świetna i profesor Flitwick często ją chwalił. Meadowes słyszała tą opowieść pierwszy raz, więc z zainteresowaniem patrzyła na Blondi, która z kolei prawie dotykała nosem pergaminu. Właśnie mówiła, o tym jak Remus powiedział jej, że Glizdek ma jednak partnerkę, kiedy Lilka wtrąciła:
- Tak, tą Monicę z czwartego roku.
- Co ty gadasz? - oburzyła się Dorcas. - Przecież widziałam, jak siedział przy stole z tą Cameron z Hufflepuffu.
- Jak to? - Evans oderwała się od swojego eseju. - Przed balem biegł do Monici i wręczał jej kwiaty.
Słyszałam jak mówiła: dziękuję, idziemy do Wielkiej Sali?
- Tak? Ale to nie z nią tańczył na imprezie! Widziałaś tam Monicę u jego boku? Bo ja nie.
- Faktycznie... Nagle schudła, to byłoby dziwne... Masz rację!
- Peter mnie wystawił - przerwała im Ann, odkładając pióro. - A wy nic mi nie powiedziałyście.
- Przepraszamy, słońce. Byłyśmy wtedy... Chciałyśmy... - zacięła się Czarna.
- Po prostu wyleciało nam z głowy - uzupełniła Evansówna. - Gniewasz się?
- Nie, jasne że nie - odpowiedziała blondynka. - W końcu i tak nie poszłam na ten bal...
- I co było dalej? - spytała Meadowes, zapisując sobie w myślach, że musi sobie porozmawiać z Pettigrew.
Blondi wznowiła swoją opowieść, powracając do momentu, w którym skończyła. Wzięła do ręki pióro i kontynuowała pisanie wypracowania.
- Och, to było słodkie! - skomentowała Dori, gdy przyjaciółka skończyła mówić.
Po czym otworzyła książkę na rozdziale poświęconym tym Olbrzymom, których już zdążyła znielubić. Lil już dawno skończyła zadanie na Eliksiry i zaczęła nowe na Mugoloznastwo.
- Jak to dobrze, że ja nie chodzę na te lekcje - powiedziała Dorcas, wskazując podbródkiem otwartą książkę przed Lily. Rozdział pt. "Jak kolory działają na psychikę mugola?" był ulubionym rozdziałem zielonookiej. Mimo, że jej rodzina była rodziną mugolską i wiedziała dużo na temat zwyczajnych ludzi, to i tak zapisała się na te zajęcia. Wprost uwielbiała poznawać ich cechy i życie od tej czarodziejskiej strony. Lorens, która musiała się zapisać na te zajęcia, bo rodzice jej kazali, była bardzo szczęśliwa, mając na lekcjach partnerkę do zadań i do spisywania notatek. Po godzinie Dorcas wstała i z książką w ręku poszła do biblioteki. Była godzina dziewiętnasta, więc mogła spokojnie tą książkę odnieść, ponieważ pani Pince pracowała zazwyczaj do dwudziestej. Wyszła z Pokoju Wspólnego i skierowała się na piąte piętro. Otworzyła ogromne dębowe drzwi i weszła do środka. Była to wielka sala z wieloma rzędami regałów i półek, na których znajdowały się dziesiątki tysięcy książek i ksiąg. Po prawej stronie stało biurko zawalone woluminami, w głębi zaś było kilkanaście stolików i krzeseł, tworząc przytulną czytelnię. Gryfonka szybko oddała książkę i pod uważnym okiem bibliotekarki wyszła z pomieszczenia. Była już w połowie drogi do Wieży Gryffindoru, gdy upadła z hukiem na podłogę. Popatrzyła za siebie i dostrzegła linkę poprowadzoną od jednej ściany do drugiej. Rozejrzała się po korytarzu. Był całkowicie pusty. Podniosła się i przeszła kilka kroków, nim guma do żucia spadła jej na głowę. Dotknęła włosów w tym miejscu i poczuła zapach tej gumy. Guma pachniała jak gówno psa. Bliska histerii doszła do wniosku, że to Trwała Guma ze sklepu Zonka, a więc nie zmyje jej tak łatwo. Zatkała sobie nos i ruszyła w stronę schodów, kiedy wdepnęła w łajobombę. Mogła przysiąc, że sekundę wcześniej jej tam nie było. Odskakując natychmiast z tamtego miejsca, podeszła do ściany i starała się uspokoić. Rozejrzała się po korytarzu. Nadal był pusty. Żadnej łajnobomby, linki ani innego świństwa od Zonka. Spojrzała w górę. Nim zdążyła zrobić cokolwiek, wiadro zimnej wody wylało się na nią, mocząc jej nową bluzę.
- Cholera - mruknęła, szczękając zębami.
Energicznie ruszyła w stronę Wieży Gryffindoru. Niestety nie dane jej było przejść bez przeszkód. Po trzech krokach poślizgnęła się. Rozcięła sobie wargę i stłukła kolano. Spojrzała na podłogę. Na ziemi leżała jakaś tkanina. Ujęła ją w dłoń i zrozumiała, że to Peleryna-Niewidka. "Zapewne od Zonka" stwierdziła zła. Postanowiła ją zatrzymać, by choć trochę zrobić na złość temu, który teraz się pewnie z niej śmieje i obserwuje z ukrycia. Wściekła puściła się biegiem na siódme piętro. Weszła do Pokoju Wspólnego, budząc zainteresowanie wśród uczniów. Niektórzy zatykali nosy, bo dochodził do nich smród gumy, a niektórzy zmartwili się, widząc ją przemoczoną. Ann upuściła pióro, gdy zobaczyła przyjaciółkę, a Lil porzuciła swoje wypracowanie i podbiegła do Czarnej.
- Co się stało? - zapytała, starając się nie zatkać nosa i nie okazać obrzydzenia.
- Miałaś tylko odnieść książkę - zauważyła Lorens. - A... wyglądasz jakbyś co najmniej wróciła z wojny!
- Ktoś mi zrobił głupi żart - wyjaśniła Meadowes, wyciskając wodę z rękawa bluzy. - Śmierdzę gównem, jestem cała mokra, wdepnęłam w łajnobombę, ale jest git. Wiecie czemu?
- Nie - odpowiedział chórem Gryfonki.
- Bo mam to - Wyciągnęła zza pleców pelerynę. - Pomyślcie co teraz mogę zrobić!
- To pewnie Peleryna-Niewidka od Zonka - rzekła Lily, przyglądając się temu uważniej. - Straci niewidzialność za kilkanaście, jak nie kilka, dni! To bezużyteczne...
- Może masz rację - Blondi wzięła w ręce materiał. - Ale wydaje mi się, że to ta Peleryna-Niewidka, która zachowuje swą moc na zawsze...
- Och, Ann! Błagam, przestań! - Lilka spojrzała na blondynkę, tak jakby chciała ją zabić. - Nie powinnam zostawiać ciebie i Scotta samych nawet na chwilę! Mówiłam ci, że on się interesuje takimi rzeczami i będzie cię przekonywał, że to prawda!
- Ale, Lily...
Ruda wzniosła oczy ku niebu i poszła do dormitorium, zabierając po drodze książki i zapisane pergaminy ze stołu. Dziewczyny do niej dołączyły, odprowadzone spojrzeniem połowy ludzi w Pokoju Wspólnym. Czarna wciąż cuchnęła, więc gdy tylko weszła do dormitorium poleciała do łazienki, biorąc ze sobą różdżkę, gdyby w razie potrzeby zwykłe środki myjące nie dały rady. Problem polegał na tym, że nie znała żadnego zaklęcia, które mogłoby usunąć Trwałą Gumę z włosów.
~*~
- Cholera, zabrała Niewidkę... - mruknął Peter, jak tylko Dori zniknęła im z oczu.
- Mówiłem, że ona zauważy - stwierdził monotonnie Remus, klepiąc Jamesa po ramieniu.
Potter gapił się w miejsce, w którym kilka sekund temu leżała JEGO peleryna. Minę miał dość nieciekawą. Wyglądał jakby ktoś zabrał mu skarb, co w sumie było poniekąd prawdą. Syriusz natomiast zabijał wzrokiem wszystkich trzech. Był zły za to, że nie zawołali Dorcas, gdy widzieli jak zbliża się do pułapki. On sam był wtedy po drugiej stronie korytarza i sprawdzał czy wiadro z wodą jest dobrze przymocowane. Huncwoci tłumaczyli mu, że to nie ma znaczenia kto okazał się ofiarą żartu, ale to czy ten kawał w ogóle się udał. Black spierał się z okularnikiem, że gdyby Lilka tamtędy szła, to NA PEWNO by ją zawołał i odprowadził do Wieży Gryffindoru inną drogą.
- Pomyśl nad tym, łosiu - burknął wciąż wściekły Łapa.
- Nie... jestem... ŁOSIEM!
- Jeleń czy łoś, jedno i to samo - podsumował Gryfon i odszedł w stronę schodów, zręcznie omijając "śmierdzące żartem" miejsca. Wspiął się na schody i ruszył w stronę obrazu Grubej Damy. Podał hasło i przelazł przez dziurę, nie reagując na wołania przyjaciół. Bez słowa poszedł do swojego dormitorium. Zdjął buty, rzucił bluzę na podłogę i usiadł na swoim łóżku. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Na podłodze leżały ubrania całej paczki, książki, torby, przybory do pisania i papierki po ciastkach. W rogu zawinięte w papier spoczywały rzeczy nabyte u Zonka. Trzy łóżka były niepościelone, jedno za to wyglądało jak na wystawie w sklepie z pościelą. Na ścinach tu i tam wisiały plakaty drużyn Qudditcha, głównie koło posłania Rogasia, obrazki sławnych wynalazców, strona Lunatyczka i listy słodyczy podzielone na różne kategorie nad łóżkiem Petera. A on? Spojrzał na ścinę. Była pusta. Sięgnął do swojego kufra. "Co by tu wyciągnąć?" zastanawiał się. "O, mugolska gazetka. Seksowne laski... Cholera, Jim zaklepał! Stary i gruby facet ze zwojem pergaminu... Nie, odpada. Króliczki... Słodkie! Ale nie, wyśmieją mnie... Nie, odpada, odpada... Ale one są takie słodziutkie!" Czarnowłosy uśmiechnął się od ucha do ucha, jednak sekundę potem znów był poważny. Trochę jeszcze grzebał, nim zadowolony wyciągnął zgniecione plakaty motorów. Radosny wyciągnął różdżkę i zaczął przyklejać je do ściany. Po dwóch minutach ścianę zdobiło pięć plakatów z motorami i motocyklami. O, tak! Teraz to wyglądało jak ściana Syriusza Blacka! Nagle z hukiem drzwi otworzyły się i do pokoju weszli chłopcy, a na ich czele Potter.
- Syri, no słuchaj... Ja... Na wiesz przecież... - James jąkał się, nie mogąc wykrztusić z siebie najważniejszego. - Przepraszam...
Łapa łaskawie na niego spojrzał.
- Co? - zapytał.
- Przepraszam, stary...
- Usłyszałem wcześniej, ale chciałem, żebyś to powtórzył. - Syriusz wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Jim dał mu kuksańca w bok i z lepszym humorem położył się na łóżko.
- Widzę zmiany na ścianie - zauważył Glizdogon.
- I za to masz nagrodę - zaśmiał się Black, wyciągając figurkę ninjy ze świata mugoli. Peter, który ubóstwiał tą zabawkę, był rozpromieniony i już wyciągnął ręce w stronę przyjaciela. Lunio i Rogaś dostali niepohamowanego napadu śmiechu, gdy Peter nachylił się do przodu, tak bardzo chcąc dostać figurkę z limitowanej kolekcji, gdy Łapa w ostatniej chwili cofnął dłoń i Glizdek wykonał przewrót do przodu, spadając z łóżka.
~*~
Szła ciemną drogą, nie widząc końca. Słyszała mrożące krew w żyłach okrzyki w oddali. Nie wiedziała jak długi jest tunel, którym, jak podejrzewała, szła od paru godzin. Nogi powoli odmawiały posłuszeństwa. Oddychała szybko i miała ochotę zatrzymać się, i już nie iść dalej. Próbowała wypatrzeć coś w tej odstraszającej ciemności, ale nic nie widziała. Nagle poczuła świeże powietrze. Wyjście jest niedaleko! Przyspieszyła, by jak najszybciej zakończyć tą bezsensowną wędrówkę. Po kilku sekundach biegła. Nie zwracała uwagi na okropny ból w nogach, ani na zawroty głowy. Wierzyła, że jak tylko wyjdzie to wszystko przejdzie. Już widziała wyjście, światło księżyca. Jeszcze parę kroków i wybiegnie pełna szczęścia. Tuż przed przejściem na tą lepszą stroną, ktoś przed nią stanął z różdżką w ręku. Zielony strumień pomknął w jej kierunku. Przerażona krzyknęła.
Dorcas obudziła się w środku nocy zlana potem. Oddychała nierówno i płytko. Z trudem łapała powietrze. Przed oczami wciąż widziała, jak kobieta pada na ziemię i krzyczy. Jak umiera za sprawą jednego zaklęcia.
- To tylko sen - mruknęła do siebie.
Wstała, idąc do łazienki. Opłukała twarz i ręce zimną, kojącą wodą i spojrzała na siebie w lustrze. Zaspane oczy, drżące wciąż usta i czerwone od emocji policzki. Ruszyła do łóżka. Błądziła po nim wzrokiem, próbując znaleźć brzeg kołdry. W końcu przykryła się pierzyną i zamknęła oczy. Mimo, że bardzo chciała zasnąć, nie mogła. Znowu myślała o tym dziwnym śnie. Czy znów jej się przyśni? Zasunęła zasłony łóżka i myślała o jedynej rzeczy, która była jej wtedy w stanie poprawić humor. O Qudditchu. Miała dziwne przeczucie, że zagra w następnym meczu.
~*~
Z początkiem listopada w Hogwarcie zagościły zimniejsze dni i chłodne wiatry. Na drzewach było coraz mniej liści, a uczniowie coraz rzadziej wychodzili na błonia. Jednak dzisiaj prawie cała szkoła miała wyjść z cieplutkich pokoi, by obejrzeć mecz Gryffindor przeciw Ravenclaw. Drużyna Lwa ciężko trenowała od ponad trzech tygodni. James był bardzo zdenerwowany, nie mógł niczego przełknąć na śniadaniu. Syriusz był zestresowany, ale trzymał się jakoś z pomocą jego fanek, które powtarzały mu, że jest świetny. Jim ignorował te wypowiedzi skierowane w jego stronę. Wiele razy grał na boisku z Krukonami, i wbrew wszystkim i wszystkiemu, oni byli naprawdę dobrzy.
- Rogacz, przecież wiele razy z nimi grałeś - uspakajał go Glizdogon. - Dasz radę.
- Właśnie, nie przejmuj się tak - poparł Petera Remus.
- Ja.. Się... Nie... Przejmuję... - wykrztusił Potter.
- Nie w ogóle - powiedział Łapa, nakładając na łyżkę zupę mleczną.
Nagle przyszedł mu do głowy ciekawy pomysł.
- Jimmy... James... - zaczął spokojnie. - Patrz, co tu mam...
Gdy tylko Gryfon spojrzał na przyjaciela, on natychmiast 'zaatakował' go płatkami z mlekiem. Mniej więcej w skrócie, Syri chciał nakarmić Jamesa sposobem 'leci samolocik!', ale wylał mleko prosto na jego okulary. Jim westchnął ciężko i nawet przeklął, co spotkało się z chichotaniem jego fanek z trzeciego roku. Potter wytarł rękawem szkła, słuchając przeprosin od Syriusza, który krztusił się ze śmiechu.
- Dzięki - burknął i wstał, udając się do wyjścia.
~*~
Pół godziny później wszyscy członkowie drużyny Gryffindoru byli już w szatni - przebrani w stroje do gry i gotowi wygrać. Scott jako kapitan wstał i popatrzy na wszystkich. Głęboko westchnął.
- Słuchajcie... - zaczął. - Musimy wygrać ten mecz. Nie trenowaliśmy przez kilka tygodni, żeby teraz przegrać, jasne? Niestety Ashley nie może grać, bo ma skręconą kostkę, a pani Pomfrey zabrakło Szkielego-Wzra, także... Black, biegnij po Meadowes.
- Ale ona nie trenowała - sprzeciwił się Daniel Watson, ścigający.
Był to chudy chłopak, o rudych włosach i piwnych oczach. Wiele dziewczyn nie zwracało na niego uwagi, ale mu to nie przeszkadzało. Ważne było, żeby Ashley wciąż się nim interesowała.
- Własnie! - poparli go pałkarze, Aaron Courtney i Joey Tribbiani. Oboje byli mocno zbudowani, a mięśnie pokrywały każdy kawałeczek ich ciała.
- I co z tego? - warknął Potter. - Chcecie, żeby było dwóch ścigających, czy trzech?
- Trzech - wybełkotali posępnie gracze.
- No i dobrze - stwierdził Richardson. - Black, na co czekasz? Więc jak mówiłem... Ten mecz jest ważny, ponieważ Krukoni pokonali Puchonów, i jeśli z nami wygrają, mają większe szanse na puchar, bo pokonaliśmy Slytherin. A kto ma zdobyć puchar?
- Gryffindor! - ryknęli zawodnicy.
- Kto dziś zwycięży?
- Gryffindor!
- Kogo nikt nie pokona?
- Mnie! - krzyknęła Dori, wchodząc do szatni. - To znaczy... - zarumieniła się.
Aaron patrzył na nią bardzo uważnie. Zatrzymał się na jej twarzy i błyszczących z podniecenia oczach. Uśmiechnął się filuternie.
- Chłopcy, to jest Dorcas Meadowes - poinformował niewiedzących kapitan.
Po kilku minutach wyszli na boisko. Powitał ich wrzask kibiców. Połowa uczniów była ubrana w szkarłatno-złote szaliki i czapki. Każdy z uśmiechem na twarzy patrzył jak Gryfoni z miotłami podchodzą do pani Hooch. Parę sekund później z drugiego końca boiska wyszli Krukoni. Kapitan ich drużyny postawił raczej na sprawdzone osoby, gdyż skład nie zmienił się już od dwóch lat. James wyszukał wzrokiem ich szukającego. Alyson Dark. Była to niska blondyneczka o szarych oczach. Uśmiechnęła się tajemniczo, gdy zobaczyła Rogacza. Z ust nauczycielki latania wydobyło się polecenia, nakazujące wsiąść na miotły. Jim spojrzał jeszcze na Czarną. Była zestresowana. I to bardzo. Ręce jej się trzęsły, z trudem przełykała ślinę. Dosiadł swojego Nimbusa 1950 i uniósł na wysokość 8 stóp. Widział stamtąd całe boisko do Qudditcha i wszystkich graczy. Rozległ się gwizdek rozpoczynający grę.
- Gryffindor! Gryffindor! - usłyszał ze strony trybun.
Odnalazł wzrokiem znicza i gdy już miał ruszyć, drogę zagrodziła Allie. Prawie w nią nie wleciał. Uśmiechnęła się uroczo i zapytała go o pogodę.
- Potter! Rusz tyłek i szukaj znicza! - Zdenerwowany głos kapitana przywrócił mu czujność.
Roześmiana dziewczyna odleciała na drugą stronę. James ze wszystkich sił starał się znaleźć złotą piłeczkę, ale ogólny hałas i wrzaski, jak nigdy mu to utrudniały. Ponadto rozpraszała do obecność samego dyrektora na trybunach. Gawędził z profesor McGonagall, która zbywała go krótkimi odpowiedziami, śledząc rozwój wydarzeń na boisku.
- A oto Smitch dostaje kafla! Nie stary, nie! Chłopak stracił szansę trafienia punktu, dzięki wspaniałemu obrońcy Gryffindoru. - Gryfonki z trzeciej klasy zapiszczały głośno, gdyż chodziło oczywiście o Syriusza. - Meadowes przejmuje kafla. Zbliża się do bramek Krukonów... Sprytnie mija Greena, podaje Scottowi, on oddaje, ona przyspiesza... Trafiła! Pierwsza bramka w tym meczu należy do Dorcas Meadowes! - Publiczność darła się wniebogłosy, klaszcząc radośnie. Nawet Dumbledore się ucieszył.
Rogacz próbował wypatrzeć złotego znicza, jednak silnie wiejący mu w twarz wiatr na to nie pozwalał. Odwrócił się w inną stronę. Stamtąd widoczność była nawet lepsza. Zerknął na szukającą Ravenclawu. Tak jak on bezmyślnie wpatrywała się w boisko. Zleciał niżej. Zauważyła to i zrobiła to samo. Nagle dostrzegł złoty błysk. Piłeczka trzepotała skrzydłami tuż koło ucha jednej z uczennic. Szybko podleciał w tamtą stronę, unikając pędzącego wprost na jego głowę tłuczka. Przyspieszył, chcąc za wszelką cenę zakończyć ten mecz. Obejrzał się za siebie, Alyson była tuż za nim. Z jej oczu wyczytał, że nie dostrzegła jeszcze złotego znicza. Gwałtownie poderwał miotłę do góry, ale natychmiast zniżył lot. Dark dała się nabrać, a on błyskawicznie podleciał do trybun. Znicz był zaledwie parę centymetrów wyżej niż poprzednio. Z wielką prędkością wleciał miedzy uczniów, wyciągając prawą rękę. Dosłownie chwilę potem, poczuł trzepoczącą się piłeczkę w dłoni. Jakaś dziewczyna westchnęła z zachwytu, widząc z jaką precyzją złapał złotego znicza. Dobiegł go pełny radości głos komentatora. Już wiedzą, że po raz kolejny doprowadził do zwycięstwa swojej drużyny. Podleciał na środek boiska odprowadzony gromkim aplauzem. Zniżał się powoli, wymachując dłonią, w której ściskał piłeczkę. Pięć metrów nad ziemią z całą siłą wleciała w niego Allie. Spadł na twarde boisko, tracąc przytomność.
~*~
James ocknął się kilka godzin później w Skrzydle Szpitalnym cały obolały i posiniaczony. Nie pamiętał za wiele. Nie wiedział czemu tu się znalazł, ani jaki był wynik meczu, w którym chyba, tak myślał, brał udział. Gdy otworzył oczy, miał ochotę natychmiast zamknąć je z powrotem. Jednak otaczający go ludzie dostrzegli jego przebudzenie i ktoś zawołał pielęgniarkę. Z początku nie rozpoznawał głosów, a nie chciał otwierać oczu, by przekonać się do kogo należą. Ale pół minuty później nie miał wyboru, bo głos, który rozkazał mu przestać udawać, znał aż za dobrze. Uniósł ciężkie powieki i ujrzał profesor McGonagall, pochylającą się nad nim z prawej strony. Z lewej zaś doglądała go pani Pomfrey. W oddali majaczyły mu czupryny zawodników drużyny. Nauczycielka transmutacji przyglądała mu się uważnie z zatroskaną miną. Mimo surowego spojrzenia na co dzień była jednak kobietą, która troszczyła się o podopiecznych swojego domu. Czasami okazywała to tak jak teraz, a czasami nieco inaczej, czyli wlepianiem szlabanów na prawo i lewo. Przez szum w uszach Rogacz usłyszał, jak pielęgniarka kazała wynosić się wszystkim z pomieszczenia, pozwalając zostać tylko Minerwie, która mimo szczerej chęci(Tsa, akurat...) musiała pójść do dyrektora. Także po kilkugodzinnym śnie James Potter był faszerowany w tamtej chwili jakimiś śmierdzącymi i niezbyt ładnie wyglądającymi lekami.
Cholera, ale cuchnie!
Z trudem mógł przełknąć kolejną dawkę, kiedy drzwi otworzyły się i stanął w nich sam Albus Dumbledore. Dyrektor podszedł do jego łóżka i pogrążył się szeptem w rozmowie z panią Pomfrey. Jim nadstawił uszu, jednak wydobył tylko nic nie warte dla niego słowa, czyli takie jak "lekarstwa", "Alyson Dark" i "okropne bachory z Gryffindoru przeszkadzają mi w pracy!". To ostanie wydobyło się z ust pielęgniarki, a więc zapewne chodziło o całą drużynę Gryfonów plus Remus i Glizdek zapewne. Po kilku minutach dyrektor skierował się do wyjścia, skinąwszy Jamesowi głową na pożegnanie. Chłopak wziął głęboki oddech i wypuścił powietrze ze świstem, napotykając oburzoną minę pielęgniarki, której postanowił nadać dosyć niechlubny tytuł "stara jędza wciska mi do gardła śmierdzące świństwa". Potter uśmiechnął się słabo i otworzył niechętnie usta, widząc jak Pomfrey odkręca kolejną buteleczkę z napisem "na szczególne przypadki".
Nie brzmiało to bynajmniej zachęcająco.
Po trzech minutach i siedemnastu sekundach gryfon opadł na miękką pościel, szczęśliwy z zakończenia podawania czegoś co miało nazwę "dobre i smaczne lekarstwa" według "starej jędzy". Odetchnął z ulgą, widząc oddalającą się sylwetkę pielęgniarki. Zdawało mu się, że był jakby w transie, zupełnie jakby ktoś dosypał czegoś do leków. Przymknął oczy, rozkoszując się ciszą otaczjącą go ze wszystkich stron. Wkrótce jednak stwierdził, że męczy go brak hałasu, zamieszania czy jakiegokolwiek odgłosu. Cisza stała się męczarnią tak wielką, że otworzył oczy i usiadł na łóżku, rozglądnąwszy się dookoła. Był zupełnie sam w sali pełnej białych łóżek. Wszystkie kotary były odsunięte, umożliwiając mu tym samym widok na drzwi, ponieważ leżał na najdalej położonym łóżku. Przez odsłonięte okno wpadały promienie zachodzącego słońca. Mimo wszystko brakowało mu śmiechu przyjaciół, który otaczał go gdy był w dormitorium czy Pokoju Wspólnym. Ponieważ nie miał nic lepszego do roboty, przyglądnął się pomieszczeniu. Sufit. Biały. Ściana. Ten sam kolor. Podłoga wyszorowana. Pościel? Nic z tego, biała. Zaczynało mu to przeszkadzać. Żadnych kolorów. Zero. Null. Nulli.* Nawet w powietrzu unosił się zapach, hm, bieli!
Świrujesz, James, odbija ci...
Spojrzał na swoje ubranie. Niech to szlag! Ktoś go przebrał w białą piżamę, o ile można tak nazwać niezmiernie dużą tkaninę przypominającą bluzkę dla olbrzyma. Zaczął stukać w poręcz łóżka, gdy drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Okularnik uśmiechnął się od ucha do ucha, widząc trójkę przyjaciół. Do Skrzydła Szpitalnego przemknęli Black, Lupin i Pettirgew. Podbiegli do niego i zatrzymali się tuż przy łóżku.
- Co tak długo? - syknął.
- Wybacz, fanki - wyjaśnił Syri, odrzucając głowę do tyłu.
Gryfoni parsknęli śmiechem, który rozniósł się po sali.
- Co się dzieje? Czemu tu jestem? Jak długo? - Na usta rzuciły mu się setki pytań.
- Rogacz, spokojnie - powiedział Peter. - Zaraz ci wszystko powiemy!
- Po pierwsze łosiu - zaczął Black - jesteś tu raptem kilka godzin. Po drugie spadłeś z miotły...
- Co?! - przerwał mu James, niedowierzając.
- Alyson Dark cię zepchnęła - wyjaśnił Remus. - Dodajmy, że potem tego bardzo żałowała i przepraszała...
- Remmy, nie broń jej, to suka - stwierdził Łapa. - Zezłościła się, bo nie złapała znicza. Logiczne i proste. - Lunio wzniósł oczu ku niebu, ale chwilę potem już uśmiechnięty słuchał tego co mówi przyjaciel. - A po trzecie żałuj, że zemdlałeś.
Jim przymrużył oczy, łypiąc groźnie na Blacka.
- Dzięki za współczucie, jesteś w tym świetny - odparł poważnie Potter.
Glizdogon parsknął śmiechem i usiadł na brzegu łóżka, tym samym znajdując się bliżej okularnika.
- Śmieszne, ale odstaw żarty na później, robaczku - mruknął czarnooki, powodując tym kolejną lawinę śmiechu. Kiedy chłopcy zamilkli, kontynuował swoją opowieść. - Jak mówiłem, zanim mi przerwano, żałuj, naprawdę. Gdybyś widział Lilkę. - Łapa napotkał zdziwione spojrzenie przyjaciela. - Tak, Lilkę Evans. Aniołku, ona prawie rozszarpała tą Alyson, swoją drogą Dark to niezła dup... Dziewczyna - sprostował Huncwot, widząc groźną minę Lunatyka. - Ale wracając... Ruda tak się wściekła, że prawie ją zabiła. Nikt jej szczerze mówiąc, nie powstrzymywał. Ale wiesz, teraz wszyscy mają ją za jakąś świruskę, choć ona się tym nie przejmuje. Ma to w dupie i brawa dla niej - zakończył swój monolog tymi pięknymi słowami Gryfon.
James był pod wrażeniem. Lily Evans chcąca rozszarpać jakąś dziewczynę, bo zrzuciła go z miotły? Tego się nie spodziewał. Kilka razy upewnił się, czy Black mówił o tej samej Lilce, ale fakty były nieugięte, a skoro Remus nie przerwał tego wylewu słów Syriusza, to musiała to być najszczersza prawda. Potter poczuł miłe uczucie w brzuchu.
- Teraz siedzi pewnie w ramionach Scotta - rzekł Pettigrew.
- Pete, ja cię lubię, nawet bardzo - zaczął łagodnie Rogacz. - Ale zaraz to ja cię rozszarpię, za to co teraz powiedziałeś. - Uśmiechnął się na koniec. - Aha, i Syriusz... Aniołku?!
Wszyscy w czwórkę zanieśli się głośnym śmiechem. Gadali jeszcze chwilę, nim do sali nie weszła "stara jędza" i nie wygoniła trójki Gryfonów.
~*~
Lily siedziała na fotelu w Pokoju Wspólnym, uparcie wpatrując się w trzymaną przed sobą książkę. Dookoła otaczali ją inni uczniowie, od czasu do czasu pokazując ją sobie palcami i szepcząc coś na jej temat. Po tym zajściu z Alyson Evans szybko straciła dobrą opinię Pani Prefekt. Ale co miała zrobić? Pozwolić jej udawać niewiniątko? Gdyby nie ona, ta wiedźma zaśmiewałaby się w najlepsze wraz ze swoimi przyjaciółeczkami, a tak przynajmniej szoruje nocniki w łazienkach na parterze. Ta wizja nieco poprawiła Rudej humor. Ann i Dorcas mówiły jej, że jednak trochę przesadziła, praktycznie zrzucając Allie z miotły, a potem wręczając szlaban z wrzaskiem. I choć zdobyła tytuł groźnej dziewczyny, to było jej z tym źle. Nie lubiła się unosić przy większej publiczności. W ogóle tego nie lubiła. Kiedy chichoczące Gryfonki wskazywały ją palcami, nie wytrzymała. Zabrała książkę i torbę, i szepnęła przyjaciółkom, że idzie się przejść.
- Sama - dodała, widząc jak koleżanki podnoszą się z miejsc.
Szybko wyszła i skręciła w prawo. Potrzebowała chwili spokoju. Kilka sekund później zauważyła, że biegnie. Zatrzymała się dopiero przed ścianą na siódmym piętrze.
Potrzebuję miejsca, w którym odpocznę... Potrzebuję miejsca, w którym odpocznę...
Myślała intensywnie. Gdy po kilkunastu sekundach w ścianie pojawiły się ogromne mahoniowe drzwi, odetchnęła z ulgą. Rozglądając się dookoła, ostrożnie je otworzyła. Pomieszczenie nie było zbyt wielkie, ale spokojnie znalazło się tam miejsce na podłużną sofę z miękkimi poduchami. Kanapa stała przed kominkiem, dając przyjemne ciepło, gdyż listopad dawał się we znaki. W pokoju było jedno okno na lewo od małego stolika, który znajdował się tuż przed sofą. Ściany miały miedziany kolor, a na podłogę położono duży szkarłatny dywan. Na ławie leżały pióra i pergaminy, których zapach sprawiał, że Lilka miała ochotę pogrążyć się w głębokim i wspaniałym śnie. Dziewczyna rzuciła torbę na podłogę i usiadła na kanapie. Podkuliła kolana i objęła je ramionami. Przyglądała się trzaskającemu ogniu. Zauważyła, że gzyms jest zrobiony z kamieni i muszelek, Podeszła bliżej i przyłożyła nos do kamieni. Pachniały morzem i suchym piskiem.
Niemożliwe!
To był ten sam kominek, który był w domu jej cioci nad morzem. Całą rodziną byli tam kilka lat temu, ale ona doskonale go zapamiętała, przyglądając się każdemu szczegółowi. Przed oczami stanął jej obraz dwóch dziewczynek biegnących do morza. Słońce ogrzewało ich twarze, one pływały i bawiły się w morzu. Usłyszała śmiech jednej z małolat. Potem dołączyła do niej druga. Naglę Lily zrozumiała. To ona i Petunia. W oku zakręciła się łza na tamto wspomnienie. Petunia. Już chyba nigdy się nie dogadają. Chwilami zielonooka miała ochotę wyrzec się magii tylko po to, by znów żyć w zgodzie z siostrą. Nie pozwalając sobie na chwilę słabości, Gryfonka chwyciła poduszkę i szybkim krokiem podeszła do okna. Poduchę położyła na szerokim parapecie, po czym na niej wygodnie usiadła. O szybę bębnił wieczorny deszcz. Dlaczego siostra ją odrzuciła? Co zrobiła źle? Problemy wróciły i mimowolnie po twarzy dziewczyny pociekły łzy smutku. Wpatrywała się w krople wody na szybie, gdy ktoś otworzył mahoniowe drzwi. Stanął w nich Syriusz.
- Syriusz? - wykrztusiła, wycierając zapuchnięte oczy. Zeskoczyła z parapetu i podeszła do chłopaka, który zamykał drzwi.
- Lilka, czy ty płaczesz? - zapytał, stając przed nią.
- Nie - wychlipała, jednak z oczu popłynęły kolejne łezki. Black złapał ją w objęcia i przytulił, uciszając jej jęki. Po kilku minutach odsunął ją na długość ramion i kciukami wytarł policzki.
- Wszystko będzie dobrze, Lily. - Pocałował ją w czoło, dając poczucie bezpieczeństwa.
- Nie, nic już nie będzie dobrze, Syriuszu. - Evans wtuliła się w jego tors, wdychając zapach chłopaka. Pachniał kawą, cynamonem i... Żelem do mycia. Rozluźniła się w jego ramionach, wracając do normalnego oddychania.
- Już ci lepiej? - Usłyszała. Pokiwała głową.
- A teraz chodź... Dziewczyny umierają ze strachu, wiesz która godzina? - zapytał z wyrzutem, czym sprawił, że Lily nie mogła powstrzymać uśmiechu. Podniósł jej torbę i zarzucił sobie na ramię. Prawą ręką objął koleżankę i wyprowadził z pomieszczenia. Gdy przeszli przez portret Grubej Damy, która ich opieprzyła o późną porę, w końcu stanęli przy drzwiach sypialni dziewczyn.
- Dziękuję - wymamrotała. - Skąd wiedziałeś, że tam byłam?
- Mam swoje sposoby - szepnął jej na ucho.
- Wielkie dzięki. Nie musiałeś tego robić, a jednak...
- Jak to nie musiałem?
- Nie jesteśmy przyjaciółmi. Znamy się, to jasne, ale, hm, znajomi tak nie robią. Jeszcze raz dziękuję - zakończyła, otwierając drzwi i rzucając ostatnie spojrzenie Blackowi. Stał z rękami w kieszeniach i uśmiechał pod nosem. Tamtego wieczoru zrozumiał, czemu jego najlepszy przyjaciel zakochał się w tej rudej osóbce. Nie dość, że była bardzo uczciwa i lojalna, to do tego taka wrażliwa.
Odkrywszy to wszystko, ciemnooki udał się do swojego dormitorium, zatrzaskując za sobą drzwi.
~*~
James spał od kilku godzin, jednak obudziły go czyjeś głosy. Ktoś był na korytarzu i rozmawiał. Chłopak zaczął nasłuchiwać.
-... chcesz to zrobić teraz? - To był głęboki, męski głos.
- Nie, w grudniu, kiedy wszyscy pójdą do Hogsmeade - odezwała się jakaś kobieta bądź dziewczyna.
- Sprytne - przyznał mężczyzna. - Ale jesteś pewna?
- Oczywiście. Pomożesz mi, Dylanie? - zapytała.
Gryfon nie usłyszał jednak odpowiedzi, więc uznał, że tajemnicze głosy musiały odejść. Dylan, Dylan... Coś mu to mówiło, jednak w tamtej chwili za nic nie mógł sobie tego przypomnieć.
Obudził się wczesnym rankiem, przeciągnął i ziewnął. Usiadł na łóżku i rozejrzał się dookoła. Sala tak jak wczoraj była pusta. Szukając pod łóżkiem kapci, usłyszał kroki. Szybko z powrotem położył się na posłaniu i przykrył kołdrą po ramiona, mając w dłoniach obuwie. Spod przymrużonych oczu dostrzegł postać pielęgniarki.
Nie, Merlinie nie! Znowu ta stara jędza...
Nagle do głowy przyszedł mu pewien pomysł. A gdyby tak... Nastraszyć Pomfrey? Czemu nie? Niczego nie tracił w gruncie rzeczy. Gdy był pewien, że stała tuż koło jego łóżka i nachylała się nad stolikiem z lekami, usiadł gwałtownie, mając zamknięte oczy.
- To było wczoraj - wycharczał jak troll. - Poppy miała ochotę otruć dyrektora Hogwartu, by się z nią kochał - rzekł szybko, nie mając lepszego pomysłu.
- Co? Skąd wiedziałaś, stracona duszo, która wstąpiła w ciało tego biednego, chorego chłopca? - spytała szeptem, jakby bała się, że ktoś usłyszy w pustym pomieszczeniu.
- CO?! - Jim z niedowierzaniem otworzył oczy i zmarszczył nos, wyjmując ręce spod pościeli, w których wciąż trzymał kapcie. - Miała pani ochotę otruć Dumbledore'a?!
- Dziecko, co ty wygadujesz?! - krzyknęła, jednak dostrzegł jej rumieńce na policzkach, nim się odwróciła.
Patrzył na nią przerażony, po czym opadł na łóżko, zamykając ponownie oczy.
Ta szkoła schodzi na psy... Pielęgniarka chce uprawiać seks z dyrektorem, laski się prawie zabijają, jakaś upośledzona dziewczyna spycha mnie z miotły...
- Czy ja nadal jestem w Hogwarcie? - zapytał nagle. - Nie przenieśli mnie do więzienia dla dziwek?
- Chłopcze, jak ty się wyrażasz? Zaraz wezwę dyrekcję!
- I co pani powie? - Uśmiechnął się szeroko. - Że... No, wie pani...
- Wypij to natychmiast! Świrujesz, biedactwo! - syknęła, wpychając mu lekarstwo do gardła. - Lepiej?
- O wiele - odparł i mrugnął do pielęgniarki.
Ta tylko machnęła ręką i wyszła, zostawiając otwarte drzwi.
- Panie dyrektorze! - wrzasnął, choć wiedział, że go nie usłyszy. - Mam dla pana, hm, wiadomość - rzekł, nim Eliksir Słodkiego Snu uśpił go. Niczego nieświadomy chłopak zapadł w sen.
* zero po łacinie według tłumacza :)
Hah, pierwsza! :D Rozdział super, czekam na następny! :D
OdpowiedzUsuńWarto było czekać, szczególnie dla końcówki :D Ale reszta też świetna, bardzo podobał mi się mecz i reakcja Lilki na zrzucenie Jamesa z miotły :) Fajnie, fajnie i nie mogę się doczekać co dalej
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Uuu... Lilka groźna ^.^
OdpowiedzUsuńWarto było czekać... 10 stron, WOW xD
Świetnie :3
Moony
[http://huncwoci-hogwart.blogspot.com/]
Świetny rozdział. Czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńHAHAHAHAHAHA CO TO BYŁO ?! " Pielęgniarka chce uprawiać seks z dyrektorem, laski prawie się zabijają, jakaś upośledzona dziewczyna spycha mnie z miotły, [...] Nie przenieśli mnie do więzienia dla dziwek ?! " Kurczę i jeszcze te " słodki króliczki ^^ " Hahahah XDD Jak ty to wymyśliłaś ? Jejku uśmiałam się naprawdę :D Serio psychiczna troszkę ta dziewczyna xd Biel..ach ta biel.... Biedna Lily :c Jejku wszystko po trochu XD Ale nie no końcówka na prawdę, tak świetna, że brak słów ! Weny, kochana i już nie długo 3 rozdział na moim blogu ^^ I bardzo proszę informuj mnie w spamowniku o kolejnych rozdziałach c: http://j-and-l-forever-togheter.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Amortensja ♥
Podoba mi się, groźna Lily wymiata! Mam takie jedno małe ale, Lily była w Pokoju Życzeń, którego nie ma na Mapie Huncwotów i nikt z zewnątrz nie może do niego wejść, gdy znajduje się tam już jakaś osoba. Także, nie wiem co to za sposób miał Black, żeby ją odnaleźć, ale ok :) Końcówka zabawna, aaa i podobał mi się moment z wybieraniem plakatu, ehh, niech Black powiesi króliczki!!
OdpowiedzUsuńDoskonale pamiętam o tym, że w Pokoju Życzeń nie można nikogo zobaczyć. :) Ta sprawa rozwiąże się w następnym rozdziale ;)
UsuńNo warto bylo poczekac naprawde super i ta reakcja Lily czekam na nastepny Pozdrawiam Doma z 6A
OdpowiedzUsuńWarto było czekać. Dałaś czadu dziewczyno! Rozdział był... był super! Śmiałam się jak głupia. Nom, ale będzie draka jak Syriusz nie daj Boże zadurzy się w Lilce. Ale ta końcówka... Co siedzi w tej twojej głowie, młoda damo ?XD. Czekam na kolejny rozdział. ~Guzik~
OdpowiedzUsuńPS Nie wiedziłam, że z Lily taka buntowniczka. No cóż cicha woda brzegi rwie.
Hej. Znowu nie skomentowałam, kiedy trzeba, ale po powrocie z wakacji coraz trudniej jest mi znaleźć czas na cokolwiek. Muszę przeczytać wszystkie zaległe notki na blogach, które obserwuję i skomentować, a przy okazji jeszcze skończyć rozdział i wyrabiać się jakoś z nauką... Ech...
OdpowiedzUsuńAle wracając do twojej notki... Powiem Ci szczerze, że jestem odrobinkę zawiedziona, bo mam wrażenie, że uległaś modzie wulgaryzmów. Na wielu blogach jest ich aż za dużo. Są przecinkiem w wypowiedziach niektórych postaci itp. Są też jakieś zboczone żarty, które u ciebie również się pojawiły...
Ja niczego nie zabraniam i sama też parę razy ich użyłam (wulgaryzmy i żarty) ale gdybyś zrobiła to w nieco subtelniejszy sposób, to byłoby o wiele lepiej. Po prostu to, co do tej pory opublikowałaś było zupełnie inne. Rozumiem, że eksperymentujesz, ale nie przesadzaj. Domyślam się również, że fragment z Jamesem i pielęgniarką miał być śmieszny, ale dla mnie wyszedł jakoś tak dziwnie, bo to do tego, co już stworzyłaś zwyczajnie nie pasuje.
Przepraszam, jeśli po raz kolejny Cię uraziłam tym, że jak zwykle mówię wszystko strasznie wprost. Nie miałam takiego zamiaru. Mam nadzieję, że Cię nie zniechęciłam do pisania.
Pojawiło się także kilka powtórzeń, a w jednym miejscu źle użyłaś pewnego słowa, ale nie pamiętam niestety, jakiego ;)
Scena w Pokoju Życzeń z Syriuszem i Lily wyszła troszkę tak, jakby się w sobie zakochali...
A co do plusów, to akcja się rozwija i jestem ciekawa co dalej. Skąd Syriusz wiedział gdzie jest Lily? Podobał mi się też ten fragment w szpitalu, kiedy James rozmyślał nad bielą jest taki inny i lekko humorystyczny :)
Jak zwykle bardziej rozpisałam się nad minusami, a plusów napisałam raptem cztery zdania, ale to dlatego, że nie umiem się nad nimi tak rozwodzić. Choć jest ich dużo (plusów).
Pozdrawiam.
Weny i czasu oraz dużo czytelników
Leviosa.
(lilyijames-zdobyc-szczescie.blogspot.com)
no nareszcie troszke czasu bo w tyle zostalam nadrobie szybciutko obiecuje cudne jak zawsze moja pisareczko <3
OdpowiedzUsuń