Hejo!
No, a więc jest rozdział! Przyznam, że jest... inny. Nie tylko ze względu na gify, które się pojawiły, ale też ze względu na... chaotyczność? Wydaje mi się, że trochę tu namieszłam, ale póki co idzie po mojej myśli. Wszystko według ustalonego planu, choć przyznaję sen Dorcas wypadł tak nagle :) Ale wydaje mi się, że ten sen Was zaciekawi, choć co ja tam wiem :D Sama nie jestem w stanie obiektywnie ocenić mojej pracy. Powiem tylko tyle, że się trochę namęczyłam. Cóż, brakuje czasu... :(
Dziękuję za komentarze pod ostatnim rozdziałem i nadal apeluję o wyrażnie swojej opinii pod tym :) Akcja z dedykami oczywiście idzie dalej! :)
Miłej lektury
Panna Nikt
PS Rozdział dedykuję Amortensji ♥ Dziękuję za wspaniały komentarz, kochana! :*
PS2 Nie wiem, co mi się stało, ale jest tu trochę powtórzeń, mam nadzieję, że nie będzie Wam to bardzo przeszkadzało i nie zepsuje całej opinii o tej notce :)
______________________________________
Rozdział 13. Obliviate.
Skończył się
dopiero pierwszy tydzień grudnia, a już szkolne błonia pokryły się delikatną
warstwą śniegu. Zimne powietrze szczypało w nos, a uczniowie Hogwartu coraz
częściej nosili grubsze kurtki. Dorcas siedziała z Dylanem na jednym z drzew
koło chatki Hagrida. Machała nogami, wpatrując się tępo w ziemię.
- I wiesz, to było okropne... Słuchasz mnie, Doruś? - spytał
Lyreen.
- Tak... To znaczy... Nie... No, nie wiem... - jąkała się
Gryfonka.
- Ej, co się stało? - Objął ją ramieniem.
Dziewczyna opowiedziała mu w skrócie o Jamesie. Ślizgon, gdy
tylko usłyszał jego imię, zesztywniał. Patrzył uważnie na Meadowes, śledząc
dokładnie każdy jej ruch. Każde słowo zapisało się w jego pamięci. Kiedy
skończyła mówić, tym razem to on wpatrywał się w dół.
- I co o tym myślisz?
- Ja... Uważam, że nie powinnaś się tak martwić... Sumy
niedługo, zapomnij o nim...
- Co?!
Nie mogła uwierzyć
w to, co usłyszała. Miała zapomnieć o chorym koledze? Tak po prostu przestać
się nim przejmować? Z niedowierzaniem zerknęła na Dylana. Miał czerowne
policzki. Nie wiedziała czy z zimna, czy może się zarumienił. Jedyne czego była
pewna, to tego, że coś przed nią ukrywał. Wzięła głęboki oddech.
- Powiesz mi, o co ci chodzi?
Zaprzeczył ruchem głowy. Miał schowane ręce w kieszeniach - nie
obejmował jej, odkąd skończyła mówić o Potterze. Czarna starała się wyczytać
coś z jego oczu, ale za nic nie patrzył w jej stronę. Po chwili zeskoczył z
gałęzi.
- Idziesz? - spytał, nawet nie odwracając głowy.
- Tak - mruknęła i zlazła na ziemię. - Dyl, coś się stało?
- Nic - odparł sucho i ruszył w stronę zamku. Dziewczyna
była trochę z tyłu.
- Przestań. Powiedz, o co chodzi.
- Czasami lepiej nie wiedzieć - warknął i przyspieszył,
najwyraźniej pragnąc się jej pozbyć.
Dorcas podbiegła do niego i zagrodziła drogę. Spojrzała mu w
oczy.
- Dylan, proszę. Mi możesz powiedzieć, przecież wiesz.
- Niestety nie. Dori, przestań naciskać. - Minął ją,
zostawiając na dworze.
Wbiegł po
marmurowych schodach i zniknął w środku szkoły. Meadowes stała w tym samym miejscu.
Kiedy wypuściła powietrze, z jej ust wydobyła się para. Było coraz zimniej. Nie
ruszała się jeszcze z dwie minuty, ale w końcu mróz dał o sobie znać. Z czerwonym
nosem Gryfonka weszła do szkoły. Pobiegła do Wieży Gryffindoru, a potem do
swojego dormitorium. Zrzuciła z siebie kurtkę i zdjęła przemoczone tenisówki.
Ann powitała ją ciepłym uśmiechem, a Lilka spojrzeniem znad czytanej książki.
- Mój chłopak ma przede mną tajemnice - rzekła Dor.
~*~
Następnego dnia
dziewczyny wstały niechętnie. Była dopiero środa, a już były bardzo zmęczone...
Praktycznie wszystkim. Nauką, nauczycielami, martwiły się o Jamesa, o to co
działo się w czarodziejskim świecie... Kiedy po lekcjach Dorcas zaproponowała,
by przejść się do Hagrida, wszystkie ochoczo się zgodziły. Ciepła herbatka i
chwila rozmowy to coś czego w tamtej chwili potrzebowały. Poza tym dawno już nie widziały się z gajowym. Szybko przebrały się w wygodniejsze ciuchy,
zostawiając szaty szkolne w dormitorium. Wszystkie chciały odetchnąć po ciężkim
dniu.
Oczywiście nie
oznaczało to odpoczynku do końca dnia. Tony prac domowych niecierpliwie
czekały! Nie marnując ani chwili, pobiegły na błonia, a potem wąską dróżką
udały się w stronę domu Hagrida. Evans zapukała głośno w ogromne, drewniane
drzwi. Przez moment nic się nie działo, ale później drzwi otworzył im gajowy.
Był naprawdę wysoki i silny, rzec można potężny. Miał gęstą, czarną brodę i
małe ciemne oczy. Był niezwykle miły, a jego ulubionym zajęciem było zajmowanie
się ciekawymi, magicznymi zwierzętami. Przywitały się grzecznie i weszły do
środka chaty. Była to niewielka izba, w rogu stał mały regał z kilkoma
książkami, pod oknem była kanapa, na środku znajdował się okrągły stół, a za
nim kominek. Natomiast w lewym rogu były zamknięte drzwi, zapewne prowadzące do
sypialni. Gdzie niegdzie na ścianach wisiały obrazy i lustra. Ogromnych
rozmiarów żyrandol, musiał być od kilku lat nieużywany, bo było widać grubą
warstwę kurzu. Usiadły przy stoliku, a Hagrid dał im po kubku malinowej
herbatki i talerz olbrzymich babeczek. Wszytskie znały zdolności kucharskie
Hagrida i wiedziały, że prędzej można połamać sobie zęby, niż je przełknąć, ale
z grzeczności wzięły po jednej. Pierwsza ugryzła Ann. Dziewczyny, nie widząc
skrzywienia na jej twarzy, również to zrobiły. Ach, babeczka była pyszna!
- Hagridzie, czytałeś ostatnio jakąś książkę kucharską? -
zapytała Lorens. - Bo te babeczki są wspaniałe. Niebo w gębie!
- Ech... Nie, zabrakło mi mleka, i musiałem użyć śliny
żabodzioba - wycharczał gajowy.
- Żabodziób? - Lily spojrzała na niego zdziwiona. - Co to
jest?
- Nie chcesz wiedzieć - zaśmiał się Hagrid, a trzy Gryfonki
jednocześnie odłożyły swoje na talerze słodkości. - No, ale co tam u was?
- Nie najlepiej - westchnęła głośno Dorcas. - Nauka i
jeszcze James...
- Tak, słyszałem. Cholibka, bidny jest...
Rozmawiali jeszcze
pół godziny, a potem dziewczyny pożegnały się i pobiegły do zamku. Lekcje same się
nie zrobią. Kiedy były już w sypialni, Lilka zaproponowała, że pójdzie do
biblioteki i przyniesie książki. Przyjaciółki z wdzięcznością przyjęły tą propozycję.
Rudowłosa w szybkim tempie doszła do biblioteki. Na wejściu zetknęła się z
podejrzliwym spojrzeniem pani Pince, ale nie zwróciła na nią większej uwagi.
Prędko odnalazła dział książek poświęconym eliksirom. Przejechała dłońmi po
okładkach grubych tomów. Wszystkie były równo poustawiane, żadna nie wystawała
przed szereg. Ułożone alfabetycznie, aż kusiły ją, by wzięła wszystkie. Lilka
lubiła ksiązki. Z każdej lektury mogła się czegoś ciekawego dowiedzieć. Czasami
znajdowała w ksiażkach zakładki. Wtedy, choć wiedziała, że nie powinna, brała
je ze sobą. To dziwne, ale pamiętała, z której książki taką zakładkę wzięła.
Zawsze, gdy to robiła, wychodziła spięta z biblioteki, choć nikt jej jeszcze
nigdy nie nakrył. Szybko odnalazła książkę Toma Cruss'a "Magiczne
płyny". Przejrzała ją, sprawdzając czy na pewno znajduje się tam rozdział
poświęcony Veritaserum. Kiedy go znalazła, zatrzasnęła książkę. Gdy się
odwróciła, chcąc jeszcze znalźć książkę o wróżbiarstwie, wpadła na jakiegoś
chłopaka. Lektura spadła na ziemię z hukiem. Zerknęła na sprawcę. Zesztywniała,
widząc jego twarz. Syriusz trzymał w rękach księgę.
- Chyba musimy porozmawiać.
- Nie, nie musimy. - Dziewczyna odebrała od niego wolumen.
Ruszyła w stronę innego działu. - To co się zdarzyło, nigdy nie powinno mieć
miejsca. Zapomnijmy o tym. - Wyciągnęła opasłą twórczość Elen Skrise. - Tak
będzie lepiej dla nas obojga. - Na sekundę ich spojrzenia się spotkały.
- Lily...
- Nie - warknęła i skierowała się w stronę biurka
bibliotekarki.
- Jak chcesz - mruknął. - Ale nigdy nie zapomnisz, dopóki ze
mną nie porozmawiasz.
Wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi. Głos pani Pince do niej
nie dochodził. W uszach wciąż słyszała jego głos. Nigdy
nie zapomnisz. Oszołomiona odebrała książki i również opuściła bibliotekę.
Puściła się biegiem do Wieży Gryffindoru. Chicała uciec. Uciec od przeszłości.
Za zakrętem jednak upadła, wypuszczając z rąk trzymane tomy. Ktoś pomógł jej
wstać. Severus.
- Och, Sev! - Wtuliła się w niego. - Jak dobrze, że jesteś.
Snape ścisnął ją mocniej. Pierwszy raz z nim rozmawiała od
czasu balu.
- Ja przepraszam, za tamto... - wybąkał.
- Och... - wyrwało się Evans. - To nic, wybaczam ci.
Teraz było lepiej. Opuściły go zmartwienia, które nosił w
sobie przez miesiąc. Wybaczyła mu. Znowu zaufała.
- Brakowało mi ciebie - wyszeptał w jej włosy. - Tęskniłem
za tobą.
Lilka cicho załkała. Brakowało jej tego.
Zrezygnowała z
pójścia do dormitorium, skazując się jednocześnie na złość dziewczyn. Miała nadzieję,
że zrozumieją. Udała się ze Ślizgonem do Pokoju Życzeń. Oczywiście pozwolił jej
wymyślić miejsce. Tym razem był tam tylko okrągły stół i kilka krzeseł. Na
ścianach wisiały obrazy, przedstawiające naturę. Na podłodze leżał żółty dywan,
a w rogu wisiało lustro. Usiedli przy stole, kładąc na nim swoje manatki.
Porozmawiali o tym, co robili, kiedy byli skłóceni. Dowiedziała się, że matka
Sev'a była ciężko chora, że jego ojciec wyprowadził się z domu... Gryfonka była
przerażona i zdruzgotana. Jej najlepszy przyjaciel miał problemy. Kiedy
skończył, opowiedziała mu o Potterze. Mina mu zrzedła. Wpatrywał się w nią,
uważnie słuchając.
- Severusie, pomóż mi - poprosiła. - Chcę dowiedzieć się,
kto go otruł.
- Lily... Wiesz, że go nie znoszę...
- Proszę - nalegała. - To dla mnie, nie dla niego... - Ścisnęła
jego dłoń.
Chłopak głośno westchnął, ale uśmiechnął się. Pokiwał głową,
zgadzając się.
- Ale mam pytanie... Czy to nie na niego narzekałaś przez
ostatnie... 5 lat? Co się zmieniło?
Lila przygryzła dolną wargę. O to chodziło.
Nic się nie zmieniło.
~*~
Następne dni biegły
nieubłaganie szybko. Nikt nie mógł odwiedzać Pottera od godziny 14. Tak naprawdę
było to wręcz niemożliwe, bo trwały w tym czasie lekcje, a nauczyciele
sprawdzali obecność na każdej lekcji. Po szkole krążyła plotka, że opiekują się
nim lekarze ze Świętego Munga. Ale były to tylko pogłoski. Prawdziwe? Nikt tego
nie wiedział. Co wieczór Huncwoci razem z Dorcas i Ann obmyślali plan dostania
się do Pottera. Bez Lily. Ona całe dnie spędzała w bibliotece razem z
Severusem, czytając książki o różnych magicznych i niespotykanych chorobach.
Wierzyli, że to może naprowadzić ich na trop sprawcy. Z każdym dniem coraz
bardziej uświadamiała sobie, że tak naprawdę Potter i jego kumple nadal są
takimi samymi dupkami, jak wcześniej. Wciąż robili psikusy, spóźniali się na
lekcje i nie robili zadań domowych. Nic się nie zmieniło. Nie zamierzała
zostawić Jamesa w potrzebie, ale gdy wyzdrowieje? Wszystko wróci do normalności.
Ale czy na pewno? Przecież się nie zaprzyjaźnią, o nie! To mimo wszystko
HUNCWOCI, najwięksi psotnicy w szkole. A ona była prefektem, miała dawać
przykład. Tak, postanowiła. Skończy z nimi, jak tylko Rogacz dojdzie do siebie.
Zmęczona dziewczyna
opuściła ściany biblioteki o 19. Pożegnała się z Sevem przed portretem Grubej
Damy i przelazła przez dziurę po wypowiedzeniu hasła. Ledwo dowlekła się do
dormitorium. Te poszukiwania okrutnie ją zmęczyły. Gdy weszła, dziewczyny rozmawiały
o Alexie Bertnim, niezwykle przystojnym Gryfonie z szóstego roku. Przywitały ją
ciepłymi uśmiechami i zaprosiły na łóżko Dorcas, chcąc wciągnąć ją do rozmowy.
- Gdzie i z kim byłaś?
- Z Sev'em - odparła Ruda, sidając koło nich.
- Ach, tak. Pogodziliście się - mruknęła Ann. - Słuchaj,
wiemy jak dostać się do Pottera.
- Och, chłopcy piszczeli z zachwytu, gdy na to wpadli. -
Zaśmiała się Meadowes.
Czarna opowiedziała jej pokrótce, jaki ustalili plan.
Następnego dnia, czyli w czwartek, pójdą w trójkę i wybadają sprawę. Jeśli
plotki o lekarzach ze Świętego Munga nie były prawdziwe, zadanie stanie się
nadzwyczajnie łatwe. Po prostu odciągnąć Pomfrey i gotowe. Jeśli jednak były,
tu się zaczyna komplikować. O ile pielęgniarkę da się wywabić, o tyle trudniej
będzie to zrobić z lekarzami, którzy specjalnie przyjechali. Wszystko jednak
miało wyjaśnić się następnego dnia. Dosłownie. Wyjaśni się sprawa z lekarzami,
czy rzeczywiście przyjechali, w jakim stanie był Potter i co zamierzał zrobić
dyrektor i pielęgniarka. Gryfonki rozmawiały jeszcze kilka minut, po czym zmęczona
Lila poszła do łazienki. Zrzuciła z siebie ubrania i weszła pod prysznic.
Gorąca woda miała nadzwyczajnie kojące działanie. Strumienie wody lały się po
jej ciele, wyznaczając sobie drogi. Zapach żelu do mycia pobudził nozdrza
Lilki. Kiedy wyszła pięć minut później, była w znacznie lepszym stanie.
Założyła piżamę, umyła zęby i przemyła twarz. Zerknęła na okrągłe lustro. Dostrzegła
pewną zmianę w sobie. Na jej twarzy pojawiło się kilka nowych piegów, a zielone
oczy wydały się większe i bardziej błyszczące niż przedtem. "Dziwne"
pomyślała. "Dopiero teraz to zauważyłam". Kręcąc głową nad swoją
głupotą, wyszła. Poczuła jak opuszcza ciepłe opary z łazienki.
Sprawdziła czy
spakowała do torby wszystko na następny dzień i wsunęła się pod kołdrę. Och,
była w niebie! Zmęczona dniem szybko zasnęła, nie patrząc czy Ann i Dorcas też
były w łóżkach.
~*~
Weszła do spowitego mrokiem domu. Gdy
zamknęła za sobą drzwi, zrobiło się ciemno. W powietrzu unosił się kurz. Po
chwili zrozumiała, że od dawna nikt tam nie przychodził. Nikt tam nie mieszkał.
Zaczęła panikować. Szukała różdżki, przypominając sobie formułę zaklęcia.
- Lumos!
Światło rozbłysło na końcu jej różdżki.
Teraz mogła rozróżnić poszczególne przedmioty. Okrągły stół, kilka krzeseł,
półki z zakurzonymi księgami. Zaglądała po kolei do każdego pokoju. Dlaczego nikogo
nie było?! Nie przeszukując łazienki, pobiegła na górę. Zerknęła do
pomieszczenia po prawej. Nic. Do następnego. Zero. Do garderoby. Pustka.
Zaczęła się denerwować, oddychała coraz szybciej. Wyszła na korytarz i wyciągnęła
przed siebie różdżkę. Obrazy pospadały ze ścian i teraz leżały potłuczone i
zniszczone na podłodze. Kwiaty w kątach uschły i straciły liście. Podniosła głowę.
Żarówki w żyrandolach były spalone. A może rozbite? Nie dbała o to, ruszyła
dalej. W domu panowała głucha cisza. Przerażająca. Z każdym krokiem, słyszała
jak trzeszczy pod nią podłoga. Rozglądała się uważnie, co chwila otwierając
kolejne drzwi do następnych pomieszczeń. Nie było żywej duszy. W końcu stanęła
przed ostatnimi drzwiami. Chwyciła za klamkę. Drzwi nie chciały się otworzyć,
były zamknięte. Ogarnął ją strach. Czy ktoś tam był? Zaniepokojona szepnęła
zaklęcie otwierające drzwi. Cichy trzask oznajmił, że drzwi stoją otworem.
Mogła je otworzyć. Tylko czy chciała? Co się za nimi kryło? A może... kto?
Zgasiła światło różdżki. Znów zapanował mrok, jednak bez trudu odnalazła
klamkę. Drżącą ręką uchyliła drzwi. Z każdej strony otaczała ją ciemność. Postwiła
pierwszy krok, któremu towarzyszyło trzeszczenie drewnianej podłogi. Nic się
nie stało. Gdy wzrok przyzwyczaił się już do panujących w pokoju ciemności, nie
zauważyła żadnego ruchu. Wstrzymała na chwilę oddech. Nikt poza nią nie
oddychał. Była sama. Weszła w głąb pomieszczenia. Nim zrobiła trzy kroki,
potknęła się o coś i upadła z hukiem na zakurzoną podłogę. Kaszląc, obróciła
się na plecy. Spojrzała na swoje stopy. Faktycznie, coś tam było. Chyba
zawinięty dywan. Ponownie zapaliła światło różdżką. Powoli usiadła. Z szybko
bijącym sercem podciągnęła się do dywanu. Był gruby. Zbyt gruby. Zaczęła go
rozwijać, trzymając różdżkę w zębach. Szło ciężko, za ciężko jak na zwykły
dywan. Kiedy rozwinęła go prawie na długość pomieszczenia i pozostał tylko jeden
ruch, by rozwinąć go do końca, zrozumiała, że ktoś był zawinięty w ten dywan.
Oddychała szybko, płytko i nierówno. Jej sercem wstrząsnął strach. Rozwinąć?
Czy raczej nie? Ale po coś przecież przyszła. Żeby sprawdzić, upewnić się czy
ktoś dalej tu mieszkał. Po minucie, która zdawała się nigdy nie skończyć i
ciągnąć w wieczność, podjęła decyzję. Szybkim ruchem pociągnęła. Krzyknęła, gdy
zobaczyła nieruchome ciało. Martwe ciało.
Drżącymi rękami przewróciła ciało na drugą
stronę, chcąc zobaczyć twarz, choć wiedziała już kto to był. Kobieta, to pewne.
Odgarnęła ciemne i długie włosy, muskając przy tym twarz, która była lodowata.
Ciszę rozdarł jej przerażający krzyk. To była jej mama. To o nią się potknęła.
Była martwa, nie żyła.
Dorcas obudziła się
z krzykiem zlana potem. Oddychała szybko. Zsunęła się z łóżka, lądując na podłodze.
Dwie sekundy później dopadły ją Ann i Lily. Mówiły coś od niej, ale nie
rozumiała słów. Dotykały ją po twarzy, ale zdawała się tego nie czuć. W końcu
nie wytrzymała i wybuchła płaczem. Gorzkie łzy lały się po jej twarzy. Moczyły
włosy, piżamę... Dziewczyny dźwignęły ją na nogi, ale nie potrafiła ustać.
Wciąż przed oczami widziała martwe ciało jej mamy. Jej zimne oczy. Czuła jej zimną
skórę pod palcami. Jej ciałem przeszły drgawki. Szczękała zębami. Bynajmniej
nie z zimna. Ze strachu. Twarze dziewczyn rozmywały jej się przed oczami.
Chyba wychodziły z
dormitorium. Schodziły ze schodów. Tak, Dorcas czuła to bosymi stopami. Dokąd
idą? Do tego domu? Zaczęła wrzeszczeć, wyrywać się. Nie chciała tam iść.
Dlaczego ją tam ciągnęły? Była jednak zbyt słaba, żeby moc skutecznie się
wyswobodzić z uścisku Ann. Z Lilką już sobie poradziła.
- Chyba muszę zacząć ćwiczyć - wysapała Evans.
Meadowes usłyszała to jakby z oddali. Jakby ta ruda
dziewczyna była bardzo daleko. Tak daleko, że jej nie widziała. Nie mogła się
jednak bardziej na tym skupić. Jej myśli krążyły po jej głowie, nie dając
chwili wytchnienia.
Czemu tych myśli jest
ich tak dużo? Czemu?!
Zatrzymały się. Gdzie były? Stały przed posągiem... orła?
Wielkiego pierzastego ptaka? Dorcas nie potrafiła tego ocenić. Nagle ten posąg
zaczął się obracać i jednocześnie piąć w górę. Pojawiły się schody.
Skąd koło ptaka
schody?
Schody. W tamtym domu też były schody. To one zaprowadziły
ją do tego strasznego pokoju. Znów zaczęła wrzeszczeć jak opętana. Dziewczyny
wciągnęły ją po tych schodach. Błagała je, by tego nie robiły, ale nie słuchały
jej. Tylko... czy na pewno powiedziała to na głos? Weszły przez jakieś ozdobne
drzwi. W tamtym domu też były drzwi. Wiele ich było. Pomieszczenie wypełniło
się jej krzykiem. Przed oczami pojawiały się obrazy z tamtego domu.
Trzeszczące podłogi... Zamknięty pokój... Ciemność... Nie,
światło... Zawinięty dywan...
Nie, proszę...
Trudność z jego rozwinięciem... Ciało... Martwe ciało...
Nie, błagam!
Kobieta... Bijący od niej chłód...
Stop! Błagam...
Zimne, martwe ciało... Jej matki...
Wszystko rozpłynęło się za zasłoną łez.
~*~
Dziewczyna ocknęła
się zaledwie pięć minut później. Oddychała szybko. Błądziła wzrokiem po zebranych
w pokoju osobach. Były tam Lily i Ann, i sam Albus Dumbledore. Tłumaczył coś
Gryfonkom.
- Będę musiał to zrobić. - Usłyszała głos dyrektora. - Nie
możemy narażać jej na niebezpieczeństwo, rozumiecie? Po prostu nie będzie tego
pamiętać. Tylko tej nocy.
- Oczywiście, dyrektorze. Zanim pan to zrobi, chciałabym
zadać pytanie - powiedziała Evans. - Co z Potterem?
- Och, Lily, Lily... Jest z nim źle. Dwa dni temu przybyli
tutaj lekarze od Munga, jutro znów przyjadą, potwierdzić wyniki badań. Matka
Jamesa przyjedzie jeszcze dzisiaj wieczorem.
- Panie dyrektorze - rzekła Lorens. - Czy mogłybyśmy go odwiedzić,
zanim zacznie się to... zamieszanie?
- Dobrze - zgodził się Dumbledore, podchodząc do biurka po
różdżkę. - Ale od godziny piątej do wpół do szóstej - oznajmił stanowczo
dyrektor.
- Oczywiście, dziękujemy.
Kiedy zapadło
milczenie, cała trójka wiedziała co nastąpi. Oprócz wyczerpanej Dorcas, która wierciła
się niebezpiecznie na podłodze, gdyż nie była w stanie usiedzieć na krześle.
- To ty ją zabiłeś - szepnęła w stronę dyrektora. - To przez
ciebie ona nie żyje.
Blondynka chciała ją uciszyć, ale Dumbledore powstrzymał ją
gestem dłoni. Dyrektor był przyodziany w długi srebrny płaszcz i tiarę w tym
samym kolorze. Jego broda sięgała ramion, a na nosie tkwiły okulary-połówki.
Wolnym krokiem podszedł do Meadowes, która niczego nie rozumiała.
- Odejdź - warknęła. - Uciekajcie! - wrzasnęła do dziewczyn.
- Dorcas, spójrz mi w oczy - powiedział ze stoickim spokojem
Dumbledore. - Twoja mama żyje. Nikt jej nie zabił. Słyszysz? Ona żyje.
- Nieprawda - zaprzeczyła. - Ty ją zabiłeś...
- To ci się śniło, Dorcas Meadowes. To był tylko sen -
tłumaczył jej cierpliwie.
Gryfonki przyglądały się tej sytuacji z drugiego końca
gabinetu. Był średnich rozmiarów, więc wszystko widziały i słyszały. Usłyszały,
jak ich przyjaciółka oskarża o morderstwo dyrektora Hogwartu. Ann prychnęła,
ale dotarło do niej, że Dori nie była sobą. Nikt przy zdrowych zmysłach nie
oskarżyłby Albusa Dumbledore'a o morderstwo. Nikt o nic, by go nie oskarżył.
Przecież to sama potęga i duma czarodziei.
- Obliviate.
A więc zrobił to.
Czarna straciła przytomność. Dziewczyny zaniosły ją z powrotem do dormitorium, żegnając
się i przepraszając za najście dyrektora. Szło im znacznie sprawniej. Nie
wiedziały czy za sprawą tego, że była trzecia rano i niektóre obrazy się
zbudziły, pozwalając im oświetlić drogę, czy dlatego że nieprzytomna współlokatorka
była lżejsza, niż kiedy próbowała uciec. W każdym razie szatynka obudziła się w
swoim własnym łóżku, nie pamiętając niczego ze zdarzeń w nocy. A dziewczyny
milczały na temat tego co zaszło.
~*~
Wybiła godzina 17.
Chwilę potem z Pokoju Wspólnego wyszły trzy dziewczyny. Biegiem dotarły do Skrzydła
Szpitalnego. Zza drzwi nie dochodziły żadne odgłosy. Mogło to oznaczać tylko
tyle, że albo Potter był sam, albo już go przenieśli do innej sali. Rudowłosa
otworzyła delikatnie drzwi i razem weszły do środka. Tak! James był w środku.
Pierwsza przy łóżku okularnika znalazła się Ann. Potem doszły do niej Dorcas i
Lily.
Potter oddychał spokojnie.
Chłopak jak za każdym razem, gdy go odwiedzały, miał zaciśnięte powieki. Jego
twarz była blada, prawie porcelanowa. Dłonie kurczowo trzymały się kołdry.
Meadowes pochyliła się nad nim i przyłożyła dłoń do czoła. Rozpalone. Było to
dziwne, gdyż ostatnim razem było lodowate. Gryfonka zerknęła zaniepokojona na
pozostałą dwójkę. Ruda odgarnęła jego brązowe kosmyki z czoła i delikatnie
musnęła go po policzku. Nagle Huncwot krzyknął i zaczął się trząść. Przerażona
Lorens odskoczyła gwałtownie, a Czarna już biegła do drzwi. Tymczasem Lily
złapała go za rękę.
- James... James, spójrz na mnie. - Ścisnęła jeszcze
mocniej. - Potter! - krzyknęła.
Wtedy po raz pierwszy chłopak otworzył oczy. Zaczerpnął głośno
powietrza. Zakrztusił się i spróbował wstać. Kiedy już się uspokoił, zaszczycił
Gryfonki spojrzeniem.
- Nie zabierzecie mnie stąd - odparł słabo.
- James, co ty gadasz?
- Wiem, po co przyszłyście...
- James...
Wtedy drzwi otworzyły się gwałtownie. Do środka wparowali
Peter, Syriusz i Remus. Black natychmiast znalazł się przy łóżku przyjaciela,
Peter poprosił dziewczyny o wyjście.
- Nie - warknęła Blondi i próbowała przejść do Pottera.
- Ann... - Zatrzymała się. Lupin stał przed nią i mocno
trzymał za ramiona. Patrzył jej prosto w oczy. - Ann, proszę...
- Remusie, o co ci chodzi?
- Idź. Proszę.
Dziewczyna wyrwała się z jego objęć. Cofnęła się o kilka
kroków. Była zdenerwowana, ręce jej się trzęsły.
- Mamy takie samo prawo do przebywania tutaj, tak jak wy - wyrzuciła
z siebie. - I zostanę tutaj...
- Do cholery, Lorens! - krzyknął Syri, przerywając jej. -
Idź stąd. Natychmiast.
W pomieszczeniu nastąpiła cisza. Blondynka przełknęła z trudem
ślinę. Patrzyła po kolei na każdego. Zatrzymała się na Syriuszu. Podeszła do
niego. Wszyscy wstrzymali oddech.
- Nie możesz mi rozkazywać - wysyczała wprost do jego ucha.
- Nie masz nade mną władzy, rozumiesz?
Jej głos był pełny... jadu. Była wściekła. Miała ochotę
uderzyć Łapę z całej siły, tak by poczuł ból. By zrozumiał, że jej się nie
rozkazuje, że sama decyduje o tym co robi. Stała tak blisko, że czuł jej oddech
na szyi. Wszyscy myśleli, że jest małą owieczką, nad którą mają kontrolę. Ale
tak nie było. Bo to, że nie była jakaś bardzo wysoka i była blondynką, nie
oznaczało wcale, że można nią pomiatać, rozstawiać po kątach. Dotknęły ją słowa
Syriusza. Była urażona. Nie chciała robić scen, kiedy obok leżał półprzytomny
James, ale nie zamierzała odpuścić.
- Rozumiesz? - zapytała i nie czekając na odpowiedź, minęła
Blacka.
Wyszła, podnosząc dumnie głowę.
- Ann, zaczekaj - krzyknęła Dorcas i razem z Lil wybiegły za
przyjaciółką.
Gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi, Syri dopadł łóża
Jamesa.
- Jim... - powiedział.
- Oni chcą mnie zabić - wyszeptał, łapiąc go mocno za rękę.
Znów zapadł w głęboki sen. Najpierw delikatnie, potem nagle
i szybko. Black wstał i złapał się za głowę. Westchnął głośno. Lupin podszedł
do niego i poklepał po plecach. Potter od kilku dni, mówił o tym, że ktoś chce
go zabić, wykluczyć z gry. Za każdym razem zasypiał, nim zdążyliby się go o coś
zapytać. Za każdym razem Syriusz miał ochote popełnić samobójstwo. Fakt, że nie
mógł pomóc, rozrywał go od środka. Zawsze siedział najdłużej przy łóżku Pottera.
Przy łóżku brata. Jednak tamtego dnia, wyszedł jako pierwszy. Lunatyk nachylił
się nad Rogaczem i szeptał mu na ucho, mając nadzieję, że to słyszy.
- Jimmy, obudź się. Dasz radę, wierzę w to.
Gdy skończył, wybiegł za Syriuszem, zostawiając otwarte
drzwi. Glizdogon powoli podszedł i z cichym skrzypieniem zamknął je na klucz,
zostając w środku.
Jak widać jako pierwsza zaszczycę Cię dziś moim komentarzem ;) A więc... to było naprawdę dobre. Nie mogę się doczekać momentu w którym wszyscy dowiedzą się kto chce zabić Pottera. Ogólnie fajnie jak zwykle. Ja tam nie zwracam nigdy uwagi na błędy, bo uważam że to fabuła się liczy najbardziej
OdpowiedzUsuńPozdro-Szalik :P
Kochana, Dziękuję za dedykacje ! <3 Dylan ma coś wspólnego z moim kochanym Jamesem na bank ! Jak tylko się dowiem kto to robi, osobiście wbiję mu w tętnicę na szyi ukryte ostrze, potem nożem na wylot przez klatkę piersiową, a na koniec go spale.( Amortensjo za dużo assassyna...) Jezu dodatkowo Dorcas... mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze... Pozdrawiam i życzę weny oraz czasu, co mi również by się przydało :-:
OdpowiedzUsuńAmortensja <3
AA! Assassyn? Jak możesz zdradzać bractwo siostro?!
Usuń;)
Lunaris
Ups ! Ezio mym bogiem, Connor nałogiem ^^
UsuńSuper. Te kilka powtórzeń trochę przeszkadzało, ale oczu nie wypaliło. Poza tym mały zgrzyt: "Nauką, nauczycielami, martwiły się o Jamesa, o to, co działo się w czarodziejskim świecie..." Nie mówię, że to jest źle, ale jakoś to zdanie dziwnie brzmi. Niestylistycznie. Poza tym tu: "Poza tym już dawno się nie widziały z gajowym [...]" 'się' powinno być po 'nie widziały'. Tak jest przyjęte i tak z reguły brzmi lepiej. Wybacz, za czepialstwo, ale jakoś mnie wzięło na takie coś :D
OdpowiedzUsuńPoza tym bardzo ciekawie.
Nic dodać, nic ująć - czekam na rozwój spraw!
Pozdrawiam i życzę, aby Wen odwiedzał często
Lunaris
WoW! Ten sen był... był... przerażający, a zarazem bardzo twórczy. Rozwijasz się, rozwijasz moja drogą. Te gimnazjum dobre ci robi XD. Rozdział bomba, ale to nie nowość.Weny życzę ! Guzik
OdpowiedzUsuńW końcu nadrobiłam zaległe rozdziały ;)
OdpowiedzUsuńWciąż wiele pracy przed Tobą, ale widać postępy! Niestety da się znaleźć wiele powtórzeń, a tekst czasami nie jest jakoś specjalnie górnolotny, może przez to, że często tłumaczysz rzeczy, które są oczywiste, opisujesz postaci tak, jakbyśmy pierwszy raz o nich słyszeli. Przykładowo kiedy dziewczyny poszły do Hagrida w tym jednym momencie zawarłaś większość rzeczy, które o nim wiemy - zamiast tego mogło to wyjść np jakoś w rozmowie.
Nie zmienia to jednak faktu, że wciąż bardzo mi się tutaj podoba! Twoja historia jest naprawdę kreatywna i nie mogę się doczekać rozwiązania tych wszystkich zagadek!
Pozdrawiam Cię cieplutko i dziękuję za komentarz u mnie. Gdybyś potrzebowała jakiś porad czy coś zawsze możesz pisać, służę pomocą ;)
Przesyłam całusy, Atelier
Tak, jak pisałam wcześniej - powtórzenia moją zmorą w tym rozdziale. Naprawdę nie wiem co mi się stało, zaćmienie mózgu... Co do Hagrida... napisałam tutaj o nim więcej i dokładniej, bo tak naprawdę pierwszy raz występuje tutaj w ważniejszej roli... ale może masz rację? :)
UsuńW każdym razie dziękuję za komentarz!
Pozdrawiam
Panna Nikt
Hm, no niby piszesz o nim pierwszy raz, ale z jego opisu ogólnego niekoniecznie musi wynikać co lubi ;) wystarczyłby jego wygląd i wielki uśmiech kiedy je zobaczył, jakieś "ale Was dawno nie widziałem, zapomniało się o starym przyjacielu, co?". Poza tym oprócz wytartego schematu, że Hagrid nie umie piec kończysz to tak, że pogadały i zaraz musiały wracać, nic więcej, żadnych ciekawych szczegółów. Nad tą partią bym popracowała ;)
UsuńOK, dziękuję za zwrócenie uwagi. Następnym razem bardziej się nad tym zastanowię i postaram się, żeby wypadło lepiej :)
UsuńMam nadzieję, że wciąż będę mogła podziwiać jak z rozdziału na rozdział piszesz coraz lepiej :D tak trzymaj!
UsuńWow, takie mam wrażenie po tym zakończeniu. Dorcas i jej sen wow. Rozdział super, z niecierpliwością czekam na następny! :D
OdpowiedzUsuńTak cos czuje że peter i ludzie od voldka maczają w tym palce i petera ktos nakryje po za tym GENIALNE!!! czekam na następne
OdpowiedzUsuńpozdro
~Ginny Blue
Hej
OdpowiedzUsuńRozdział w miarę fajny, ale powtórzenia bardzo rażą! Wiem, że pisałaś, o tym, jak ich dużo i wgl, ale tak nie może być! Rozdział, w którym co chwilę pojawia się to samo słowo, sam zniechęca do czytania.
Co się stało z twoją betą?
Przeszkadzało mi jeszcze to, że wiele rzeczy opisujesz bardzo ogólnikowo. Zgodzę się z Atelier, scena z Hagridem była zbyt szybka. Najpierw idą do niego przez pół strony, potem rzucasz uwagę o jego zdolnościach kulinarnych, dwa dialogi i znów sobie idą. Jak dla mnie ta scena była najsłabszym momentem w tym rozdziale.
A co do pozytywów:
Duży plus za to, że jestem mega ciekawa co Peter ma wspólnego z Jamesem! NO CO ON DO JASNEJ CIASNEJ MA Z TYM WSPÓLNEGO?!?!?!
Coraz bardziej lubię Ann. Dziewczyna ma charakter ;)
Zauważyłam, że jak większości tobie również świetnie wychodzą dramatyczne sceny.
Tak więc podsumowując: ćwicz, ćwicz i jeszcze raz ćwicz.
Pozdrawiam.
Leviosa
(lilyijames-zdobyc-szczescie.blogspot.com)
Dziękuję za komentarz! :)
UsuńWiem, wiem - powtórzenia :( Już piszę następny rozdział i teraz uważam na te powtórzenia, mam nadzieję, że nie będzie ich wcale :) Dziękuję za rady i wytykanie błędów. Cieszę się, że tak wpływają na ciebie losy bohaterów :D Jeszcze tylko dodam, że Ann będzie miała w tym opowiadaniu ważną rolę. Nię będzie tylko "słodką dziewczynką", którą trzeba było gdzieś wcisnąć.
Pozdrawiam i bardzo dziękuję za wyrażenie opinii
Panna Nikt