piątek, 31 października 2014

Rozdział 14. Pan Bałwan.

Ha, zdążyłam!
A tak poza tym to witam :D
Rozdział pisany długo, nie przeczę. Nie jestem w stanie go ocenić. Chyba jest taki przejściowy, bo dopiero w następnym będzie się działo :) Starałam się unikać powtórzeń, naprawdę. Mam nadzieję, że jest ich mniej, niż w pozostałym rozdziale... Nie zdążyłąm wysłać tego rozdziału do bety, ale jeszcze dzisiaj to zrobię i ewentualnie, wstawię sprawdzoną wersję. Oczywiście sama tę notkę sprawdziłam, ale wiadomo - mogło mi coś umknąć. Jest w tym rozdziale dużo Syriusza. Sama nie wiem czemu XD Mam nadzieję, że rozdzialik się Wam spodoba :)
Akcja z dedykami dalej jest! Także komentować, komentować!

Zapraszam do lektury
Panna Nikt

PS Rozdział dedykuję Mionce-Szalik :D Dziękuję za komentarz, czekam na Twoją opinię!

_______________________________


Rozdział 14. Pan Bałwan.


   Kilka dni temu wywieziono Jamesa Pottera ze szkoły do szpitala Świętego Munga. Był w bardzo ciężkim stanie. Nie było żadnej poprawy od wypadku na miotle. Minęło od tego bardzo dużo czasu, prawie miesiąc... Czas płynął stanowczo zbyt szybko. Huncwoci snuli się po szkole, nie zwracając uwagi na śmiechy ludzi wokół. Oczywiście każdy uczeń się zmartwił, kiedy dowiedział się, że wspaniały szukający Gryffindoru wylądował w szpitalu. No może, oprócz Ślizgonów, którzy wymieniali między sobą złośliwe uśmieszki. Większość Gryfonów myślała, że mieli coś z tym wspólnego. Jednak dowodów jak nie było, tak nadal nie zostały odkryte. O ile rzeczywiście były... Syriusz przestał jeść, Remus gorzej się uczył, nawet Peter stracił apetyt na słodycze. Każdemu brakowało tego roześmianego okularnika. Tego czasami, aż do bólu irytującego chłopaka. Tego czwartego... Bez niego, nie byli już tacy sami. Nie byli Huncwotami. Ich humor udzielił się dziewczynom, z którymi coraz rzadziej się widywali i rozmawiali. Raz nawet Black się z nimi pokłócił...

'Chłopcy siedzieli w Pokoju Wspólnym, wpatrując się w skaczące płomyki ognia w kominku. Nie dochodziły do nich głosy innych uczniów. Dosiadły się dziewczyny. Lilka usiadła w fotelu, Ann na podłodze, opierając się o jej nogi, a Dorcas stanęła przed kominkiem.
- Zróbcie coś! - krzyknęła. - Cały czas gapicie się w ten ogień, jakby to mogło coś zmienić.
- Odsuń się - warknął Pete. - Myślimy.
- Myślicie? - zakpiła. - Nad czym? Jamesa tu nie ma, do cholery! Jest teraz bezpieczny w szpitalu!
- Och, przestań! - Łapa wstał. - Uważasz, że wiesz wszystko? Nie martwisz się nawet o to, czy na pewno jest z nim w porządku? Czy jeszcze w ogóle żyje?!
Dziewczyna zamilkła. O tym faktycznie nie myślała. Wtedy włączyła się Ann, która nadal żywiła urazę do Syriusza.
- Już nie przesadzaj! To był tylko upadek z miotły...
Tego Gryfon nie wytrzymał. Wstał i ruszył do dormitorium razem z Pettigrew. Obrażona Lorens pociągnęła za sobą szatynkę do sypialni dziewcząt. Kiedy Lilka wstała, usłyszała wyprany z emocji głos Lupina:
- Ktokolwiek, by go nie truł, teraz ma utrudnione zadanie.
Ruda odwróciła się do niego. Wpatrywał się w ogień, prawie nie mrugając.
- Wiem - wypaliła i odeszła, nie czekając na odpowiedź.'

   Tymczasem na zewnątrz była już połowa grudnia. Śnieg zasypał większą część błoni, a drzewa straciły liście. Ptaki schowały się w Zakazanym Lesie. Nieliczne wylatywały o świcie, śpiewając cicho tylko sobie znaną melodię. Wiatr uderzał o okna podczas lekcji. Uczniowie słuchali powtarzających wciąż to samo nauczycieli. Każdy czekał tylko na sobotę. Na chwilę wytchnienia.
   Kiedy w końcu nadeszła, wszyscy głęboko odetchnęli. Ann wzięła na poważniej naukę i mimo wolnego dnia, odrabiała lekcje. Meadowes postanowiła zmienić coś w swoim życiu i chciała odnaleźć w sobie duszę artysty, pisząc wiersze. A Lila... Ona siedziała na szerokim parapecie w dormitorium owinięta miękkim kocem, czytając godzinami grubą książkę. Po południu wysłała list do rodziców, a potem jeszcze wstąpiła do biblioteki z Severusem. Od tygodnia przeszukiwali grube księgi, pragnąc dowiedzieć się, na co zachorował Potter. Nie szło im najlepiej.
- Kolejna dawka - sapnęła dziewczyna, kładąc na jeden z okrągłych stolików w bibliotece, stosik opasłych tomów. - Może tu coś znajdziesz, ja idę szukać dalej.
   Jak powiedziała, tak zrobiła. W tym czasie czarnowłosy Ślizgon otworzył jedną z książek. Przeleciał wzrokiem po spisie treści. Nic interesującego. Z kolejną - to samo. Ale za trzecim razem... Otworzył księgę na stronie 394. Sunął palcem po tekście, szukając słowa klucz. Znalazł. Pośpiesznie przeczytał cały akapit.

"Wernetum Kalisivium to niezwykle groźna choroba. Najgorze jest to, że bardzo łatwo jest nią kogoś zarazić. Nie tylko fizycznie, ale również przez eliksir. Jest on niezwykle łatwy do uwarzenia. Wystarczy dodać tylko kilka kropel Wywaru Martwej Śmierci zmieszanego z krwią testrala do Szkielego-Wzra. To zapewnia powolną śmierć. Objawy tej choroby to, np. amnezja, długi sen, drgawki i wiele innych. Przeważnie kończy się to śmiercią. Ponieważ ta choroba nie jest znana, i tylko nieliczni znają jej objawy, zazwyczaj jest za późno na podanie antidotum, które w przeciwieństwie do pierwszego eliksiru, jest nadzwyczajnie trudne do uwarzenia. Składniki antidotum to..."

Dalej nie czytał. Przez kilka minut kojarzył fakty, a potem zrozumiał. Potter miał umrzeć. Nie następnego dnia i nie za tydzień, ale może za miesiąc, za dwa... Tysiące myśli krążyły mu po głowie. Wywar Martwej Śmierci? Nigdy o takim nie słyszał, a przecież był mistrzem eliksirów. Co miał zrobić? Iść do nauczyciela i dowiedzieć się czegoś więcej? Usłyszał głos Lilki.
- Znalazłeś coś? - spytała, jak zwykle z nadzieją.
- Nie, przykro mi. - Poklepał ją po ramieniu. Jego przyjaciółka głośno westchnęła.
- To nie twoja wina - mruknęła i zaczęła zbierać książki ze stolika, podsuwając mu nowe. Chciała zatrzasnąć księgę, w której znalazł wzmiankę o chorobie, ale powstrzymał ją.
- Nie zabieraj jej - rzekł szybko. - Wypożyczę ją.
- Współczesne osiągnięcia czarodziejstwa? - zapytała, czytając tytuł.
- Tak, całkiem zabawne. - Wyszczerzył zęby w uśmiechu, na co Lilka również się uśmiechnęła.
   Kiwnęła głową i obładowana książkami, wróciła do regałów. Severus tak naprawdę nie wiedział, czemu jej nie powiedział o tym, że jednak coś znalazł. Podejrzewał jednak, że nie bez powodu, intuicja podpowiedziała mu taki, a nie inny ruch. Wziął książkę pod pachę, wypożyczył ją i wyszedł razem z Lilką z pomieszczenia.

~*~

   Kiedy Lily przechodziła przez Pokój Wspólny, kierując się w stronę swojego dormitorium, ktoś ją złapał za rękę. Na początku przestraszyła się, ale potem uświadomiła sobie, że od minuty gapiła się na twarz Scotta i wyraźnie się rozluźniła. Chłopak właśnie tłumaczył jej coś o jakiejś imprezie...
- To... przyjdziesz?
- A to impreza z okazji... - Spojrzała w jego niebieskie oczy.
- No... To są moje urodziny...
- O, jejku! - wymsknęło jej się. - Ja... Bardzo chciałabym pójść, naprawdę, ale... - Richardson zasmucił się. - Ale po tym, co stało się z Potterem, nie za bardzo mam ochotę na zabawę... Przepraszam...
- To zrozumiałe - mruknął, ale było widać, że nie przypadła mu do gustu odpowiedź Rudej.
- Przepraszam - powtórzyła. - Do zobaczenia.
Odwróciła się na pięcie i ruszyła do sypialni. Zamknęła drzwi i sięgnęła do swojej torby, leżącej na łóżku. Wyciągnęła pióra, atrament i kilka pergaminów.
- Nie chciałabyś się przejść? - Usłyszała głos Meadowes.
Rudowłosa rozejrzała się po pokoju, sprawdzając czy to na pewno do niej. Najwyraźniej tak, bo jak zauważyła, Ann nie było.
- Jasne, dokąd? - Wstała i podeszła do szatynki, która siedziała po turecku na swoim posłaniu.
- Na błonia. Ulepimy bałwana, co ty na to? - Dorcas uśmiechnęła się uroczo.
   Ruda już dawno jej takiej nie widziała. Ostatnio była taka przygaszona, mało się śmiała... A wtedy promieniowała szczęściem. To poprawiło humor Evans. Z chęcią ubrała grubą kurtkę i zimowe buty. To samo uczyniła też Czarna. Obie, rozmawiając, wyszły ze szkoły. Mróz szczypał je w nos, ale to im nie przeszkadzało. Dawno nie były ze sobą sam na sam. Brakowało im tego, choć szczerze lubiły Ann. Dorcas zaczęła formować kulę śniegu, po chwili Lily do niej dobiegła i pomogła. Lepiły śnieżny brzuch bałwana i wesoło sobie gawędziły, śmiejąc się od czasu do czasu. Czasami wychodzący uczniowie patrzyli na nie z politowaniem, byli to siódmoklasiści, a czasami brali z nich przykład, jak trzecioklasiści. Po godzinie połowa roboty została zrobiona.
- Teraz trzeba dać mu nos - mruknęła Dorcas. - Masz marchewkę?
- Jasne, zawsze noszę ją przy sobie - odparła sarkastycznie Lily, doprowadzając Dori do śmiechu.
- Ej, nie żartuj. Pan Bałwan potrzebuje nosa, musi oddychać - powiedziała poważnie Dorcas. - Może Hagrid nam pożyczy?
   Nie zastanawiały się dłużej. Czym prędzej pobiegły do chatki gajowego. Gdy Lilka chciała zapukać do drzwi, Meadowes ją powstrzymała. Wskazała ręką na ogródek za domem.
- Nie możemy - szepnęła dziewczyna. - To będzie kradzież!
- Tak, Lils, wsadzą cię do Azkabanu, za to, że ukradłaś marchewkę. Nie panikuj, tylko ją pożyczymy, poza tym Hagrid na pewno chciałby, żeby jakieś warzywko znalazło przyjaciela, prawda?
W końcu zielonooka poddała się i razem z przyjaciółką zakradła do skromnego ogródka gajowego. Przechodziły skulone, w razie gdyby Hagrid zapragnął wyjrzeć przez okno. Ostrożnie omijały nie zebrane jeszcze warzywa.
- Chyba Hagrid nie zna się na ogrodnictwie. Już dawno wszystko, by zebrał - stwierdziła Dor, podchodząc do tabliczki z napisem "marcheweczki". - To co? Bierzemy?
- W końcu po coś przyszłyśmy - westchnęła Lilka.
Nie czekając ani chwili dłużej, Czarna wyciągnęła z ziemi jedną.
- Chyba się nada - powiedziała, oceniając wielkość marchewki.
Niezauważone wróciły do swojego bałwana. Usunęły zieloną nać i wbiły w środek "głowy". Zostały im oczy i usta. Szybko znalazły parę kamyczków. Po kilku sekundach Pan Bałwan, mógł nie tylko oddychać, ale też mówić i widzieć.
- Nie ma rąk - zauważyła Lily i podniosła z ziemi dwa patyki. Jeden wbiła po prawej stonie, a drugi po lewej. - No to... skończyłyśmy.
   Oddaliły się o dwa kroki i spojrzały na swoje dzieło. Zaśmiały się głośno, widząc Pana Bałwana.
- Wiesz co, Lily? Brakowało mi tego.
- Czego? - Zerknęła na nią.
- Powrotu do dzieciństwa, beztroskiego zachowania, po prostu zabawy... Czasu spędzonego z tobą - powiedziała i przytuliła przyjaciółkę. - Co ty na to, żeby Pan Bałwan był znakiem naszej przyjaźni? - wyszeptała w jej ogniste włosy.
- Czemu nie? - odparła Ruda, jeszcze mocniej ścisakając Gryfonkę. - Dobra, dość, bo się poryczę - mruknęła Lilka. Czarna dostała niepohamowanego napadu śmiechu. - Patrz, śnieg pada - oświadczyła zafascynowana Evansówna.
   Faktycznie z nieba spadały tysiące płatków śniegu, pokrywając bielą ich włosy, twarz i kurtki. Mogły stać tak wieczność, nie odczuwając mrozu, który otaczał je ze wszystkich stron. Wtedy Lil pomyślała o Jamesie. Zrobiło się jej go szkoda. Nie widział, nie czuł tego na swojej skórze... Nie była nawet pewna, czy w ogóle zobaczy śnieg w tym roku. Objęła Dori ramieniem i pociągnęła ją w stronę zamku, zostawiając Pana Bałwana za sobą.

~*~

   Lorens poszła do sowiarni. Szybko odnalazła swoją sówkę Retro. Miała wielkie, brązowe i błyszczące oczęta. Jej pióra miały kolor ochry. Ann uważała, że jej sowa była wyjątkowa, choć była malutka. Dlatego ją kupiła. Była droga, ale stwierdziła, że warto. Przywiązała do jej nóżki list, który skończyła pisać zaledwie dwie minuty temu. Gryfonka pogłaskała Retro po dziobie, tamta po chwili wyfrunęła przez okno. Dziewczyna patrzyła, jak leciała w dal. Na moment sama zapragnęła uciec, odlecieć daleko... Szybko jednak wróciła do rzeczywistości.
   Kiedy się odwróciła i ruszyła w stronę wyjścia, usłyszała czyjeś kroki. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że pomieszczenie wcale nie było takie duże, jak myślała i doskonale usłyszała oddech drugiej osoby. W sumie to nie był powód do niepokoju, ale coś kazało jej ukryć się za filarem i czekać na rozwój wypadków. Zaraz... W sowiarni oprócz niej znajdowały się jeszcze dwie osoby, nie jedna. Blondynka zaczęła nasłuchiwać.
- Wyjście do Hogsmeade jest za tydzień, wtedy to zrobimy. - To powiedziała kobieta.
- Ale czy ja muszę ci pomagać? To konieczne? -  odparł z kolei chłopak.
- Przecież już o tym rozmawialiśmy. Dzień po tym, jak ten Potter upadł z tej durnej miotły. I wtedy się zgodziłeś, Dylanie, pamiętasz?
Dylan, Dylan, Dylan... Coś mówiło jej to imię. Lorens otworzyła usta ze zdzwienia, kiedy przypomniała sobie, że tak miał na imię chłopak Dorcas. Gdy usłyszała zbliżające się kroki, wstrzymała oddech. Nie mogli jej nakryć. Pierwszy raz zobaczyła dziewczynę, z którą rozmawiał Lyreen. Długie, czarne włosy sięgały jej do pasa. Miała bladą cerę i drobną posturę. Gdy odwróciła się na chwilę do Ślizgona, zobaczyła, że miała bliznę nad lewym okiem. Sama też była w Slytherinie, co stwierdziła Blondi, zauważając herb tego domu na szacie szkolnej.
- Jeśli się wycofasz, nie wyjdzie ci to na dobre - mruknęła czarnowsłosa.
   Dopiero gdy zamknęły się za nimi drzwi, Ann wypuściła ze świstem powietrze z ust. Nie wiedziała, jak to się stało, że jej nie zauważyli, ale była z tego zadowolona. Teraz musiała powiedzieć wszystko dziewczynom. Odczekała minutę i wybiegła z sowiarni, udając się do Wieży Gryffindoru. Nawet nie musiała przechodzić przez dziurę w portrecie Grubej Damy, bo natknęła się na przyjaciółki wcześniej. Były roześmiane i całe przemoczone. Zaciągnęła je na piąte piętro do łazienki dziewczyn i wszystko im opowiedziała.

- Co? - Meadowes nie mogła uwierzyć w słowa blondynki. - Ale przecież... Powiedział mi, że cały weekend siedzi nad książkami i uczy się do testu. Czemu miałby kłamać? Nie, to niemożliwe. A nawet jeśli faktycznie tam był, to rozmowa z innymi ludźmi to nie zbrodnia, prawda? Nie mogę mu tego zakazać... - nawijała dziewczyna, nie zdając sobie z tego sprawy. - Ale powiedział mi... Nie, chwileczkę... A co oni tam knuli? Zaraz, oni coś tam kombinowali w ogóle? No, bo ja w to nie...
- Dorcas! - wrzasnęła Ruda, uciszając tym samym koleżankę. - Pozwól dokończyć Ann, dobrze?
- Tak właściwie, to skończyłam - mruknęła blondynka, patrząc uważnie na Lil. - Ale co oni mogą zrobić w Hogsmeade?
- Może ukraść ciastka. - Zaśmiała się, mimo powagi sytuacji, Evans. - Wiecie co o tym myślę? Za bardzo się przejmujemy...
- A... nie przyszło wam do głowy, że to może Dylan otruł Jamesa?
Wszystkie wstrzymały na chwilę oddech. Teoretycznie było to możliwe, ale czy... Nie, Dylan nie mógł tego zrobić. Był chłopakiem Dori, a przecież James grał z nią w drużynie i byli znajomymi... Nie, to wykluczone! Ale z drugiej strony... Co kombinował z czarnowłosą w sowiarni? Dziewczyny były rozdarte, ale najbardziej Dor. Coś przed nią ukrywał? Czemu? Od nadmiaru myśli szatynka zaczęła wariować. Podchodziły jej do głowy niezbyt pozytywne odpowiedzi.
- Dobra, później o tym pomyślimy - powiedziała w końcu Meadowes.
   Przyjaciółki chętnie na to przystały i wyszły z łazienki. Ruszyły do Pokoju Życzeń. Nie miały ochoty wchodzić do zatłoczonego Pokoju Wpólnego. Szybko znalazły się na siódmym piętrze. Ann przeszła trzy razy pod ścianą, intensywnie myśląc o tym, jaki ma być pokój. W tym samym czasie dziewczyny zdejmowały przemoczone kurtki z ramion. Gdy w ścianie uformowały się drzwi, blondynka pchnęła je i weszła do środka. Kiedy wszystkie trzy były w pomieszczeniu, Dorcas i Lils aż zaniemówiły z wrażenia.
- Ann! - pisnęła Czarna.
   Pokój był niewielki. Właściwie to nie był pokój... To była łąka usłana dywanem z kwiatów. To ta sama polana, na której spędziły większość czasu ostatnich wakacji. Niedaleko domu Lorens. Lily poklepała z uznaniem Blondi po ramieniu i usiadła na zielonej trawie, wąchając intensywnie pachnące kwiatki. Po chwili obok niej na trawę opadły Ann i Drocas. Spędziły tam parę godzin, rozmawiając i dobrze się bawiąc. Na chwilę wszystkie problemy je opuściły. Nie myślały o Jamesie, o sprawie z Dylanem, ani nawet o zadanich domowych! Po prostu leżały i słuchały swoich głosów.

~*~

   Wraz z początkiem poniedziałku rozpoczęła się harówka. Dzień mijał mniej więcej w takiej
kolejności: lekcje, lekcje i jeszcze raz lekcje! Zajęciom nie było końca. Nic dziwnego więc, że Remus, Syriusz i Peter byli zbyt wyczerpani, by zrobić cokolwiek podczas przerwy na lunch. Siedzieli i gapili się w jedzenie na talerzach. Pettigrew próbował coś przełknąć, Remmy dziobał widelcem w sałatce, a Syriusz jedynie patrzył. Wiedział, że nie byłby w stanie niczego zjeść.
- Black, zjedz coś... - wymamrotał Lupin, ziewając.
- Nie mam ochoty - odparł Łapa, z hukiem odkładając sztućce na talerzyk.
Lunatyk tylko głośno westchnął. Jego przyjaciel prawie nic nie jadł, od kiedy lekarze zabrali Jamesa. Namawiał go jeszcze chwilę, ale potem i on zrezygnował. Glizdogon nic nie mówił. Wydawał się być zmartwiony i przygnębiony. On jadł... mniej. O ile to w ogóle możliwe. Zabawne, że nieobecność Pottera odbiła się na nich w taki, a nie inny sposób. W pewnej chwili przysiadła się do nich Ann. Spojrzała na ich ponure miny i pełne talerze jedzenia.
- Co z wami? Czemu nie jecie? - spytała zdziwiona.
Pettigrew mruknął pod nosem odpowiedź, jednak na tyle cicho, że nie usłyszała. Gdy chciała powtórzyć pytanie, ktoś wpadł jej w słowo:
- Oj, Potterka nie ma, to przechodzicie na dietę? - Wszyscy usłyszeli pełne zadowolenia syczenie.
   Gryfonka uniosła wzrok i ujrzała TĄ ciemnowłosą Ślizgonkę z sowiarni. Dziewczyna pochylała się nad Huncwotami i udawała zatroskaną, jednak radość w oczach i szczęśliwy głos zdradził ją. Dopiero wtedy Lorens zobaczyła fragment tatuażu wystającego spod rękawa szaty. Nim jednak uważniej się mu przyjrzała, czarnowłosa podeszła do Syriusza, uniemożliwiając jej dalszą obserwację.
- Martwisz się o niego, co? - mruknęła mu do ucha, ale i tak pozostała trójka doskonale to słyszała. - Myślisz, że się mu pogorszy, hm? Na twoim miejscu nie dawałabym mu dużo szans na powrót do tej szkoły. - Stukała paznokciami o blat stołu. - Nawet nie myślałabym, że go jeszcze zobaczę, bo... Szczerze? Raczej nie wróci. - Posłała mu złośliwy uśmieszek. Black starał się ją ignorować, ale nie wychodziło mu to najlepiej. - A tak poza tym... Wiem, co robiłeś, kiedy nie było cię na zaklęciach. - To wytrąciło Gryfona do reszty. Podniósł się z hukiem i teraz patrzył na Ślizgonkę z góry - był od niej o wiele wyższy.
- Skąd wiesz? - warknął, a Remus i Peter patrzyli na niego uważnie. W sprawie nieobecności na lekcji milczał, jak zaklęty. Ślizgonka zaśmiała się.
- A więc to było coś złego? - rzekła, otrzymując zamierzony efekt.
   Wtedy Huncwoci i Blondi zdali sobie sprawę, że w Wielkiej Sali panuje grobowa cisza. Wszyscy zebrani patrzyli na ich stół, uważnie śledząc każdy ruch chłopaka z Gryffindoru i poczynania Ślizgonki. Ann nie wiedziała, jak długo się im przysłuchują, ale doszła do wniosku, że chyba na tyle długo, by wiedzieć, że Black coś kombinował tamtego dnia, gdy opuścił zajęcia profesora Flitwicka. Gryfonka zerknęła w stronę podestu. Stół nauczycieli świecił pustkami. A więc nie było nikogo, kto w razie wypadku powstrzymałby nieprzyjemną awanturę między młodym Blackiem, a... No właśnie, jak ona się nazywała?
- Posłuchaj mnie, Maters. To co działo się wtedy i to co dzieje się z Jamesem nie ma ŻADNEGO znaczenia dla ciebie ani twoich głupich domysłów. Po prostu idź do swoich znajomych i zajmij się własnym życiem, bo z tego co widzę, na razie takowego nie masz. - Po sali rozległy się okrzyki podziwu dla Syriego.
   Wtedy blodynce się przypomniało. Connie Maters, czyli największa plotkara wszech czasów, upierdliwa dziewczyna, pragnąca zaznaczyć swoją obecność na tle innych uczniów szkoły, chcąca dokuczyć każdym możliwym sposobem, ale przede wszystkim wtykająca nos w nie swoje sprawy. Connie zawsze upokarzała słabszych, jednak wszystkie jej ofiary były przedtem "uśpione". Na tym polegał sukces Maters. Był niewidzialna, nikt nie widział, jak szpiegowała, a przecież na pewno to robiła. Lorens zerknęła na Glizdogona i Lunatyka. Wydawali się być nieco wstrząśnięci zaistniałą sytuacją, jednak wciąż byli opanowani. Zwłaszcza Lunio. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, ale ona patrzyła tylko na jego oczy. To właśnie one mówiły, a wręcz wrzeszczały, że blondyn jest zdziwiony i jednocześnie smutny. Ann domyśliła się, że to z powodu Blacka, który najwyraźniej i Huncwotom nie wyjawił, co porabiał w czasie lekcji.
- Cóż, dobrze, że przynajmniej ty masz... A nie, czekaj! To ty jesteś tym, który podsłuchiwał rozmowy koleżanek? - spytała kąśliwie Maters. - Ach, tak to ty - syknęła, a wśród pozostałych rozszedł się szmer podnieconych szeptów. Czarnookiemu stanęła przed oczami sytuacji z początku roku. Jak ona się o tym dowiedziała? Huncwot zmierzył ją wzrokiem.
- Wiesz, co? Nie będę marnował czasu na taką głupiutką i bezmyślną dziewczynkę jak ty - odparł sucho. Kiedy usłyszał pomruk zgody pozostałych Gryfonów i innych uczniów, uśmiechnął się do Maters. Jej ręka niebezpiecznie zadrżała.
- Racja, wracaj do swoich... koleżków. - Spojrzała na Petera i Lorens. - I do tego psa - rzuciła, kierując swój wzrok na Remmy'iego. Kiedy dziewczyna nie spotkała się z żadną reakcją, ze strony "publiczności", wyszła szybkim krokiem. Gdy trzasnęły za nią drzwi, wszyscy, ale to bez wyjątku, patrzyli na ciężko oddychającego Lupina.

~*~

   Kilka minut później Syriusz wybiegł z Wielkiej Sali, zostawiając za sobą głuchy odgłos swoich kroków. Przez chwilę zdziwieni uczniowie wciąż rzucali niepokojące spojrzenia w stronę stolika Gryfonów. Lupin zmusił się do przełknięcia sałaty, a Peter dyskretnie poklepał go po plecach, dodając otuchy. W końcu Remus odłożył z hukiem sztućce i wstał bez słowa. Odprowadzony setkami spojrzeń zniknął za ogromnymi drzwiami. Nie odwrócił się ani razu. Doszedł do schodów. Przeszedł je w wilczym tempie, pokonując dwa stopnie naraz. Oddychał coraz szybciej.
Skąd wiedziała?
   Przez głowę przelatywały tysiące myśli i teorii co do tego. Minął Irytka, nawet go nie zauważając. Gdzieś z oddali dochodziły głosy. Przystanął na sekundę. To wystarczyło, by mógł zidentyfikować do kogo należały. Ruszył biegiem przed siebie. Skręcił w prawo. Zostało mu już tylko kilkanaście metrów do kolejnego skrętu. Biegł coraz szybciej.
- Jak się o tym dowiedziałaś?
Miał wrażenie, że jego nogi nawet nie dotykały podłogi. Unosiły się trochę nad ziemią, dając uczucie lekkości. Nie czuł zmęczenia. Wręcz przeciwnie - był pełny energii.
- Odpowiedz!
Stopy odrywały się z zadziwiającą łatwością od podłoża. Został tylko metr.
Wtedy usłyszał jęk. Przerażający, pełen bólu syk.
Skręcił i nie mógł uwierzyć własnym oczom. Black trzymał Connie za ramiona mocno przyciskając do ściany. Włożył w to tak wiele siły, że aż pobielały mu knykcie. Usta miał zaciśnięte w wąską kreskę, a oczy nie wyrażały niczego oprócz złości. Ślizgonka zwijała się z bólu i wykrzykiwała:
- Zostaw mnie, zostaw!
- Łapo...
   Remmy podszedł do przyjaciela, kładąc mu dłoń na ramieniu. Czarnowłosy puścił dziewczynę, która upadła na ziemię, cicho popłakując. Nie wyglądała najlepiej. Miała czerwoną twarz, drżące usta i szkliste oczy. Blizna nad lewym okiem połyskiwała zadziwiająco. Podparła się ręką, próbując wstać. Za nic jednak nie mogła tego zrobić. Lupin wyciągnął w jej stronę ramię i podtrzymał na biodrze. W końcu Maters stanęła na nogi. Gdy tylko to nastąpiło, odskoczyła od blondyna, porwała swoją torbę leżącą koło ściany i odbiegła w drugą stronę.
- Jesteście nienormalni! - wrzasnęła. Jej głos drżał od nadmiaru emocji.
Po kilku sekundach zniknęła za rogiem.
- Co ty... - zaczął Lunatyk, ale przerwał, napotykając wzrok Syriusza.
- Ona cię obraziła, Remusie. Nie będę tego tolerować - rzekł, idąc w stronę korytarzowego okna. - Widziałem, jak bardzo czułeś się zażenowany przy tych wszystkich ludziach. Czułem tą napiętą atmosferę, dopóki nie wyszła. Musiałem to zrobić. Ty zrobiłbyś to samo, prawda?
Gryfon milczał. Patrzył w czarne oczy przyjaciela i głośno oddychał. Miał raję, on zrobiłby to samo. Na tym polegała przyjaźń. Wsparcie, zaufanie, lojalność. Znał go nie od wczoraj i mógł się tego po nim spodziewać. Syriusz Black zawsze stawał w obronie przyjaciół.
- Tak, też bym o zrobił - mruknął po długiej chwili milczenia Lupin. - Ale wiesz, że mogłeś jej coś zrobić?
- Prędzej ty - odparł Łapa, śmiejąc się. - Gdybyś złapał ją zbyt mocno, już nie miałaby ręki. Ach, ty i ten twój "futerkowy problem"… - westchnął głośno, po czym przytulił Remusa.
Tulili się przez sekundę, po czym odskoczyli od siebie, gdy Remmy raczył mu wypomnieć, iż w tamtej chwili wyglądali jak baby. Przybili sobie piątki i z uśmiechem poszli na siódme piętro. Przeszli przez zatłoczony Pokój Wspólny i ruszyli do dormitorium. Kiedy znaleźli się w pokoju, Lupin uświadomił sobie jak bardzo ważni są dla Syriusza przyjaciele. Przecież był skłócony z rodziną, miał tylko ich. Tak naprawdę Huncwoci byli jego braćmi. Gryfon przeczesał palcami swoje włosy, sięgnął po grubą lekturę i pogrążył się w kombinacji kilkunastu liter zapisanych ciągiem.
   Od czasu do czasu zerkał na leżącego na łóżku Syriego. Oddychał spokojnie, ale Remus wiedział, że w środku toczy się prawdziwa walka między tęsknotą za Jamesem a troską o pozostałą dwójkę.

11 komentarzy:

  1. 1.BOŻE. NIE, BŁAGAM CIĘ. NIE MÓJ JAMES. NIE. PROSZĘ, NIE ZABIJAJ GO. Jejku proszę! CO ZA ŚWINIA Z SEVERUSA ( tak wiem, wiem ie lubił Pottera, ale ja go kocham, więc wiesz :DDD )

    2." Elsa? Ulepimy dziś bałwana? No chodź zrobimy to " ! ^-^ Jak ja kocham takie klimaty ! ^-^ Bałwanek ! Yay ^-^ ( Chloe Ann zamienia się w małe dziecko ♥ XDD ).

    3. CO ZA SZMATA Z TEJ ŚLIZGONKI. Przezywać Remusa?! ( On jest na drugim miejscu, zaraz po Jamesie ^^). SUKA, DZIFFKA, KTÓRA PEWNIE CHCE UŚMIERCIĆ MOJEGO JAMESA. Phi zemszczę się na niej tak jak to opisywałam pod poprzednim rozdziałam za Remusa ^^
    Tak z grubsza ^^
    Pozdrawiam i weny życzę ♥
    Chloe Ann Wolf

    OdpowiedzUsuń
  2. Moim zdaniem to jeden z lepszych Twoich rozdziałów, nawet jeśli jest przejściowy.
    Bardzo lubię, jak poruszany jest temat przyjaźni, więc to może dlatego :P
    Faktycznie jest trochę błędów, ale skoro wyślesz rozdział do bety to nie będę ich wypisywać xD
    Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział :3
    Życzę weny *.*

    OdpowiedzUsuń
  3. O matko, o matko, o matko! :O Rozdział genialny! Kocham twojego bloga! Zauważyłam parę błędów, ale wybaczam ci je ze względu na świetność rozdziału! :* Czekam na następny i ma być tak samo dobry jak ten. :D
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie http://lily-james-i-ty.blogspot.com/
    Ginny. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudeńko, ja chcę wiedzieć co dalej. :D Rozdział superowy, czekam na następny! :D Ślę pozdrowionka! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja, usunął mi się caaaały komentarz ;_;
    Tak jak ktoś wyżej napisał, to jeden z Twoich najlepszych rozdziałów :) Nawet pomimo tego, że ja preferuję dłuższe, jest naprawdę dobry i widać ile pracy w niego włożyłaś. Widać poprawę jeżeli chodzi o błędy i tu dla Ciebie wielki szacunek. Jedyne co naprawdę rzuca się w oczy to opis przyrody na samym początku gdzie napisałaś "a na drzewa straciły liście" - bez na ;)
    Hm, poprzednio tyle tu napisałam, a teraz nie pamiętam już co. Nie będę więc przedłużać, jeszcze raz gratuluję poprawy i takiego dobrego rozdziału!
    Pozdrawiam cieplutko, Atelier

    OdpowiedzUsuń
  6. Ooo, dzięki :* Sorki że tak późno czytam, ale wiesz... jak ja bym to powiedziała: ,,The school sit on me'' ;) Rozdzialik standardowo super, ogólnie fajnie, nic dodać nic ująć. Niecierpliwie wyczekuję następnego.
    Pozdro ~ Mionka Szalik

    OdpowiedzUsuń
  7. Sorka, że tak późno komentuje, ale wyjaśniałam ci już tą sytuację. Rozdział jak zwykle bombowy. To co zrobił Severus było strasznie chamskie. Po za tym jestem strasznie ciekawa o co chodziło tamtej dziewczynie z blizną, ale domyślam się. A i domyślam się skąd wzięłaś pomysł na bliznę Xd.
    Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. ~Guzik~

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej! Kiedy następny rozdział? Mam pytanie czy wpadłabyś do mnie?
    http://evansuszm.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  9. Jestem z Ciebie dumna. Naprawdę.
    Strasznie mi się podobało ❤
    Wszystko było spójne, lekkie i bardzo przyjemne. Czytało, się przyjemnie. Co tu dodać...
    Jestem strasznie ciekawa o co chodzi z tym chłopakiem Dor (to był chłopak Dor? Rozdział przeczytałam dawno i nie pamiętam :) )
    A i jeszcze jedno: zauważyłam że zrobiłaś wspomnienia :D Ja też tak robię :)

    Widzisz? Mój komentarz jest dużo mniej ciekawy kiedy rozdział nie ma wad xD
    Pozdrawiam, weny życzę i mam nadzieje że dalej będzie Ci tak świetnie szło.

    Leviosa

    (lilyijames-zdobyc-szczescie.blogspot.com)
    Zapraszam także na mojego aska- Leviosa_

    OdpowiedzUsuń
  10. Kto tu dostanie dedyk?
    No pewnie, że
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    nie ja! :D
    Hejj :)))
    Przepraszam za przerwę w komentowaniu, ale tyle się działoooo :3 Między innymi rozwaliłam (ZNOWU) laptopa, już działa, ale długo tak nie będziee :c
    A rozdział boski ♥♥♥
    Co mojemu Jamesowi ':(( Jak on umrze, to ja zabiję WSZYSTKICH poza Evans i Syriuszem. Pocierpią sobie, że nie mogli winowajcy odszukać, wycisnąć od niego informacji... Albo nie, jeszcze Dumbledore i Remus ♥ Jak cierpieć to razem,co nie?
    A Ty, Severusie Snape'ie, brudnowłosy facecie, wyzywam Cię na pojedynek, tchórzu! Nawet z Voldkiem, który jest w Bravo, nie wygrasz!
    Mój Syriusz taki świetny ♥♥♥ Kocham go, mój drugi monsz xd :*
    Czytałaś nowe opowieści Rowling? Według mnie są cudowne :33
    Pozdrawiam,
    Klaudyna K.

    OdpowiedzUsuń
  11. Na blogu lily-james-i-ja.blogspot.com nowy rozdział, zapraszam :)

    A ty mi tu nie kombinuj nic z moim Jamesem, tak? :D Rozdział świetny. Czekam na NN :)

    OdpowiedzUsuń