Rozdzialik napisany! W ostatnich dniach naszła mnie fala weny i pisałam, jak szalona :D Notka dłuższa od poprzedniej, i mam nadzieję, że się Wam spodoba.
Już zaczęłam nadrabiać Wasze blogi. Z jednym jestem już na bieżąco (pozdrawiam Marinę!), na drugim przeczytałam kolejny rozdział, a następne czekają w kolejce, także nie martwcie się. Jeśli jeszcze nie przeczytałam i nie skomentowałam, na pewno zrobię to w najbliższym czasie. :)
Nie będę zanudzać ani nic z tych rzeczy, dodam tylko jeszcze, że rozdział dedykuję Optimist - bardzo się cieszę, że dołączyłaś do grona moich Czytelników! Mam nadzieję, że będziesz tu często zaglądać :)
Miłej lektury
Panna Nikt
PS Jak mijajaą Wam wakacje? Bo mi zdecydowanie zbyt szybko :D
_________________________________
Rozdział 21. Ufasz mi?
- Przyszedłem porozmawiać z Ann - powiedział Lupin, rozglądając się po pokoju. - Gdzie jest?
- Jak się tu dostałeś? Chłopcy nie mogą... - mówiła Dorcas.
- Zaklęcie, zaklęcie - odparł Lunio, wcale na nią nie patrząc. W końcu, kiedy magicznym sposobem blondynka nie wyszła nagle spod łóżka, spojrzał na Czarną i uniósł brwi.
- W łazience - rzekła, siadając na swoją pościel. - Radziłabym tam nie wchodzić jednak.
- Cześć, ludzie. - W drzwiach stanęła Lily. - Remus... ty... tutaj... jak... co?
Lunatyk już otwierał usta, żeby odpowiedzieć, kiedy wyprzedziła go Meadowes:
- Zaklęcie, Lilka, zaklęcie...
- Ach - pokiwała teatralnie głową Evans. - No tak, jak mogłam na to nie wpaść... Gdzie Ann?
- W łazience - odpowiedziała szybko przyjaciółka. - Coście się tak na nią uwzięli? Dajcie dziewczynie załatwić to i owo...
- Ann, proszę... Otwórz... - Gryfon stanął przy drzwiach i zapukał dwa razy. - Wiem, że mnie słyszysz... To jest trochę... krępująca sytuacja... - Jego policzki pokryły się czerwienią. - Proszę...
- Hej, Lorens, bo książę ci odjedzie - zawołała zielonooka, śmiejąc się i jednocześnie przybijając piątkę z Dor. - Hej... - Cisza. Nikt nie odpowiadał. - Halo, żyjesz? - Dziewczyny przestały się uśmiechać. Zaniepokojone podeszły do Remusa, który wciąż stał koło łazienki. - To nie jest zabawne!
- Coś jest nie tak - szepnęła szatynka. - Ann! Proszę, otwórz!
- Wszystko w porządku? - zapytał Remmy, - Coś się stało? Poślizgnęłaś się?
- Nie odpowiada - zauważyła Lils i wyciągnęła różdżkę. - Otwieram! - krzyknęła, a kiedy nadal jej współlokatorka nie odpowiedziała, użyła zaklęcia. - Alohomora!
Chłopak otworzył drzwi.
- Merlinie! - wrzasnęła Czarna.
~*~
Blondynka nic nie czuła, nic nie słyszała. Była uwięziona w błogiej nieświadomości. Leżała, o niczym nie myśląc. Chociaż nie - zastanawiała się gdzieś w najdalszym zakamarku swojego mózgu, jak cudowna była cisza. Niczym nie zmącona, idealna. Tylko ona i spokój.
Jednak w którymś momencie, nie wiedziała dokładnie kiedy, ktoś klepnął ją kilka razy delikatnie w twarz. Dłoń tej osoby była duża i ciepła. Wtedy właśnie powróciły do niej wszystkie zmysły. Czuła zimną podłogę pod swoim ciałem, słyszała czyjś krzyk, tylko nic nie widziała. Czemu? Ach, no tak. Miała zamknięte oczy. Powoli, jakby sprawiał jej to największy dotychczas ból, rozchyliła powieki. Światło jarzeniówki szybko zmusiło ją do ponownego zatopienia się w ciemnościach. Tak było lepiej. Nagle poczuła ostry ból w tylnej części głowy. Jęknęła przeciągle.
- Ann? Obudź się!
- Nie krzycz, nie widzisz, że dochodzi do siebie?
- Nie pouczaj mnie, to moja przyjaciółka!
- Ucisz się, Dorcas.
Co to za głosy? Dorcas? To brzmiało znajomo. Otworzyła oczy po raz drugi i tym razem nie poddając się zbyt szybko, wytrzymała blask żarówki. Było ciężko, ale dała radę. Zaraz potem ktoś zasłonił jej widoczność, pochylając się nad nią. Dostrzegła włosy koloru ciemnego blond, oczy o barwie miodu, kilka zadrapań na twarzy, znów te piękne tęczówki, zgrabny nos no i błyszczące ślepia. Nie mogła zaprzeczyć - ktokolwiek to był, miał najcudowniejsze oczy na całym świecie. Remus. To słowo nagle pojawiło się w jej głowie. Bez żadnego uprzedzenia wszystko do niej wróciło. Uderzyło w nią z podwójną siłą. List, zamęt w głowie, zemdlenie.
Nie mogą się dowiedzieć, nie mogą znaleźć listu, nie mogą!
Poderwała się gwałtownie. Uderzyła w coś. Chyba w czyjąś głowę. Zabolało.
- Auć! - syknęła.
- Ann! - ktoś krzyknął i zamknął ją w ramionach.
To był ON. Otoczyła ją fala gorąca, a serce przyspieszyło. Przytulał ją. Tu. Teraz. Tak, właśnie w tej chwili. Nie mogła w to uwierzyć. Marzyła o tym, ale nie podejrzewała, że nadejdzie to tak szybko. Ani że odbędzie się to w łazience na podłodze. Widocznie do chłopaka dotarło, co robił i prędko się zreflektował. Puścił ją i odsunął się. Chciała powiedzieć, żeby nie odchodził, ale czuła, że byłoby to nie na miejscu. Nie teraz, kiedy musiała schować list, zanim ktoś sobie o nim przypomni, Kątem oka dostrzegła swoje przyjaciółki - Lily i Dor. Właśnie klękały koło niej i rzucały jej ręce na szyję. Zamknęła oczy na krótką chwilkę. Dawno nie robiły zbiorowego uścisku. Zapomniała, jakie to wspaniałe uczucie dosłownie POCZUĆ przyjaźń na własnej skórze. Szybko jednak rozwarła powieki, i delikatnie poklepując współlokatorki, wzrokiem szukała kartki. Pomieszczenie nie było duże, więc szybko ją odnalazła. Była pod umywalką, pod ścianą. Lekko w cieniu. Była szansa, że nikt jej nie zobaczy. Dziewczyny coś do niej mówiły, ale nie przywiązywała do tego większej uwagi. Jednym uchem wpuszczała, drugim wypuszczała, nie pozostawiając zupełnie nic w środku.
Udając, że chciała mocniej uścisnąć koleżanki. pochyliła się do przodu. Na sekundkę oderwała rękę od pleców Rudej i... List błyskawicznie znalazł się w jej dłoni. Niezauważalnie wsunęła ją do rękawa swetra. Czuła, jak kartka wbijała się jej w nadgarstek i przedramię. Ale to nie robiło na niej żadnego wrażenia. Liczyło się tylko to, że nikt niczego nie zobaczył.
- Ann, kochanie, co się stało? Pamiętasz, jak zemdlałaś? - spytała Meadowes.
Owszem, czytałam po raz kolejny i kolejny ten dziwny list. Zbyt wiele rzeczy mnie przerosło. Bałam się. Ogarnął mnie strach i przerażenie. Niepewność.
- Poślizgnęłam się, ktoś rozlał wodę. To nic wielkiego - skłamała. Nienawidziła tego robić, w ogóle tego nie robiła. W końcu nie bez powodu trafiła do Gryffindoru.
- Na pewno wszystko w porządku? - Lilka założyła jej za ucho kilka kosmyków. - Nie wyglądasz najlepiej.
- Hej, właśnie zemdlałam i chyba... nabiłam sobie guza na głowie. Nie dziw mi się - odparła, posyłając im krzywy uśmiech. Tępy ból znowu się odezwał.
- Chcesz iść do pielęgniarki?
- Nie, nie! - zaprzeczyła momentalnie. - Wystarczy mi moje łóżko.
- Taa i Lupin na dokładkę - zaśmiały się nastolatki, a Lorens przypomniała sobie o Huncwocie.
Rozejrzała się dookoła. Zniknął. Już go nie było. Gdzieś głęboko w środku, poczuła coś dziwnego. Pierwszy raz jej się to zdarzyło. Jakby... jej serce zwijało się i kurczyło z... bólu? Ale na pewno nie fizycznego. Raczej z tęsknoty. Dziwne, ale przyjemne i rozdzierające uczucie jednocześnie. Uśmiechnęła się blado i z pomocą przyjaciółek podniosła z posadzki.
~*~
Następnego dnia Evans zbudziła się o ósmej. Dość wcześnie jak na niedzielę. A dlaczego? Ponieważ to właśnie dzisiaj jej przyjaciel miał urodziny! Tak, w końcu nadszedł ten ważny dla niego, ale również i dla niej, dzień. Severus, jej najlepszy przyjaciel od podwórka, jej bratnia dusza, brat - kończył 15 lat. Była bardzo podekscytowana, bo sama zrobiła dla niego prezent i nie mogła doczekać się jego reakcji. Włożyła w to naprawdę dużo pracy i poświęciła sporo czasu. Ale czego nie robi się dla przyjaciół?
Dziewczyna szybko się ogarnęła, wizyta w łazience zajęła jej tylko 12 minut. Prezent schowała do przygotowanej wcześniej torby, w której znajdowały się jeszcze jakieś przekąski i bukiecik kwiatów. Zabrała też kurtkę i czapkę. Potem szybko wyszła z pokoju, zamykając za sobą cicho drzwi, by nie zbudzić koleżanek, które wciąż słodko spały. Rudowłosa zbiegła po schodach i opuściła Pokój Wspólny. W Wielkiej Sali już można było nałożyć sobie śniadanie. Gryfonka wybrała placki bananowe z dodatkiem owoców, a do picia wzięła sok pomarańczowy. Ostatnio codziennie piła go rano. Bardzo jej smakował, choć kiedyś za nim nie przepadała. Jedząc posiłek, wypatrywała Snape'a przy stole Slytherinu. Niestety jeszcze nie przyszedł. Nie chcąc tracić czasu, Lils po zjedzeniu od razu wyszła i udała się w kierunku lochów. Nie poszła zbyt daleko, po prostu czekała przy wejściu do podziemi. Nie chciała wchodzić za daleko, by nie narażać się niepotrzebnie niektórym chorym psychicznie osobom. Tak, Ślizgonom. Nie wszyscy byli, no krótko mówiąc, normalni.
Zerknęła na zegarek. Za piętnaście dziewiąta. Wyciągnęła bukiecik i założyła okrycie wierzchnie. Gdzie Sev? Zaplanowała cały dzień. Mieli wyjść na błonia, a przy skraju Zakazanego Lasu urządzić sobie piknik. Stąd jedzenie w torbie. Dokładnie to chciała się usiąść na jakiejś grubej gałęzi, dlatego nie brała żadnego koca. Mimo wszystko był początek roku. Oprócz tego chciała, żeby poszli nad jezioro, gdzie wręczyłaby mu prezent. Układając plan spędzenie tego dnia, przeszło jej przez głowę, że wyglądałoby to trochę jak randka, ale nic z tych rzeczy. Owszem, Severus ją pocałował na balu z okazji Święta Duchów, ale wszystko sobie wyjaśnili i Lily jasno dała mu do zrozumienia, że traktuje go tylko i wyłącznie jak brata. Miała nadzieję, że Sev nie odbierze pikniku i pozostałych rzeczy jako zejście się czy coś w tym stylu.
Nie musiała zbyt długo czekać na Ślizgona, gdyż wyszedł po trzech minutach.
- Hej! - przywitał się, przytulając ją.
- Cześć - odpowiedziała. - A kto to dzisiaj kończy 15 lat? - zapytała, gdy się odsunął. - No kto? Ten pan tutaj! - Oboje się zaśmiali, a ona wręczyła mu kwiatki.
- O takim prezencie marzyłem przez całe moje życie - zażartował ciemnowłosy.
- Ej, to tylko pierwsza część. Drugą dostaniesz, jak zasłużysz - odparła, uśmiechając się.
- O, ciekawe - rzekł, pokazując rząd białych zębów. - To gdzie idziemy? Bo zgaduję, że wszystko już ustaliłaś?
- Nic bardziej mylnego! - Dziewczyna pociągnęła go za rękaw i poprowadziła schodami na górę, by później wyciągnąć go na dwór. Słońce górowało na nieboskłonie, a mimo tego, że był dopiero styczeń śnieg powoli już się topił. To była wyjątkowo ciepła zima. - Piękna pogoda, prawda?
- Serio? - zapytał. - Będziemy gadać o pogodzie?
- Nie - zachichotała.
Wtedy Severus poczuł, jakie miał szczęście, że spotkał Lily. Jakiego miał farta, że go polubiła. Naprawdę bardzo mu na niej zależało. Kochał ją, choć ona tego nie odwzajemniała. Miał jednak cichą nadzieję, że kiedyś to się zmieni. Wiedział w głębi duszy, że nie zasługiwał na nią, ale tak bardzo pałał do niej czystą i szczerą miłością. Nie chciał się jednak narzucać, żeby nie zepsuć tego, co między nimi było. Nie zamierzał popełniać tego samego błędu, co na balu w październiku.
Doszli do Zakazanego Lasu. Zielonooka wskazała drzewo, które uznała za najlepsze do "drzewnego pikniku". Powoli się na nie wspięła, kiedy Severus czekał na dole. Przyjaciółka pomachała mu z gałęzi uśmiechnięta od ucha do ucha.
- No, dalej, Sev! Dasz radę!
Wtedy przypomniała mu się pewna sytuacja, która zdarzyła się pięć lat temu...
'- Lily! - krzyczał chłopiec.
Roześmiana dziewczynka dalej wspinała się na drzewo.
- Sev! No chodź! - Śmiała się. - Na samej górze jest drewniany domek!
- Lily, proszę zejdź!
- Och, Severusie. Nie bój się, poczekam na ciebie.
Chłopczyk wziął głęboki oddech. Miał lęk wysokości, ale ona o tym nie wiedziała. "Weź się w garść, chłopie! W końcu masz dziesięć lat!" pomyślał. Położył rękę na grubej gałęzi. Chwilę zastanawiał się czy warto tam wchodzić, po czym spojrzał w górę i zobaczył machającą do niego rudowłosą dziewczynkę, która siedziała na dużej gałęzi. Oddychał szybko. W końcu zdecydował się. Wejdzie, wejdzie i to zaraz! "Ręka, noga" myślał. "Ręka, noga i ręka, a potem noga" Nie patrzył w dół. Zerkał od czasu do czasu na dziewczynkę, która była już na samej górze i wypatrywała go z okna drewnianego domku.
- Dalej, Sev! - zachęcała go.
Jeszcze trochę, jeszcze kawałek! Tak! Udało się, był w domu na drzewie. Domek był niewielki, mieściły się tutaj tylko dwa krzesła, mały stolik i pudełko, w którym ułożone były zabawki. Tak, to był mały, ale wspaniały domek na drzewie. Na ogromnym i starym drzewie, które w każdej chwili może się zawalić. Strach znów go ogarnął. Wyjrzał przez okienko. Przestraszył się nie na żarty.
- Severusie? - Poczuł dłoń Lily na ramieniu. - Masz lęk wysokości?
Pokiwał głową i zamknął oczy.
- Przepraszam, nie wiedziałam - rzekła i przytuliła go, by dodać mu odwagi.
Poczuł jej pachnące świeżymi jabłkami włosy i wiedział, że na pewno da radę zejść i wejść z powrotem, jeśli tylko Lily go o to poprosi.'
- Idę, idę - mruknął i poszedł w ślady Gryfonki.
W końcu i on znalazł się na górze. Usadowił się koło dziewczyny i odetchnął głęboko. Lęk wysokości nie dokuczał mu już tak bardzo, jak kiedyś, ale wciąż nie czuł się zbyt pewnie, będąc nad ziemią wyżej niż dwadzieścia centymetrów. Jednak widok był niesamowity, zdecydowanie warty wejścia. Był stamtąd doskonale widoczny domek Hagrida, błonia i jezioro niedaleko, w tle majaczyła wioska Hogsmeade, ale wzrok przykuwał zamek. Wielki i potężny Hogwart, jego jedyny prawdziwy dom. Pijany ojciec skutecznie uniemożliwiał zaznania szczęścia w domu, w którym się urodził. Tobiasz Snape znęcał się nad jego matką, za co go szczerze nienawidził.
Nie myśl o nim. Nie dzisiaj.
- O czym myślisz? - zagadnęła go Lilka, przeglądając zawartość torby.
- O... tym, że Hogwart jest piękny - odrzekł szybko. Nie chciał rozmawiać o swoim ojcu.
- Jasne - odparła nastolatka, wyczuwając nutę zdenerwowania w wypowiedzi przyjaciela. Nie chciała jednak na niego naciskać.
- Czego tam szukasz? - zmienił temat, obracając w palcach malutki bukiet kwiatków.
- Serwetek, nie wiem, gdzie je włożyłam. - Wyjęła jakiś zeszyt. - Sprawdzisz tutaj?
- Chowasz serwetki do zeszytu? - zaśmiał się, ale posłusznie zaczął go kartkować. Był tam włożony jakiś arkusz papieru i... serwetki. - Mam! - zawołał, podając je towarzyszce. Zerknął przez przypadek na ten świstek, a po przeczytaniu pierwszego zdania, o mało nie spadł z hukiem na ziemię.
- Lily? - zapytał, a głos mu się załamał.
Zaniepokojona Evansówna podniosła wzrok znad torby.
- Tak?
- Po co ci przepis na Iskrzący Roztwór Zaniknięcia?
Jej mina świadczyła o jednym. Nikt, absolutnie nikt, nawet on, nie miał się o tym dowiedzieć. Z trudem przełknęła ślinę, nagle ręce zaczęły jej się pocić.
- To nic... Z-zwykła ciekawość. Oddasz mi to?
- Lily, co ty kombinujesz? - zmartwił się Ślizgon, wcale nie podając jej przepisu na miksturę.
- N-nic, mówiłam... P-proszę, odda...
- Nie! - Podniósł głos, jednak szybko się opanował. - Lil, wiesz co to za eliksir?
- No, nie... Nie bardzo. Ale to nic, naprawdę... Proszę...
- Kto chciał, żebyś to uwarzyła? - Bezbłędnie odczytał jej jąkanie. Zbyt długo ją znał. - Powiedz mi. - A kiedy milczała, postanowił coś jej wyjaśnić. - Lily, ten eliksir jest bardzo niebezpieczny. Działa prawie jak klątwa Cruciatus. Prawie, bo zatruta osoba na koniec umiera, tak naprawdę to nie trzeba nawet tego pić. Sam zapach jest szkodliwy. A jeszcze jak się do tego doda krew mugolaka.... Lepiej nie mówić, co się stanie...
- Co? - spytała, choć ledwo mogła wykrztusić to jedno słowo.
- Lily, wtedy nie ma odwrotu. Jest się naznaczonym.
- Co-co to znaczy...?
- Jeśli zabierasz szczęście albo życie drugiemu człowiekowi - w tym przypadku jedno i drugie - to już nigdy nie zaznasz radości, a co noc śnią ci się twarze zabitych osób. Prześladują cię na każdym kroku, nawet jak już nie śpisz. Popadasz w obłęd, miewasz halucynacje, zaczynasz lubić coś czego wcześniej nienawidziłaś. Zmieniasz się w kogoś, kim nie jesteś. W potwora, który na koniec zabija sam siebie. - Spojrzał jej prosto w oczy. - Proszę, powiedz mi. Kto cię do tego zmusił? I dlaczego nie poinformował o konsekwencjach?
- Nikt ze Slytherinu, chyba... Naprawdę nie mogę ci powiedzieć, przepraszam... - Zaczęła szybciej oddychać i się denerwować.
- Ej, spokojnie. - Objął ją ramieniem. - Jak nie chcesz, to nie mów... Tylko... uważaj na siebie.
- Tak, jasne, cały czas to robię - odparła, kładąc głowę na jego ramieniu. Zapadła cisza. - Ech, jestem beznadziejna. Przejmujesz się moimi sprawami, a to ty masz przecież urodziny. - Sięgnęła do torby i wyciągnęła niewielkie pudełko. - To dla ciebie. Sama robiłam. - Uśmiechnęła się, a uśmiech wkradł się w jej oczy.
Chłopak otworzył. Zobaczył zdjęcie w ramce. Ruszające się zdjęcie przedstawiało uśmiechniętego ciemnowłosego chłopaka i rudowłosą dziewczynę, która obejmowała go, stojąc za nim. To byli oni, rok temu podczas wakacji. A później jego wzrok przykuła ramka. Była zrobiona z... kory. Wyrzeźbione tam były ich inicjały. Łzy zakręciły mu się w kącikach oczu.
- Lily, to jest... - Zabrakło mu słów. To był najpiękniejszy prezent jaki w życiu dostał.
- Wiesz, z którego to drzewa? - spytała.
- Domyślam się. - Z tego, na które wspinali się, mając dziesięć lat. - Dziękuję - szepnął. - Jesteś najcudowniejszą osobą, jaką znam. Jestem szczęściarzem.
- Nie, to ja jestem farciarą - stwierdziła i mocno go przytuliła. - Wszystkiego najlepszego!
Dla takiego przyjaciela mogłaby wskoczyć w ogień.
- No, w końcu przyszłaś! - przywitała ją od razu szatynka.
- Dzień ze Snape'em się udał? - zapytała Ann.
- Z Severusem... - poprawiła Ruda.
- Ej, ja go nie lubię, ale szanuję, że ty tak. Jednak nie zmuszaj mnie, bym mówiła jego imię. Bo jak je słyszę, to dostaję drgawek.
- No, uważaj, bo zemdlejesz - zażartowała niebieskooka.
- Ale śmieszne - odpowiedziała Blodni, przedrzeźniając się z przyjaciółką.
Lilka, nie chcąc w tym uczestniczyć z powodu zmęczenia, szybko zabrała odpowiednią książkę, pióra, atrament, papier, jakiś zeszyt na brudnopis i wymknęła się z sypialni. Zeszła do Pokoju Wspólnego i usiadła przy jednym ze stolików, wygodnie się rozsiadając. Kominek dawał przyjemne ciepło, zwłaszcza po przebywaniu kilku godzin na zewnątrz. Wciąż mimo wszystko było zimno. Dziewczyna odgarnęła włosy z czoła i wzięła głęboki oddech, otwierając podręcznik i brudnopis. Przewracała karki, szukając odpowiedniego tematu. Nie spodziewanie ktoś się przysiadł. Podniosła wzrok.
- Robię zadanie, nie przeszkadzaj.
- Mogę ci pomóc. Już to zrobiłem - odrzekł James, pokazują rząd równych, białych zębów. - Nie, żartuję. Przyszedłem, bo to ja właśnie szukam pomocy.
- Nie napiszę za ciebie wypracowania - powiedziała szybko.
- Chyba jednak napiszesz. - Poprawił okulary, wciąż się uśmiechając.
- Co się tak szczerzysz? Masz jakiś tik czy coś? Idź sobie.
- Zawsze ceniłem sobie twoją szczerość.
Evans prychnęła niecierpliwie, starając się skupić na czytanym tekście, bo w końcu znalazła właściwą stronę. Jednak Potter nie odchodził. Siedział koło niej, zaczepiając ją, zagadując, obracając w palcach jej pióro.
- Daj mi spokój, próbuję się skupić - oznajmiła już trochę wkurzona.
- Proponuję układ, napiszesz mi wstęp, a ja dam ci spokój do końca dnia.
Hmm, to brzmiało kusząco...
- Nie, odczep się ode mnie. Piszę, nie widzisz?
Przewróciła kartkę w brudnopisie i wtedy coś z niego wypadło. Ona wiedziała co. Chciała szybko to zgarnąć ze stołu, ale Potter był szybszy.
- Oooo, Evans ma tajemnice? - zapytał, wstając i uciekając przed nią. - Zaraz zobaczymy...
- Oddawaj to! - krzyknęła.
- Tylko jak przeczytam...
- Na bokserki Merlina, zaraz cię ukatrupię! - Już go dogoniła, gdy Jim nagle się zatrzymał.
Ledwo wyhamowała. Chłopak odwrócił się gwałtownie i mocno złapał ją za nadgarstki. Pochylił się do niej i spojrzał prosto w jej zielone oczy. Głośno przełknęła ślinę. Nie rozumiała, co właśnie się działo. Co on robił? Już otwierała, usta, żeby coś mu powiedzieć, ale wyprzedził ją. Znowu.
- Lily, ktokolwiek cię poprosił o uwarzenie tego eliksiru, zrezygnuj. Natychmiast. To zbyt niebezpieczne. Wiem, że lubisz wyzwania, ale odpuść. Zrób to dla własnego dobra. - Chciała odwrócić wzrok, wyrwać się z jego uścisku, ale nie mogła. Stała wmurowana, słuchając każdego jego słowa. - Proszę, przemyśl to. A jeśli nie będziesz chciała się wycofać, będę musiał zrobić to za ciebie. Choćby nie wiem, jak bardzo źle miałoby się to potoczyć. Nigdy nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś ci się stało. - Nie wierzyła w to, co usłyszała. Przecież to był James! Ale nie cofnął swoich słów. I na dodatek mówił dalej: - Rozumiesz, Lily? Nie pozwolę, by ktoś wpakował cię w kłopoty, byś sama się w nie wpakowała. Bo jak będziesz kontynuować warzenie tego naparu, to twoje życie zamieni się w piekło, zupełnie niespodziewanie. Słyszysz? Zawsze będę cię chronił.
- Przestań pieprzyć - przemówiła w końcu. - To moja sprawa, okej? I nie udawaj, że jesteś taki opiekuńczy, bo widziałam jak kiedyś rzucałeś zaklęcie na drugoklasistę. I cię to bawiło. Kogo chcesz oszukać, Potter? I skąd w ogóle wiesz o Iskrzącym Roztworze Zaniknięcia?
- To nieistotne - uciął, wciąż ją trzymając. - Pamiętaj, że zawsze życzyłem ci dobrze. Nigdy nie chciałem, nie chcę i nie będę chciał twojej zguby i krzywdy. Martwię się o ciebie.
Nie wiedziała, jak na to zareagować. Czemu mówił jej to wszystko? Dlaczego tak się przejął? To była jego prawdziwa twarz? Czy może ktoś ich obserwował, a on zgrywał twardziela? Miała totalny mętlik w głowie. Ogarnął ją strach odnośnie tego wszystkiego - eliksiru, konsekwencji. Nie miała pojęcia co zrobić, powiedzieć ani nawet co myśleć! Zaczęła się trząść.
- Puść mnie - powiedziała, a głos jej się załamał. Chłopak zwolnił uścisk. - Daj mi pomyśleć. - Ruda podbiegła do stolika i nerwowo zaczęła zbierać swoje manatki. - Nie wiedziałam, w co się pakuję... Jestem zagubiona, miałam wątpliwości... Nie wiem, czemu w ogóle ci to mówię - jęknęła i zaczęła wspinać się po schodach. - Nie jesteśmy przyjaciółmi - rzuciła.
- Wiem. - Zatrzymała się na dźwięk jego głosu. Był spokojny i... smutny? Odwróciła się. Szukający stał tuż przed pierwszym stopniem i wpatrywał się w nią swoimi orzechowymi tęczówkami. Jego włosy jak zwykle były rozczochrane. - Ale mogę ci pomóc. Naprawdę.
- Dziękuję, James - rzekła, zanim głębiej zastanowiła się nad słowami.
Lekko zmieszana odwróciła się na pięcie i pognała na górę. Zniknęła mu z oczu trzy sekundy później. Na twarzy Gryfona pojawił się słaby uśmiech. To był już czwarty raz, kiedy wymówiła jego imię. I wychodziło na to, że zaczęła się do niego przekonywać.
Zerknęła na zegarek. Za piętnaście dziewiąta. Wyciągnęła bukiecik i założyła okrycie wierzchnie. Gdzie Sev? Zaplanowała cały dzień. Mieli wyjść na błonia, a przy skraju Zakazanego Lasu urządzić sobie piknik. Stąd jedzenie w torbie. Dokładnie to chciała się usiąść na jakiejś grubej gałęzi, dlatego nie brała żadnego koca. Mimo wszystko był początek roku. Oprócz tego chciała, żeby poszli nad jezioro, gdzie wręczyłaby mu prezent. Układając plan spędzenie tego dnia, przeszło jej przez głowę, że wyglądałoby to trochę jak randka, ale nic z tych rzeczy. Owszem, Severus ją pocałował na balu z okazji Święta Duchów, ale wszystko sobie wyjaśnili i Lily jasno dała mu do zrozumienia, że traktuje go tylko i wyłącznie jak brata. Miała nadzieję, że Sev nie odbierze pikniku i pozostałych rzeczy jako zejście się czy coś w tym stylu.
Nie musiała zbyt długo czekać na Ślizgona, gdyż wyszedł po trzech minutach.
- Hej! - przywitał się, przytulając ją.
- Cześć - odpowiedziała. - A kto to dzisiaj kończy 15 lat? - zapytała, gdy się odsunął. - No kto? Ten pan tutaj! - Oboje się zaśmiali, a ona wręczyła mu kwiatki.
- O takim prezencie marzyłem przez całe moje życie - zażartował ciemnowłosy.
- Ej, to tylko pierwsza część. Drugą dostaniesz, jak zasłużysz - odparła, uśmiechając się.
- O, ciekawe - rzekł, pokazując rząd białych zębów. - To gdzie idziemy? Bo zgaduję, że wszystko już ustaliłaś?
- Nic bardziej mylnego! - Dziewczyna pociągnęła go za rękaw i poprowadziła schodami na górę, by później wyciągnąć go na dwór. Słońce górowało na nieboskłonie, a mimo tego, że był dopiero styczeń śnieg powoli już się topił. To była wyjątkowo ciepła zima. - Piękna pogoda, prawda?
- Serio? - zapytał. - Będziemy gadać o pogodzie?
- Nie - zachichotała.
Wtedy Severus poczuł, jakie miał szczęście, że spotkał Lily. Jakiego miał farta, że go polubiła. Naprawdę bardzo mu na niej zależało. Kochał ją, choć ona tego nie odwzajemniała. Miał jednak cichą nadzieję, że kiedyś to się zmieni. Wiedział w głębi duszy, że nie zasługiwał na nią, ale tak bardzo pałał do niej czystą i szczerą miłością. Nie chciał się jednak narzucać, żeby nie zepsuć tego, co między nimi było. Nie zamierzał popełniać tego samego błędu, co na balu w październiku.
Doszli do Zakazanego Lasu. Zielonooka wskazała drzewo, które uznała za najlepsze do "drzewnego pikniku". Powoli się na nie wspięła, kiedy Severus czekał na dole. Przyjaciółka pomachała mu z gałęzi uśmiechnięta od ucha do ucha.
- No, dalej, Sev! Dasz radę!
Wtedy przypomniała mu się pewna sytuacja, która zdarzyła się pięć lat temu...
'- Lily! - krzyczał chłopiec.
Roześmiana dziewczynka dalej wspinała się na drzewo.
- Sev! No chodź! - Śmiała się. - Na samej górze jest drewniany domek!
- Lily, proszę zejdź!
- Och, Severusie. Nie bój się, poczekam na ciebie.
Chłopczyk wziął głęboki oddech. Miał lęk wysokości, ale ona o tym nie wiedziała. "Weź się w garść, chłopie! W końcu masz dziesięć lat!" pomyślał. Położył rękę na grubej gałęzi. Chwilę zastanawiał się czy warto tam wchodzić, po czym spojrzał w górę i zobaczył machającą do niego rudowłosą dziewczynkę, która siedziała na dużej gałęzi. Oddychał szybko. W końcu zdecydował się. Wejdzie, wejdzie i to zaraz! "Ręka, noga" myślał. "Ręka, noga i ręka, a potem noga" Nie patrzył w dół. Zerkał od czasu do czasu na dziewczynkę, która była już na samej górze i wypatrywała go z okna drewnianego domku.
- Dalej, Sev! - zachęcała go.
Jeszcze trochę, jeszcze kawałek! Tak! Udało się, był w domu na drzewie. Domek był niewielki, mieściły się tutaj tylko dwa krzesła, mały stolik i pudełko, w którym ułożone były zabawki. Tak, to był mały, ale wspaniały domek na drzewie. Na ogromnym i starym drzewie, które w każdej chwili może się zawalić. Strach znów go ogarnął. Wyjrzał przez okienko. Przestraszył się nie na żarty.
- Severusie? - Poczuł dłoń Lily na ramieniu. - Masz lęk wysokości?
Pokiwał głową i zamknął oczy.
- Przepraszam, nie wiedziałam - rzekła i przytuliła go, by dodać mu odwagi.
Poczuł jej pachnące świeżymi jabłkami włosy i wiedział, że na pewno da radę zejść i wejść z powrotem, jeśli tylko Lily go o to poprosi.'
- Idę, idę - mruknął i poszedł w ślady Gryfonki.
W końcu i on znalazł się na górze. Usadowił się koło dziewczyny i odetchnął głęboko. Lęk wysokości nie dokuczał mu już tak bardzo, jak kiedyś, ale wciąż nie czuł się zbyt pewnie, będąc nad ziemią wyżej niż dwadzieścia centymetrów. Jednak widok był niesamowity, zdecydowanie warty wejścia. Był stamtąd doskonale widoczny domek Hagrida, błonia i jezioro niedaleko, w tle majaczyła wioska Hogsmeade, ale wzrok przykuwał zamek. Wielki i potężny Hogwart, jego jedyny prawdziwy dom. Pijany ojciec skutecznie uniemożliwiał zaznania szczęścia w domu, w którym się urodził. Tobiasz Snape znęcał się nad jego matką, za co go szczerze nienawidził.
Nie myśl o nim. Nie dzisiaj.
- O czym myślisz? - zagadnęła go Lilka, przeglądając zawartość torby.
- O... tym, że Hogwart jest piękny - odrzekł szybko. Nie chciał rozmawiać o swoim ojcu.
- Jasne - odparła nastolatka, wyczuwając nutę zdenerwowania w wypowiedzi przyjaciela. Nie chciała jednak na niego naciskać.
- Czego tam szukasz? - zmienił temat, obracając w palcach malutki bukiet kwiatków.
- Serwetek, nie wiem, gdzie je włożyłam. - Wyjęła jakiś zeszyt. - Sprawdzisz tutaj?
- Chowasz serwetki do zeszytu? - zaśmiał się, ale posłusznie zaczął go kartkować. Był tam włożony jakiś arkusz papieru i... serwetki. - Mam! - zawołał, podając je towarzyszce. Zerknął przez przypadek na ten świstek, a po przeczytaniu pierwszego zdania, o mało nie spadł z hukiem na ziemię.
- Lily? - zapytał, a głos mu się załamał.
Zaniepokojona Evansówna podniosła wzrok znad torby.
- Tak?
- Po co ci przepis na Iskrzący Roztwór Zaniknięcia?
Jej mina świadczyła o jednym. Nikt, absolutnie nikt, nawet on, nie miał się o tym dowiedzieć. Z trudem przełknęła ślinę, nagle ręce zaczęły jej się pocić.
- To nic... Z-zwykła ciekawość. Oddasz mi to?
- Lily, co ty kombinujesz? - zmartwił się Ślizgon, wcale nie podając jej przepisu na miksturę.
- N-nic, mówiłam... P-proszę, odda...
- Nie! - Podniósł głos, jednak szybko się opanował. - Lil, wiesz co to za eliksir?
- No, nie... Nie bardzo. Ale to nic, naprawdę... Proszę...
- Kto chciał, żebyś to uwarzyła? - Bezbłędnie odczytał jej jąkanie. Zbyt długo ją znał. - Powiedz mi. - A kiedy milczała, postanowił coś jej wyjaśnić. - Lily, ten eliksir jest bardzo niebezpieczny. Działa prawie jak klątwa Cruciatus. Prawie, bo zatruta osoba na koniec umiera, tak naprawdę to nie trzeba nawet tego pić. Sam zapach jest szkodliwy. A jeszcze jak się do tego doda krew mugolaka.... Lepiej nie mówić, co się stanie...
- Co? - spytała, choć ledwo mogła wykrztusić to jedno słowo.
- Lily, wtedy nie ma odwrotu. Jest się naznaczonym.
- Co-co to znaczy...?
- Jeśli zabierasz szczęście albo życie drugiemu człowiekowi - w tym przypadku jedno i drugie - to już nigdy nie zaznasz radości, a co noc śnią ci się twarze zabitych osób. Prześladują cię na każdym kroku, nawet jak już nie śpisz. Popadasz w obłęd, miewasz halucynacje, zaczynasz lubić coś czego wcześniej nienawidziłaś. Zmieniasz się w kogoś, kim nie jesteś. W potwora, który na koniec zabija sam siebie. - Spojrzał jej prosto w oczy. - Proszę, powiedz mi. Kto cię do tego zmusił? I dlaczego nie poinformował o konsekwencjach?
- Nikt ze Slytherinu, chyba... Naprawdę nie mogę ci powiedzieć, przepraszam... - Zaczęła szybciej oddychać i się denerwować.
- Ej, spokojnie. - Objął ją ramieniem. - Jak nie chcesz, to nie mów... Tylko... uważaj na siebie.
- Tak, jasne, cały czas to robię - odparła, kładąc głowę na jego ramieniu. Zapadła cisza. - Ech, jestem beznadziejna. Przejmujesz się moimi sprawami, a to ty masz przecież urodziny. - Sięgnęła do torby i wyciągnęła niewielkie pudełko. - To dla ciebie. Sama robiłam. - Uśmiechnęła się, a uśmiech wkradł się w jej oczy.
Chłopak otworzył. Zobaczył zdjęcie w ramce. Ruszające się zdjęcie przedstawiało uśmiechniętego ciemnowłosego chłopaka i rudowłosą dziewczynę, która obejmowała go, stojąc za nim. To byli oni, rok temu podczas wakacji. A później jego wzrok przykuła ramka. Była zrobiona z... kory. Wyrzeźbione tam były ich inicjały. Łzy zakręciły mu się w kącikach oczu.
- Lily, to jest... - Zabrakło mu słów. To był najpiękniejszy prezent jaki w życiu dostał.
- Wiesz, z którego to drzewa? - spytała.
- Domyślam się. - Z tego, na które wspinali się, mając dziesięć lat. - Dziękuję - szepnął. - Jesteś najcudowniejszą osobą, jaką znam. Jestem szczęściarzem.
- Nie, to ja jestem farciarą - stwierdziła i mocno go przytuliła. - Wszystkiego najlepszego!
Dla takiego przyjaciela mogłaby wskoczyć w ogień.
~*~
Wracając wieczorem do Wieży Gryffindoru, ledwo poruszała nogami. Była zmęczona, a jutro był poniedziałek. Musiała jeszcze dokończyć jedno zadanie na Transmutację. Jęknęła.
Nie, nie, nie... Spać!
Powiedziała hasło Grubej Damie i weszła do Pokoju Wspólnego. Były tam tylko trzy czy cztery osoby. Lils dowlokła się do schodów i po bardzo ciężkiej wspinaczce dotarła do odpowiednich drzwi. Weszła, nie pukając. Nie musiała, to był jej pokój.- No, w końcu przyszłaś! - przywitała ją od razu szatynka.
- Dzień ze Snape'em się udał? - zapytała Ann.
- Z Severusem... - poprawiła Ruda.
- Ej, ja go nie lubię, ale szanuję, że ty tak. Jednak nie zmuszaj mnie, bym mówiła jego imię. Bo jak je słyszę, to dostaję drgawek.
- No, uważaj, bo zemdlejesz - zażartowała niebieskooka.
- Ale śmieszne - odpowiedziała Blodni, przedrzeźniając się z przyjaciółką.
Lilka, nie chcąc w tym uczestniczyć z powodu zmęczenia, szybko zabrała odpowiednią książkę, pióra, atrament, papier, jakiś zeszyt na brudnopis i wymknęła się z sypialni. Zeszła do Pokoju Wspólnego i usiadła przy jednym ze stolików, wygodnie się rozsiadając. Kominek dawał przyjemne ciepło, zwłaszcza po przebywaniu kilku godzin na zewnątrz. Wciąż mimo wszystko było zimno. Dziewczyna odgarnęła włosy z czoła i wzięła głęboki oddech, otwierając podręcznik i brudnopis. Przewracała karki, szukając odpowiedniego tematu. Nie spodziewanie ktoś się przysiadł. Podniosła wzrok.
- Robię zadanie, nie przeszkadzaj.
- Mogę ci pomóc. Już to zrobiłem - odrzekł James, pokazują rząd równych, białych zębów. - Nie, żartuję. Przyszedłem, bo to ja właśnie szukam pomocy.
- Nie napiszę za ciebie wypracowania - powiedziała szybko.
- Chyba jednak napiszesz. - Poprawił okulary, wciąż się uśmiechając.
- Co się tak szczerzysz? Masz jakiś tik czy coś? Idź sobie.
- Zawsze ceniłem sobie twoją szczerość.
Evans prychnęła niecierpliwie, starając się skupić na czytanym tekście, bo w końcu znalazła właściwą stronę. Jednak Potter nie odchodził. Siedział koło niej, zaczepiając ją, zagadując, obracając w palcach jej pióro.
- Daj mi spokój, próbuję się skupić - oznajmiła już trochę wkurzona.
- Proponuję układ, napiszesz mi wstęp, a ja dam ci spokój do końca dnia.
Hmm, to brzmiało kusząco...
- Nie, odczep się ode mnie. Piszę, nie widzisz?
Przewróciła kartkę w brudnopisie i wtedy coś z niego wypadło. Ona wiedziała co. Chciała szybko to zgarnąć ze stołu, ale Potter był szybszy.
- Oooo, Evans ma tajemnice? - zapytał, wstając i uciekając przed nią. - Zaraz zobaczymy...
- Oddawaj to! - krzyknęła.
- Tylko jak przeczytam...
- Na bokserki Merlina, zaraz cię ukatrupię! - Już go dogoniła, gdy Jim nagle się zatrzymał.
Ledwo wyhamowała. Chłopak odwrócił się gwałtownie i mocno złapał ją za nadgarstki. Pochylił się do niej i spojrzał prosto w jej zielone oczy. Głośno przełknęła ślinę. Nie rozumiała, co właśnie się działo. Co on robił? Już otwierała, usta, żeby coś mu powiedzieć, ale wyprzedził ją. Znowu.
- Lily, ktokolwiek cię poprosił o uwarzenie tego eliksiru, zrezygnuj. Natychmiast. To zbyt niebezpieczne. Wiem, że lubisz wyzwania, ale odpuść. Zrób to dla własnego dobra. - Chciała odwrócić wzrok, wyrwać się z jego uścisku, ale nie mogła. Stała wmurowana, słuchając każdego jego słowa. - Proszę, przemyśl to. A jeśli nie będziesz chciała się wycofać, będę musiał zrobić to za ciebie. Choćby nie wiem, jak bardzo źle miałoby się to potoczyć. Nigdy nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś ci się stało. - Nie wierzyła w to, co usłyszała. Przecież to był James! Ale nie cofnął swoich słów. I na dodatek mówił dalej: - Rozumiesz, Lily? Nie pozwolę, by ktoś wpakował cię w kłopoty, byś sama się w nie wpakowała. Bo jak będziesz kontynuować warzenie tego naparu, to twoje życie zamieni się w piekło, zupełnie niespodziewanie. Słyszysz? Zawsze będę cię chronił.
- Przestań pieprzyć - przemówiła w końcu. - To moja sprawa, okej? I nie udawaj, że jesteś taki opiekuńczy, bo widziałam jak kiedyś rzucałeś zaklęcie na drugoklasistę. I cię to bawiło. Kogo chcesz oszukać, Potter? I skąd w ogóle wiesz o Iskrzącym Roztworze Zaniknięcia?
- To nieistotne - uciął, wciąż ją trzymając. - Pamiętaj, że zawsze życzyłem ci dobrze. Nigdy nie chciałem, nie chcę i nie będę chciał twojej zguby i krzywdy. Martwię się o ciebie.
Nie wiedziała, jak na to zareagować. Czemu mówił jej to wszystko? Dlaczego tak się przejął? To była jego prawdziwa twarz? Czy może ktoś ich obserwował, a on zgrywał twardziela? Miała totalny mętlik w głowie. Ogarnął ją strach odnośnie tego wszystkiego - eliksiru, konsekwencji. Nie miała pojęcia co zrobić, powiedzieć ani nawet co myśleć! Zaczęła się trząść.
- Puść mnie - powiedziała, a głos jej się załamał. Chłopak zwolnił uścisk. - Daj mi pomyśleć. - Ruda podbiegła do stolika i nerwowo zaczęła zbierać swoje manatki. - Nie wiedziałam, w co się pakuję... Jestem zagubiona, miałam wątpliwości... Nie wiem, czemu w ogóle ci to mówię - jęknęła i zaczęła wspinać się po schodach. - Nie jesteśmy przyjaciółmi - rzuciła.
- Wiem. - Zatrzymała się na dźwięk jego głosu. Był spokojny i... smutny? Odwróciła się. Szukający stał tuż przed pierwszym stopniem i wpatrywał się w nią swoimi orzechowymi tęczówkami. Jego włosy jak zwykle były rozczochrane. - Ale mogę ci pomóc. Naprawdę.
- Dziękuję, James - rzekła, zanim głębiej zastanowiła się nad słowami.
Lekko zmieszana odwróciła się na pięcie i pognała na górę. Zniknęła mu z oczu trzy sekundy później. Na twarzy Gryfona pojawił się słaby uśmiech. To był już czwarty raz, kiedy wymówiła jego imię. I wychodziło na to, że zaczęła się do niego przekonywać.
~*~
Lilka źle spała tamtej nocy. Jej myśli cały czas krążyły wokół Iskrzącego Roztworu Zaniknięcia. Czy to było możliwe? Że mogła zamienić się w takiego potwora? Czy jest już za późno?
Te pytania dręczyły ją, nawet jak się obudziła. Dziewczynom wciskała kit, że stresuje się zajęciami i SUMami. Ale po lekcjach nadal wyglądała i zachowywała się jak trup. Mało rozmawiała z innymi, prawie w ogóle nie jadła, cały czas siedziała z głową w chmurach.
- Wszystko w porządku? - zapytała Dorcas, gdy siedziały już popołudniu w Pokoju Wspólnym. Wszyscy uczniowie wyszli na dwór łapać ostanie płatki śniegu, więc były same razem z Ann. - Nie wyglądasz najlepiej.
- Tak, od rana zachowujesz się... inaczej - stwierdziła blondynka. - Na pewno wszystko gra?
W tym momencie czara się przelała. Lily pokręciła gwałtownie głową, a w oczach zakręciły się łzy.
- Nie - szepnęła, nie mogąc mówić głośniej. - Zgodziłam się na coś, na co nie powinnam, I teraz mam poważne wątpliwości, do tego czy osoba, która mnie do tego przekonała nie była przez kogoś zmuszona. Czy nie wpakowałam się w bagno.
- Co się stało? Jesteś chora? - zmartwiły się przyjaciółki.
- Nie, nie wiem... może na mózg - mruknęła. - Merlinie, o czym ja wtedy myślałam?!
I opowiedziała im wszystko. O tym jak Scott kazał jej obiecać, że mu pomoże, o Iskrzącym Roztworze Zaniknięcia, o tym jak dziwna była receptura, o tym dlaczego miała zabandażowaną dłoń, o ostrzeżeniu Severusa i Pottera, o konsekwencjach, o strachu, jaki poczuła ostatniego wieczoru. Mówiła, nie przerywając, tylko czasami robiąc króciutką pauzę na oddech. Miała rozbiegany wzrok, nerwowo gestykulowała, była cała roztrzęsiona.
- Co mam teraz zrobić? - zakończyła pytaniem całą historię. Spojrzała wyczekująco na dziewczyny, wierząc, że one jej dobrze doradzą.
- Jedno jest pewne - rzekła Meadowes. - To śmierdzi czarną magią na kilometr.
- Powinnaś pogadać ze Scottem i się wycofać z obietnicy - powiedziała Lorens. - Możemy ci pomóc, ustalimy plan czy coś. Nie zostaniesz sama, skarbie. Nie bój się.
- Dziękuję. - Evans przytuliła mocno swoje przyjaciółki. - Tylko, że... Scott może się wściec. Jeśli chodzi o tę sprawę, to ostatnio zrobił się agresywny. Jeśli miałby coś komuś zrobić, to...
- To w takim razie przyda ci się również nasze wsparcie. - Gwałtownie się odwróciły. Za nimi stali Rogacz, Łapa i Lunatyk. - A co więcej... - dodał Jimmy. - Mam już pewien pomysł. Tylko, że ktoś tu może oberwać w dziób i stracić kilka zębów.
- Co ty knujesz? - zapytała Lil.
- Zobaczysz - odparł tajemniczo. - Tylko musisz mi zaufać. Ufasz mi, Lily?
Mega, mega, mega!
OdpowiedzUsuńRemus i Ann - para idealna. Bardzo bym chciała, by ich relacje się umocniły i mogli sobie w końcu zaufać.
Podobało mi się, jak opisałaś urodziny Seva. Wspomnienia z dawnych lat, niesamowity prezent i w końcu - wyjaśnienie sprawy tajemniczego eliksiru. Niespodziewałam się takiego obrotu sprawy. Mam nadzieję, że Huncwoci i dziewczyny pomogą Lilce się z tego wyplątać, bo nie wiem, jak bym to zniosła. No i może w końcu spełnią się moje pragnienia, a Jily zacznie istnieć. ❤ James był taki stanowczy i słodki, gdy obiecał, że zrobi wszystko, by Lilka była bezpieczna. Boże, uwielbiam ich.
Tak, Lily, powiedz, że mu ufasz!
Życzę Ci ogromu weny i serdecznie pozdrawiam.
Ciocia Marina ❤
Kochana Panno Nikt,
OdpowiedzUsuńAle się ucieszyłam, kiedy zobaczyłam, że dodałaś rozdział, Uwielbiam Twojego bloga i nigdy nie zapomnę, gdy weszłam na niego po raz pierwszy i przeczytałam pierwszy rozdział, jeszcze wtedy nie zdawałam sobie sprawy, że tak bardzo pokocham historię huncowtów.
Jak zwykle musiał być wstęp. To chyba mój zwyczaj XD Dobra, teraz już przechodzę do treści:
Na sam początek duża dawka emocji...Wow! Ann zemdlała! Na samym początku, kiedy nie dawała znaku życia myślałam, że sobie coś zrobiła i takie - o, nie! Tak by nie mogło być. Remusik ją przytulił <3 I ona już nie jest na niego zła, prawda? Przynajmniej tak już nie widać, raczej chciałaby, żeby ją przytulał i był czuły. Och >3 Remus jest słodki i za to go uwielbiam ;**
Snape :# Ja go nienawidzę. Ekhmm, który myśli tylko o sobie i zdania nie zmieniłam, bo kiedy zobaczyłam jego wspomnienia potwierdziłam się w tym fakcie. Jak Lily mogła się z nim przyjaźnić?! Nie rozumiem tego i chyba nie zrozumiem. Może i kiedyś był do zniesienia, ale ja go jak wcześniej mówiłam nie trawię i niech tak zostanie >.< Chodź, nie powiem, że Lil dała mu prześliczny i sentymentalny prezent. Takie najładniejsze. Super to wymyśliłaś, bardzo oryginalnie :)
Lily w co ty się wpakowałaś!!! Jak mogłaś dopuścić do czegoś takiego! W co ten Scott cię wciągnął! Przecież coś ci się może stać! Myślałam, że jesteś mądrzejsza! Nawet Snape cię ostrzega, chodź ja się bardziej cieszę z ostrzeżenia Jamesa *.* Kochany Rogaś, tak się martwi <333 Zobacz Evans jakiego masz cudownego chłopaka przy sobie! Przejrzyj na oczy.
I to pytanie na końcu " Ufasz mi, Lily?" Awwwwwww takie niby zwykłe pytanie a tak wiele znaczy dla takich osób jak ja :* Kocham, takie choćby najmniejsze gesty. Ale jak mogłaś przerwać w takim momencie? Będę płakać ;"( Teraz będę wychodzić z siebie żeby dowiedzieć się co Lily odpowie... Mam nadzieję, że grzecznie przytaknie <3 Jily 4ever and ever :**
Czekam na ciąg dalszy i mam nadzieję, że dalej będzie ci sprzyjała wena, bo ja już nie mogę się doczekać kolejnego :) Życzę weny i pozdrawiam i mam nadzieję, że spędzasz miło wakacje :)
Panienka Livvi :*
Witaj kochana,
OdpowiedzUsuńNa początku podziękuję za dedykację. Na pewno będę tutaj stałym gościem :)
Co do rozdziału - bardzo mi się spodobał.
Relacja Ann i Remusa mnie urzekła. Biedna, aż zemdlała po przeczytaniu tego listu, ale na szczęście ją znaleźli. (Znaczy weszli do tej łazienki ^^) Remus był taki uroczy, ale sprawa tego listu jeszcze się nie wyjaśniła. Zastanawiam się, o co może chodzić.
Potem Lily, któta przygotowała to wszystko dla Severusa. Widać, że naprawdę go lubi. Chociaż zwykle za nim nie przepadam, (ale nic do niego nie mam, po prostu wolę Jily ^^), to spodobał mi się jego charakter w Twoim opowiadaniu. To, że wszedł na drzewo specjalnie dla Lily, było naprawdę słodkie. I że się o nią martwił, jeśli chodzi o ten eliksir. Ogólnie to mnie to zaciekawiło i nie wiedziałam, o czym mowa, bo zaczęłam czytać od poprzedniego rozdziału, ale muszę wrócić do samego początku, jak tylko nadrobię zaległości na pozostałych blogach, których mam miliony :)
O czym to ja... Aha, relacja Severusa i Lily także mnie urzekła i przez chwilę się nią zachwycałam, dopókie nie pojawił się Jimmy, bo wtedy zaczęłam rozpływać się nad nim ♡
Kiedy zabrał Lily tę kartkę z przepisem zrobił się taki przestraszony i opiekuńczy (a przynajmniej w mojej głowie) i ogólnie był przesłodki. Wszystko co mówił było kochane ♡.
A na koniec, to pytanie, czy Lily mu ufa. Tak, tak, tak! Musi mu ufać. Nie ma innej opcji. I coś czuję, że to się skończy jakąś bójką, więc tym bardziej nie mogę się doczekać.
Pozdrawiam gorąco i życzę weny :*
Optimist
[the-emerald-eyes.blogspot.com]
LEMUSIAK! LEMUSIĄTKO! KOCHANIE MOJE! :3
OdpowiedzUsuńSzybciutko się czytało, w przerwie oglądania milionowego odcinka Gimpera. Siupel. Nie zauważyłam literówek. Także jeszce lepiej.
Wywód Jamesa - chyba najdłuższy i najmądrzejszy w jego życiu! Brawo Jim! *klaszcze*
I to końcowe pytanie takie... Tajemnicze i słodkie. Wisienka na torcie.
Czekam na next, zapraszam do mnie, bo jutro/pojutrze rozdział. Link znasz! ;)
Weny, czasu, chęci i ładnej pogody
Lunaris
Najlepsze zakończenie w historii EVER!!! Ja... nawet nie mam już pomysłu co napisać - tak dobry był ten rozdział. Nic dodać nic ująć, nie będę się rozpisywać jak ostatnio, bo nie o to chodzi.
OdpowiedzUsuńDziewczyno, napisałaś dwa najlepsze rozdziały na caluteńkim blogerskim świecie i to pod rząd. SZACUN ~Szalik :*
PS. Z największą do tej pory niecierpliwością czekam na Twoje kolejne rozdziały oraz życzę weny, wytrwałości i ochoty do dalszego pisania :)
Rozdział mega *-* Glupi Scott :/ Ciekawe co mu zrobią? :d
OdpowiedzUsuńFajny pomysł na urodziny Seva :D Mam nadzieje, że w następnym rozdziale wyjaśni się sprawa listu do Cristal...
Pozdrawiam i życzę weny
~Konaga
Cristal? Tutaj nie ma żadnej Cristal... :D
OdpowiedzUsuńCześć Mordko :) w końcu się udało ;3 jest nowy rozdział na Zagubionej :)) zapraszam serdecznie :3 http://w-swiecie-magii-zagubiona.blogspot.com/2015/08/rozdzia-12.html#comment-form
OdpowiedzUsuńGenialny. Jestem tylko trochę niepocieszona zachowaniem Remusa. Po cholere tak szybko wyparował z tej łazienki? No nic. Rozdział jak zwykle powalający. do następnego ;)
OdpowiedzUsuń,,Oczywiście James, że ci ufam. W końcu niedługo będziemy małżeństwem i urodzę nasze dziecko, które uratuję starożytną magią i w obronie, którego oboje zginiemy, żeby nasz syn w przyszłości ocali świat przed białym facetem bez nosa.''
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo w porządku. Zdziwiło mnie to, że Lily wciąż przyjaźni się ze Snapem, ale w końcu to piąta klasa, więc jeszcze jest czas do wydarzeń po sumach. To dlatego, że ostatnio czytałam same fanfiction zaczynające się od szóstej albo siódmej klasy. Stąd moje zdziwienie, :)
Wydaję mi się, że gdybyś zastosowała większe akapity i dodała je przed dialogami, to tekst byłby czytelniejszy. Ale to tylko moje marudzenie.
Miłego życia życzę!
red-flour.blogspot.com
(Shurangama Sutra and Mantra)(Kṣitigarbha)(Avalokiteśvara) (Mahāsthāmaprāpta)(Amita Buddhaya)(Bhaiṣajyaguru)
OdpowiedzUsuńThe Twelve Vows of the Medicine Buddha upon attaining Enlightenment, according to the Medicine Buddha Sutra are:
To illuminate countless realms with his radiance, enabling anyone to become a Buddha just like him.
To awaken the minds of sentient beings through his light of lapis lazuli.
To provide the sentient beings with whatever material needs they require.
To correct heretical views and inspire beings toward the path of the Bodhisattva.
To help beings follow the Moral Precepts, even if they failed before.
To heal beings born with deformities, illness or other physical sufferings.
To help relieve the destitute and the sick.
To help women who wish to be reborn as men achieve their desired rebirth.
To help heal mental afflictions and delusions.
To help the oppressed be free from suffering.
To relieve those who suffer from terrible hunger and thirst.
To help clothe those who are destitute and suffering from cold and mosquitoes.