W końcu są wakacje! Można odpocząć, oglądać filmy, spotkać się z przyjaciółmi, poczytać mojego bloga (XD), ale przede wszystkim - można poleniuchować. Jednak nie ja. Tak naprawdę cały lipiec mam już zaplanowany - najpierw kolonia, potem powrót i dosłownie dwa, trzy dni przerwy, zanim znów wyjazd z rodzicami. Potem trzy dni przerwy i znów wyjazd.
Tak naprawdę w sierpniu dopiero odpocznę, spotkam się z przyjaciółmi itp. Dlatego też rozdział 8. pojawi się 12 lub 13 lipca, a rozdział 9. dopiero na początku sierpnia. Tak wiem, dużo czasu od tego minie, zwłaszcza, że rozdział 7. jest dosyć krótki, ale mam nadzieję, że następny będzie dłuższy. Mam go już wstępnie napisanego, ale wiecie - różne poprawki, a tu coś dopiszę, tu coś usunę i z tego robi się jedno wielkie COŚ. Także ten rozdział ma 3,5 strony, nawet trochę mniej. Póki co, takiej długości możecie się spodziewać w rozdziale 8.
Pamiętajcie, że szukam bety!
Mój e-mail: blogHPmarauders@onet.pl
Resztę informacji znajdziecie przy rozdziale szóstym.
Dziękuję za tyle komentarzy i wejść :)
Zapraszam do czytania
Lily
______________________________
Rozdział 7. Gryfoni kontra Ślizgoni.
Podróż do zamku
trwała krótko. Wchodząc na Wieżę Gryffindoru, Czarna cały czas patrzyła na
Łapę. "Ale będzie ubaw!" myślała, stając przed portretem Grubej Damy.
- GOTOWY? - powiedziała bardzo głośno.
- Czemu krzyczysz? - zapytał lekko zdezorientowany.
- Nieważne. Gotowy?
- Na co?
- Tak czy nie?
- Ale o co chodzi?
- Tak czy nie?!
- Dobra, dobra... Nie.
- No to trudno - rzekła Meadowes i powiedziała hasło Grubej
Damie. Portret otworzył się.
- WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO! - ryknęli wszyscy zebrani.
Syriusz bardzo się ucieszył, bo jego twarzy pojawił się
szeroki uśmiech.
- STO LAT! STO LAT! - krzyczeli wszyscy.
Parę minut
później, gdy każdy złożył życzenia urodzinowe Łapie, Huncwoci i dziewczyny
wzięli po kremowym piwie i usiedli wokół kominka. Black cieszył się jak sześcioletnie
dziecko, odpakowując prezenty. Od Lily dostał kalendarz. "Żebyś miał
wszystko zaplanowane!" mówiła. Od Ann otrzymał butelkę Ognistej Whiskey.
Wszyscy popatrzyli się dziwnie na blondynkę. "Nie wiedziałam co mu
kupić" tłumaczyła się, jednak widząc, że Syriusz przyjął ze szczerym uśmiechem
jej prezent, miała lepszy humor. Od Petera dostał cały stos babeczek, cukierków
i lizaków. Od Lupina otrzymał książkę "Jak zdać SUMY?". Łapa spojrzał
z uśmiechem na przyjaciela, mówiąc "Czyżbyś wątpił w moją
inteligencję?".
Na koniec otworzył płaską paczkę od Jamesa, a były w niej...
- Bokserki? - zapytał Black z głupią miną. - Serio?
- A czemu nie?
Wszyscy ryknęli śmiechem. I tak upłynął cały wieczór.
Przyjaciele śmiali się i rozmawiali o latach, które ze sobą spędzili. Lily
doszła do wniosku, że polubiła Huncwotów i się do nich zbliżyła. Na początku
wydało jej się to nieprawdopodobne. Ona i Huncwoci? Przyjaciółmi?! Ale tak
było. Poznała ich lepiej i polubiła. Jednak mimo szczerej chęci, Evans nadal
nie mogła przyznać się przed wszystkimi, że zaczyna lubić Pottera. O, tak! Ma
jeszcze dumę, a ona na to nie pozwala. James wstając, powiedział do Evans:
- Umówisz się ze mną?
Ruda prychnęła z niezadowoleniem i rzekła krótkie
"nie". "I znów zaczyna" pomyślała, już zmęczona całym
dniem. Wstała i razem z Ann ruszyła w stronę dormitorium.
- Szkoda - Usłyszała jeszcze Rogacza, zanim zatrzasnęła
drzwi.
Łapa został z Czarną sam na sam. Po raz kolejny w tym dniu.
- Ja też chcę ci coś dać - szepnęła cicho Dor.
Syriusz spojrzał na nią pytająco.
- Przecież nie musisz mi nic...
- Wiem - przerwała mu. - Ale chcę.
I wyciągnęła z kieszeni spodni maleńką paczuszkę. Bez słowa
podała mu ją i ruszyła w stronę swojej sypialni. Gdy Meadowes zniknęła, Black
odpakował paczuszkę. Była w niej maleńka, bo wielkości kciuka, pozłacana
miotełka z metalu oraz karteczka, na której pisało:
Już czas najwyższy rozejrzeć się wokół
Bo może Twoja miłość stoi tuż obok.
Czy
przyjdziesz do mnie z uśmiechem na
twarzy?
Bo musisz
wiedzieć, że to wiele dla mnie znaczy...
Wszystkiego
najlepszego z okazji urodzin!
Twoja Dorcas
PS Powodzenia
na meczu :)
Huncwot wpatrywał się w tę karteczkę parę minut, po czym
wstał i udał się do sypialni.
~*~
Następnego dnia
rano James wstał nieco zdenerwowany. "Dzisiaj mecz ze Ślizgonami"
pomyślał. Od drugiej klasy jest w
reprezentacji swojego domu. Pamiętał, że za każdym razem jak wychodził
na boisko, czuł żołądek podchodzący mu do gardła. Ale od czwartego roku już
wprawił się i wyćwiczył różne chwyty i sposoby szukania znicza, że nawet się
nie denerwował, gdy grał z Puchonami czy Krukonami. Ale nie przy meczach ze
Ślizgonami. Oni mają dziwne pomysły na zagrania, dlatego są bardziej nieprzewidywalni
od innych. Umył się i ubrał, by potem razem z Remusem, który czytał grubą
książkę, udać się na śniadanie w Wielkiej Sali. Gdy przeszedł obok Scotta,
nadepnął mu na nogę z "huncwockim" uśmieszkiem. Lunatyk, który
widział wszystko z politowaniem pokręcił głową.
- Co ty wyrabiasz, Potter? - zapytał kapitan.
- Wybacz, to przypadek - skłamał Rogacz.
Richardson
uśmiechnął się od ucha do ucha i usiadł na swoim miejscu. Potter rozglądał się
za dziewczynami, ale nigdzie ich nie było. "To dziwne" pomyślał.
Jeszcze rano widział je, jak wychodziły z dormitorium, a teraz zniknęły.
Najwyraźniej jakiś nauczyciel je zatrzymał. Gdy tak o tym myślał, do Wielkiej
Sali wbiegł czerwony Łapa.
- Czemu mnie nie obudziliście?! - zapytał wściekły Lupina i
Jamesa.
- Myśleliśmy, że Glizdek cię obudzi...
- A ja myślałem, że ty już nie spałeś, bo co chwila coś
mówiłeś.
- Co mówił? - Chciała wiedzieć jedna z fanek Syriusza, która
dosiadła się do Huncwotów.
Nazywała się Bella Lorde. Była o rok młodsza, miała długie,
bo sięgające do pasa, czarne włosy, karmelowe oczy i zgrabny nosek. Na jej
twarzy pokrytej piegami pojawił się szeroki uśmiech, gdy spojrzała na Gryffona.
Ona sama również była w Gryffindorze. James znał ją z boiska do Quidditcha,
ponieważ często przychodziła na treningi, a potem z nim rozmawiała. Dopiero rok
temu poznała młodego Blacka i jak widać się zakochała, i dołączyła do szalonych
fanek Syriego.
- To chyba coś ważnego... - mówił Pettegriew,
przedrzeźniając Blacka. - Tak, tak,
to na pewno coś ważnego. Dorcas, Dorcas, Dorcas...!
- Wystarczy! - przerwał mu Syriusz. Wszyscy jednak
chichotali już pod nosem.
- Chyba czas pójść na boisko, co? - dodał.
- Tak... hahahaha... chodźmy już...
~*~
Krzyki od strony
trybunów nie pomagały skupić się okularnikowi na Złotym Zniczu. Błądził oczami
po boisku, ale za nic nie mógł wypatrzeć małej piłeczki. Nagle usłyszał okrzyki
radości ze strony Ślizgonów. Odruchowo popatrzył na tablicę z wynikami. Gryffoni
prowadzili 70 do 60, ale jeśli on nie złapie znicza, mogą się pożegnać ze zwycięstwem.
Bezradnie popatrzył się na szukającego Slytherinu. Regulus Black. Siedział na
miotle i co chwila leciał z wielkim pędem w różne miejsca, myśląc że zobaczył
Złotego Znicza. Jednak za każdym razem było to tylko odbicie słońca od zegarka, któregoś z zawodników. James wzleciał trochę wyżej.
Zdenerwowany i wkurzony, zaczął latać w kółko nad boiskiem.
- Richardson podaje do Watsona. Zbliżają się do bramek... i
GOL! - krzyczał komentator.
Potter właśnie miał zlecieć niżej, gdy ujrzał złotą
piłeczkę. Pognał za nią. Czuł, że wiatr uderza mu w twarz i wszyscy zwrócili
teraz wzrok na niego. Nadal śledząc piłeczkę, kątem oka zobaczył Regulusa
lecącego za nim. Przyspieszył. Był już na tyle blisko, że mógł złapać znicza.
Wyciągnął rękę i już... jeszcze parę centymetrów... kilka milimetrów i...
- Potter złapał znicza! Gryffindor WYGRYWA!
Radosne okrzyki
ze strony Gryfonów, Krukonów i Puchonów bardzo ucieszyły Rogacza. Cała drużyna
Gryffindoru zbiegła się do niego i podając sobie ręce każdy złożył gratulacje.
Rogaś popatrzył w kierunku jednego z trybunów. Widział roześmianych Gryffonów,
którzy cieszyli się ze zwycięstwa drużyny. Na jego twarzy pojawił się szeroki
uśmiech. Wszedł do szatni i w pośpiechu przebrał się w swój strój.
- Stary, to było niesamowite! - pochwalił go kilka minut
później Łapa. - A widziałeś Regulusa i jego minę? Co za palant!
- Tak, widziałem. Kompletnie zdołowany! - odpowiedział
Rogacz.
- Ale za to ty złapałeś znicza! - Syriusz był
przeszczęśliwy. W końcu to jego pierwszy prawdziwy mecz na pozycji obrońcy.
Dwójka przyjaciół uśmiechnęła się do siebie.
- IMPREZA! - krzyknęli jednocześnie, wchodząc do Pokoju
Wspólnego.
~*~
Evans była już na
błoniach, gdy doszedł do niej Severus Snape - jej przyjaciel. Sev był chudy,
miał haczykowaty nos, a długie czarne włosy opadały mu na twarz, jego oczy
czarne jak noc skrywały się za pasmem gęstych rzęs. Ubrany w szatę Slytherinu,
z torbą na ramieniu, stanął tuż przed Lilką.
- Cześć, Severusie - przywitała się dziewczyna i przytuliła
go.
- Hej. Co u ciebie?
- W porządku - Usiedli pod jej ulubionym drzewem. -
Widziałam, że nie poszło wam najlepiej...
- W Quidditcha jesteśmy... No tak szczerze, to słabi
jesteśmy - Zaśmiał się, na co Lily również. -
Ale to nic. Lily, mogę się ciebie o coś zapytać?
- Jasne.
- Moje pytanie brzmi: co jest między tobą, a Scottem? Ja nie
chcę oczywiście wkraczać w twoje osobiste sprawy, ale jestem twoim dobrym
znajomym...
- Przyjacielem - poprawiła go szybko Ruda.
- No tak, przyjacielem. I dlatego, że nim jestem chciałbym
wiedzieć czy to coś poważnego, bo...
- Nie musisz się o nic martwić, Sev - rzekła spokojnie Lily.
- On nie ma i nie będzie miał wpływu na naszą przyjaźń. To tylko mój dobry
kolega.
- A czy mi się zdawało czy nie było cię na śniadaniu i na
meczu?
- Byłam u dyrektora razem z Ann i Dorcas. Wiesz.. takie sprawy
z Gryffindoru.
Snape uśmiechnął się. Ale to był wymuszony uśmiech. Widać
było, że tu chodzi o coś więcej, niż tylko "sprawy z Gryffindoru".
Ale nie naciskał, jeśli będzie chciała mu powiedzieć, zrobi to. Rozmawiali o
szkole, o znajomych, o nauczycielach, o SUM-ach, o starych dobrych czasach,
kiedy jeszcze byli dziećmi.
- A pamiętasz to, jak poszliśmy nad jezioro i wrzuciłeś mnie
do wody? - Śmiała się głośno Lil. - Albo jak zrobiliśmy sobie piknik, a ty
zapomniałeś wziąć kanapek?
Rozmawiali, wspominali, po prostu cieszyli się sobą. Znów
było tak jak przedtem, zanim pojechali do Hogwartu, zanim Tiara ich rozdzieliła,
zanim Lily poznała Pottera. Zanim cokolwiek zdążyło się wydarzyć...