sobota, 13 czerwca 2015

Rozdział 19. Skalpel.

Hejka, drodzy Czytelnicy! :D
Jak mówiłam rozdział pojawia się w weekend. Ach, jak ja uwielbiam takie ciepełko i słoneczko, jakie było dzisiaj. *-* A fakt, że za dwa tygodnie zaczynają się wakacje, jest po prostu spełnieniem moich marzeń! Jeszcze TYLKO dwa tygodnie i wolność! :D
Co do rozdziału - marne 4,5 strony. Ale lepsze to niż nic, prawda? Trochę namieszałam w tym rozdziale z... Lily! Ale która nastolatka, zwłaszcza taka, która może czarować, nie ma czasem szalonych dni? :D
Rozdział dedykuję Annabeth Rosemary! Dziękuję Ci, kochana, za te komentarze, które tu zostawiałaś i za to, że zaglądałaś na tego bloga :* Bardzo pomogłaś mi się wziąć w garść i skończyć ten rozdział :)
Cóż... No to chyba koniec mojego monologu XD

Miłej lektury
Panna Nikt

PS Nie wiem, kiedy następny rozdział. Mam jednak nadzieję, że nie za cztery miesiące :D
PPS Piszcie, co sądzicie o tym rozdziale w komentarzach. Przyjmuję wszystko - krytykę również :D

____________________________________



Rozdział 19. Skalpel.

- Peter! Czy to nie był najdłuższy moment normalnego głosu podczas mutacji?! - Zaśmiał się Black, rozładowując napiętą atmosferę. Wszyscy rozluźnili się odrobinę.
- Chyba tak - odrzekł Pettigrew piskliwym głosem. Cóż, czas sekundowego basu minął. - Ale... Myślicie, że to oni? Czemu? To że Dorcas ich wtedy widziała, nie oznacza od razu, że to oni podpalili ten dom.
- Tak - odparła Lorens. - Ale pamiętam, jak tydzień przed pożarem poszłam do sowiarni wysłać list i wtedy... Byli tam. Connie i Dylan. Rozmawiali... Czekajcie, jak to było? Wyjście do Hogsmeade jest za tydzień, wtedy to zrobimy, tak to powiedziała. A wtedy on zapytał czy koniecznie musi jej pomagać i odpowiedziała, że tak, że zgodził się dzień po tym jak... - Ann zamilkła i zachłysnęła się powietrzem. - Jak James zleciał z miotły!
- A ja przypominam sobie, że jak opowiadałam Dylanowi o Jimie, nagle znieruchomiał i szybko wrócił do szkoły - mruknęła Czarna. - Wydawał się wtedy zestresowany, jakby coś wymknęło się spod kontroli.
- Ann, a pamiętasz ten dzień, kiedy Maters podeszła do naszego stolika? - spytał Syriusz i nagle ugryzł się w język. Nie mógł wspominać przy dziewczynach, o tym że wtedy Ślizgonka nazwała Lupina psem nie bez powodu. Na szczęście Blondi poszła w inną stronę.
- Oczywiście! - krzyknęła, podskakując w miejscu. - Skądś wiedziała, że podsłuchiwałeś wtedy na początku roku. - Meadowes oblała się purpurą, a Syriusz poczuł gulę w gardle. "Nie tylko o tym wiedziała" pomyślał, przypominając sobie, że wspominała coś o jego nieobecności na lekcji Zaklęć. - Jak myślicie skąd?
- Czy to ważne? - zapytał Potter. - Ma gdzieś wtykę i nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że to ona mnie podtruwała, jak byłem w Skrzydle Szpitalnym.
- Czekajcie - mruknęła Dor. - Nie mamy dowodów, żadnych listów ani świadków. Nie zajmujmy się tym teraz, jest Sylwester.
- Masz rację - odparł Rogacz. - Pomyślimy o tym jutro. To znaczy... dzisiaj. A tak w ogóle Lily zamierza do nas przyjść czy nie?! - Zacisnął lewą dłoń na prawym łokciu. - A zresztą... nieważne - dodał ciszej.
Postali chwilę w milczeniu, zastanawiając się, czy Connie Maters i Dylan faktycznie mogli mieć coś wspólnego z podpaleniem domu w Hogsmeade. Ann przyglądała się okładce książki Remusa, którą wzięła przez przypadek. Ciemny las. A tytuł? Księżyc w pełni. Brzmiało ciekawie, więc otworzyła. Nim zdążyła jednak bardziej przyjrzeć się zawartości księgi, ktoś wyszarpnął ją jej z rąk.
- Hej! - zawołała ostro i podniosła wzrok. Lunatyk.
- Po co ją wzięłaś?! - wrzasnął. - To MOJA książka, nie twoja. Czy ja ruszam twoje rzeczy bez pytania?! Co?!
Dziewczyna stała wmurowana w ziemię z lekko rozdziawionymi ustami. Nie mogła złapać tchu, a co dopiero wypowiedzieć choćby jedno słowo na swoją obronę. Lorens była zdumiona i przerażona jednocześnie. Jeszcze nigdy wcześniej tak na nią nie naskoczył. Na nikogo. Przestraszyły ją ognie w jego oczach, które ciągle się w nią wpatrywały, strzelając piorunami. Jego twarz była wykrzywiona grymasem gniewu i złości. Nie mogła sobie pozwolić na takie traktowanie z jego strony! Gryfonka w końcu odzyskała mowę.
- Wzięłam ją przypadkiem, leżała pod moim notatnikiem! - wyrzuciła na jednym wdechu, żywo gestykulując. O mało nie wypuściła swojego pamiętnika. - To jakaś książka tajmenic, których nie mogę poznać? Ledwo otworzyłam pierwszą stronę!
Chłopak wodził oczami po grupie, Wszyscy się na niego gapili - James, Syriusz, Peter i Dorcas. No i oczywiście Blondi. Lupin zrozumiał swój błąd i już miał cofnąć swoje słowa, ale blondynka go wyprzedziła.
- Jeśli to, że chciałam przejrzeć twoją książkę, jest dla ciebie problemem... - umilkła, szukając odpowiednich słów. - To lepiej jeśli nie będziemy rozmawiać i się do siebie zbliżać. Bo może przypadkiem dotknęłabym twojego swetra - dodała i odwróciła się na pięcie, Potem wtopiła się w tłum uczniów świętujących nowy rok. Meadowes od razu za nią popędziła.
- Moje gatulacje - mruknął Peter.
- Co to w ogóle za awantura? - zapytał zaskoczony Black. - Ty się tak nie zachowujesz, nie w stosunku do niej. To tylko durna książka, stary!
- Daj mu spokój - powiedział Jim. I nagle zrozumiał. - O czym ona jest? - Wskazał na trzymany w ręku przyjaciela tom.
- O moim małym futerkowym problemie - odparł, odrywając wzrok od miejsca, w którym jeszcze kilka sekund temu stała Ann. - Nie mogłem pozwolić, żeby się dowiedziała. A teraz wybaczcie, ale wracam do szkoły. Nagle straciłem ochotę na zabawę. - Odwrócił się, ale dodał z sarkazmem: - A, no i szczęśliwego Nowego Roku!

~*~

Jednak później już o tym nie rozmawiali. Wszyscy odsypiali imprezę i nikt nia miał ochoty wstawać z łóżka, wychodząc spod ciepłej kołdry. Nie spał tylko Remus. Gdy się obudził, czyli około jedenastej, rzucił "Księżycem w pełni" o ścianę. Przez moment myślał, że zbudził przyjaciół, ale oni dalej smacznie chrapali. Blondyn nie chciał widzieć tej durnej książki. Miał przez nią tylko problemy, nie dostarczyła mu żadnych odpowiedzi, wręcz przeciwnie - więcej pytań i kłopotów do rozwiązania. Leżał w łóżku przez dwadzieścia minut, po czym wstał, ruszając w stronę łazienki. Szybko się umył i ubrał, a potem wyszedł z dormitorium. W Pokoju Wspólnym panowała głucha cisza. Zapewne wszyscy byli w swoich sypialniach. Gryfon błyskawicznie wylazł przez dziurę w portrecie i znalazł się w Wielkiej Sali zaledwie minutę później. Wilcze tempo. Usiadł przy stole Gryffindoru i nałożył sobie jajecznicę i kromkę chleba. Do szklanki wlał sok pomarańczowy. Kiedy był w połowie posiłku, zauważył siedzącą niedaleko Lily. Dziwne, że nie dostrzegł jej wcześniej.
- Hej - przywitał się, gdy tylko przełknął kęs. W odpowiedzi kiwnęła głową i przysunęła się o dwa miejsca w prawo, siedząc teraz na przeciwko niego. - Zniknęłaś wczoraj, nie miałem okazji złożyć życzeń. Wszystkiego najlepszego z okazji Nowego Roku.
- Ach, tak... - mruknęła tonem, który nie wyrażał absolutnie nic. - Dzięki, nawzajem.
Coś mu nie pasowało. Ruda zawsze była chętna do rozmowy, ale dzisiaj... Przyjrzał się jej uważniej. Miała wory pod oczami, ciągle wycierała nos wierzchem dłoni. a jej twarz była blada jak kreda.
- Jesteś chora? - spytał.
- Nie, tylko... ciężka noc - odparła bez przekonania. Nagle podskoczyła w miejscu, jakby sobie o czymś przypomniała. - Przepraszam, muszę iść. - I wstała.
Dziewczyna szybko ulotniła się i ruszyła schodami na wyższe piętra. Labiryntem korytarzy po pięciu minutach dotarła do wieży, w której była poprzedniego dnia. Pokonała piące się w górę stopnie i pchnęła drzwi bez klamki. Przed oczami stanął jej wczorajszy wieczór. Evans zignorowała to wspomnienie i usiadła przy krawędzi, wystawiając nogi.
- Po co się zgodziłam? - zapytała samą siebie. Teraz oddałaby wszystko, żeby cofnąć czas.
Gdy poznała nazwę eliksiru, od razu wydało jej się to nieco podejrzane. Kiedy Scott pokazał jej przepis, załamała się. Tyle dziwnych składników, o których wcześniej nie słyszała. A ile wynosił czas warzenia? Prawie miesiąc. To była naprawdę skomplikowana receptura, ale już nie mogła odmówić. Obiecała. A przecież ona dotrzymuje słowa. Pół nocy nie spała, rozmyślając o tym wywarze. Jeszcze przed przyjściem dziewczyn poszukała o nim jakichś informacji w podręczniku do Eliksirów. Ale nic nie znalazła, zero. Później zastanawiała się, czemu Richardson go potrzebuje. I do czego, to przede wszystkim. Iskrzący Roztwór Zaniknięcia. Nigdy o tym nie słyszała. Nigdy.
- Jak zwykle przed czasem - powiedział.
Lilka odwróciła się. Zobaczyła uśmiechającego się bruneta.
- Scott - odrzekła. - Nie mogłabym się spóźnić. Należy zacząć o dokładnej porze, prawda? 28 dni przed pełnią, zgadza się? W samo południe, co?
- Tak. - Błękitnooki był w wyśmienitym humorze. - Przyniosłem potrzebne rzeczy - dodał i otworzył torbę. Wyciągnął kilka fiolek napełnionych do połowy kolorowymi płynami, trzy okropnie cuchnące pudełka i... skalpel. - Gotowa?
- Jasne, tylko...
- Kociołek jest za drzwiami, pomożesz mi? - Mrugnął do niej. Pokiwała głową.
Evansówna pchała kocioł, a kapitan drużyny Qudditcha ciągnął za ucho. Naczynie był sporych rozmiarów i ważyło dosyć dużo. Sapiąc się pocąc się, w końcu ustawili go na trzy kroki przed krawędzią wieży.
- Można było skorzystać z zaklęcia - zauważyła Ruda, niestety już po fakcie.
- Nie. - Jej brwi powędrowały do góry. Jak to "nie"? - To specjalny kocioł. - Specjalny... Nastolatka nabrała podejrzeń. Nie miała jednak czasu, by się nad tym głębiej zastanowić, gdyż Scott zerknął na zegarek i powiedział: - Za minutę dwunasta. - Sięgnął po skalpel. - Obiecuję, że zrobię to delikatnie.
Lily cicho westchnęła, wyciągając swoją dłoń w jego stronę. Przecież obiecała... Gryfon odliczył czterdzieści sekund, a potem przystąpił do działania. Chłopak pociągnął ostrzem po skórze. Dziwne składniki to między innymi krew. Krew mugolaka. Zielonooka syknęła, wcale nie zrobił tego delikatnie. Nadstawiła dłoń nad kotłem, a cztery krople krwi spłynęły po jej palcach i wylądowały na dnie naczynia. Kiedy tylko to nastąpiło, Lil cofnęła rękę, obwiązując ją chustką. Chciała już coś powiedzieć, ale milczała. Przecież obiecała.

~*~

Następny dzień nadszedł zdecydowanie zbyt szybko. Nim ktokolwiek się zorientował, już trzeba było pędzić na lekcje. Nauczyciele znów zaczęli prawić kazania na temat zbliżających się SUMów. Żadnemu z uczniów nie uśmiechało się słuchać tego przez cały dzień, ale co zrobić? Lily, Dorcas i Ann rozmawiały tylko na przerwach między lekcjami, ponieważ profesorowie obserwowali uczniów uważniej niż wcześniej. Cóż, może robili tak po tym co zobaczyli na zabwie, kiedy witano Nowy Rok. Niektórzy się lekko, hm... upili.
Po lunchu wszyscy piątoklasiści z Gryffindoru udali się do lochów na lekcje Eliksirów. Zajęcia były nadzwyczaj nudne i strasznie się dłużyły. Z pewnością połowa klasy marzyła o tym, by wybiec na błonia i złapać ostatnie płatki śniegu w dłonie. Wśród uczniów panowało ogólne przygnębienie. Wszyscy z westchnieniem wspominali minione, wolne dni świąteczne. Ale pobudka! Szkoła się zaczęła! Nauka, książki, nauka, książki...
- Dlatego też należy uważać, warząc ten eliksir... - mówił beznamiętnym tonem profesor Slughorn. Może i on nie chciał wracać do pracy? W sumie perspektywa widywania codziennie przygłupich uczniów nie była zachwycająca. I do tego obowiązek nauczenia czegoś tych dzieciaków. Koszmar.
Gdy tylko wybiła godzina piętnasta, uczniowie zerwali się ze swoich miejsc i wybiegli z sali.
James Potter spakował swoje rzeczy, a wychodząc, natknął się na dziewczynę ze Slytherinu. Nie darzył Ślizgonów sympatią, wszyscy byli złośliwi i zawistni. Ona niczym się nie różniła. Prychnął z niezadowoleniem i minął ją. Nagle ktoś klepnął go w ramię.
Odwrócił się gwałtownie i zobaczył... Lily.
- To zazwyczaj moje zadanie - powiedziała, a widząc jego zdumioną minę dodała: - No, prychanie... - wskazała kciukiem do tyłu, majac na myśli sytuację z przed chwili.
Potter przewrócił oczami, przyspieszając. Przecież na niego nakrzyczała w Wielkiej Sali, nie powinien od razu z nią rozmawiać. Ona zawsze tak robiła, gdy coś "przeskrobał".
- Hej, James. - Przystanął. To już chyba trzeci raz, kiedy wypowiedziała jego imię.
- Tak? - Skrzyżował ręce na piersiach.
- Lepiej idź do łazienki. Jesteś brudny - powiedziała, a potem dotknęła swojego nosa. - O, tutaj. - Odwróciła się na pięcie i jakby trochę zawstydzona popędziła korytarzem w drugą stronę.
Potter wytarł rękawem twarz i zszedł po schodach, kręcąc głową z niedowierzaniem. Nic nie rozumiał. Najpierw na niego nawrzeszczała w Wielkiej Sali, a teraz z nim normalnie rozmawiała. Chłopak przyspieszył, a wszystkie emocje świata wybuchały w nim z podwójną siłą. Przypomniał mu się pobyt w Mungu. Te dreszcze, te ostrza... Wszystko naraz. Wychodząc zza rogu, zamiast spokojnie iść dalej, na kogoś wpadł. Poczuł pulsujący ból w okolicy prawej skroni.
- Auć! - syknął.  - Co jest...? - zaczął ostro, ale gdy podniósł wzrok, zamilkł. - Pani profesor...
McGonnagal stała przed nim, masując ręką lewą stronę czoła - Rogacz był prawie jej wzrostu.
- Potter! Patrz, jak łazisz, chłopcze... - rzekła, piorunując go wzrokiem. - Co ty tutaj robisz? Nie masz zajęć?
- Nie, już skończyłem... - tłumaczył się, choć za bardzo nie wiedział, dlaczego profesorka zareagowała tak ostro. - Przepraszam najmocniej...
- Już, już, dobrze... - odparła. - Jak się czujesz? - Westchnęła, a widząc jego zdumioną minę, dodała: - No, po pobycie w Mungu?
- Ach, to... Lepiej, dużo lepiej. Może dziwnie to zabrzmi, ale stęskniłem się za szkołą - oznajmił, śmiejąc się.
- Cóż, to faktycznie dziwnie brzmi - powiedziała McGonnagal, ale uśmiechnęła się do ucznia szeroko. - No, zmykaj. I nie zapomnij, że jutro zdajesz u mnie zamianę gruszki w budzik, pamiętaj...
- Tak, pamiętam - wypalił, czerwieniąc się, gdyż tak naprawdę zapomniał o tym.
Kiwnął McGonnagal głową i poszedł dalej. Czas na pierwszy trening Quidditcha. Ach, jak on za tym tęsknił!

~*~

   Dźwięki płynęły. Nuty płonęły. Serce pragnęło więcej i więcej. W głowie słyszał śpiew kobiety. Ale to było jakby w tle. Najważniejsza była... muzyka.
   Jego palce delikatnie muskały klawisze, oczy uważnie śledziły zapis nutowy, uszy wyłapywały najmniejszy błąd. Pam, pa-ra-ra-ram, pam... Czas się nie zatrzymał, ale on czuł się, jakby tak było. Wielki fortepian lśnił czystością, dźwięki były wyraźne, wszystko tworzyło idealną całość. Gdyby ktoś zapytał go, czego potrzebuje do szczęścia, bez wahania odpowiedziałby, że pianina lub fortepianu. To był jego ukryty talent, jego drugie ja, nie wiedział czy lepsze czy gorsze od pierwszego, od tego, które wszystkim pokazywał. Ale nie zagłębiał się w to, po prostu tworzył nową historię z nut. Niekiedy miewał myśli, że te kilka zapisanych kartek, w które zerkał od czasu do czasu, grając, były jego całym życiem. A potem przed oczami stawali mu przyjaciele i wszystkie wątpliwości były rozwiane. Muzyka nie była najważniejsza, oni - owszem. Byli jego siłą, jego radością i śmiechem jednocześnie. Oni dla niego, a on... Niestety, nie zawsze dla nich... Wcisnął zły klawisz, idealna kompozycja przestała nią być, ale grał dalej, a jego myśli pędziły do przodu, do przodu, do przodu... Czemu nie potrafił im się odpłacić za taką piękną przyjaźń? Dlaczego był tchórzem? Po co działał przeciwko nim? Co chciał osiągnąć? Kolejny, kłujący w ucho błąd. Czy było warto? Cóż, niedługo miał się przekonać.
   Coraz mocniej uderzał w klawisze, tyle że częściej w nieodpowiednie. Grał z większą mocą, z ogromnym zapałem, jednak to powoli przeradzało się w gniew, złość. Był cały zgrzany, czerwień powoli zalewała jego twarz. Pam, pa-ra-ra-ram, pam... Oni dla niego, a on? Przeciw nim. Pam, pa-ra-ra-ram, pam... Zaczęły dręczyć go wyrzuty sumienia, poczucie winy. Jego głowę zasypały tysiące pytań, wątpliwości...
- Tchórz, tchórz... - szeptały nuty.
- Wstrętna... szuja... - wysapały klawisze.
- Zdrajca - wysyczały dźwięki.
Przestał grać. Jego oddech był szybki i ciężki. A w głowie miał mieszankę myśli. Tchórz, wstrętna szuja, zdrajca...
- Czy naprawdę taki jestem?! - zapytał Peter w przestrzeń. Ale odpowiedział mu tylko rytm w jego głowie.
Pam, ra-ra-ram, pam...

11 komentarzy:

  1. Rozdział jest cudowny *.* chociaż mógłby być odrobine dłuższy. Oj Lunatyk nie powinnien tak się denerwować przecież Ann nie wzięła jego książki specjalnie. Rozumiem że tam był zwarty jego sekret ale teraz przez ten wybuch Ann może zacząć coś podejrzewać. Ojojojoj Lily w coś ty się wpakował. Ciekawe po co jemu ten eliksir ? Moja intuicja podpowiada mi że ten wywar będzie mu potrzebny do jakiś złych czynów. Peter i fortepian ? No tego się nie spodziewałam. Szkoda tylko że już zdradził swoich przyjaciół:(((((((
    Pozdrawiam
    Gabriela Black

    OdpowiedzUsuń
  2. Druga! *0* kom będzie jutro ;>>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem :> Witam!
      Komentarz miał być na drugi dzień... Ech... Przepraszam ;-;
      Syriusz i te jego teksty... Mutacja :'D
      Connie i Dylan coś kombinują, no nie ładnie... Nie lubię ich ^^ :3
      Lunatyk... Coś ty narobił!? Rozumiem, że masz te swoje tajemnice i, że chcesz je zatrzymać dla siebie wgl, ale nie powinieneś tak reagować... MOŻNA było na spokojnie... Remus, załamujesz mnie...
      Eliksir... Tak mi się wydaję, że coś złego z tego wyniknie... Ech...
      Właśnie, po co się godziłaś? Też się nad tym intensywnie zastanawiam...
      Krew mugolaka... Czy tylko mi się wydaje, ze nie tylko dla tego jest tam akurat Lily? Wiem też, że dlatego, że jest dobra z Eliksirów, ale jakoś tak nie wierzę w to do końca...
      Lily coś knuje? Dziwnie się zachowuje...
      "Hej James"... Jak ładnie to brzmi :D Znacznie lepiej niż "Spadaj, Potter!", prawda? :3
      Właśnie, strasznie fajnie, że James wyszedł z Mungaa <33
      Peter... Peter, tak, jesteś tchórzem i zdrajcą. Nigdy mu tego nie mogłam wybaczyć i nie wybaczę. Gdyby się okazał wiernym przyjacielem to chociaż pożyliby dłużej... Nie mieli się nawet jak sobą za bardzo nacieszyć, a i tak stracili za dużo czasu na tych przepychankach...
      Ale z drugiej strony... To przeznaczenie... ech...

      Rozdział bardzo ciekawy i fajnie się go czytało ;))
      Pewnie mnie nie znasz, bo jestem nowa i tak mi się zdaję, że innych rozdziałów nie komentowałam... No, to od teraz postaram się to robić :))
      Pozdrawiam i życzę, aby rozdział nie był po czterech miesiącach ;p Mam nadzieję, że będzie jeszcze w czerwcu, a jak nie to już na początku lipca ;**
      Życzę również, aby wena na ciebie spłynęła i nie opuszczała na dłuugo! ♥ A może nawet i na zawsze ;**

      Kathrine ;**

      {jily-love-forever.blogspot.com}
      {zlap-jelenia.blogspot.com}
      ^zapraszam do mnie! Będzie mi miło jak poczytasz, a jeszcze bardziej jak przeczytasz i pozostawisz po sobie ślad! ;**

      Usuń
  3. Kochana Panno Nikt!
    Czuję się wyróżniona i bardzo dziękuję za zadedykowany rozdział! :* :D
    Co do rozdziału: mógłby być odrobinę dłuższy, ale to nawet w najmniejszym stopniu nie zmniejsza mojej radości z pojawienia się Rozdziału19. po tej przerwie. Cieszymy się! Hue hue
    Remus i Ann: nie rozumiem, dlaczego Remeq tak się wścieka. Ann nie zrobiła tego umyślnie, a teraz wszystko między nimi może się popsuć :'( Nie ukrywam, że BARDZO chcę żeby byli razem. Remeq z Ann są tacy Aww *.* Ale razem, a nie osobno.
    Lily: coś mi to nie pasuje. Skoro do eliksiru potrzebna jest krew to raczej nie jest to dobry znak. W coś ty się wpakowała, Lilka?
    James: pocieszę Cie - osobiście nie lubię Scotta. No bo kto lepiej pasuje do Lily jak nie James?
    Dorcas i Syriusz jak to Dorcas i Syriusz...
    Peter: on i fortepian? wirtuoz muzyki? Tak, Peter to zdrajca! Nie wybaczę. Nigdy. Zdradzić przyjaciół w tak okrutny sposób. Cholerny egoista!
    Ogólnie rozdział jest fantastyczny! <3 Mój ulubiony blog. :))
    Czekam na nn i ściskam cieplutko!
    ~Annabeth Rosemary

    OdpowiedzUsuń
  4. Skalpel!!! DAM, DAM, DAM! Krew Lily!!! DAM, DAM, DAM!!!!! Eliksir... Iskrzącej... Niewidzialności (???) DAM, DAM DAAAAAAAM!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!Jestem czwarta!!!!! DAAAAM, DAAAAAM, DAAAAM!!!!!!!!!!
    Mam pisać co sądzę o rozdziale? Proszę bardzo:
    kufsrufovkdtxliu4waeilfdhkcxa;9r8qayfluisk.fzdicorog,fhfrhis;eorygfufifhjrfigkv olcxlxoidheoodi!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Kobieto, to jest GENIALNE, SUPER, NIEBYWAŁE, ZAJEBIASZCZE, po prostu... BRAK MI SŁÓW. Czy mogłabyś napisać, jak to jest być takim geniuszem i mieć takie pomysły? Tu nie chodzi nawet o pomysły, chodzi o Twój styl pisania, po prostu nie da się oderwać, jak u Rowling, Cass czy Collins. Już zapomniałam, jak się czyta Twoje opowiadanie. Jak ja kocham ten blog... Jak ja kocham Jily... W sumie, to ja nawet nie zauważyłam że to było jakieś krótkie przez genialność samego tekstu! I jaka krytyka?!? Tu nie ma czego krytykować, Panno Ktoś Kto Jest Geniuszem! I ja wcale nie ściemniam czy coś, to jest najświętsza prawda!
    No dobra, co do samego rozdziału:
    Ten tajemniczy głos to... Peter?!? Ha, ha, ha, bardzo śmieszne. No, ale jest coraz ciekawiej, nie ma co, może niedługo wszystko się wyjaśni?
    Coraz mniej lubię Scotta, chyba niedługo zacznę go nienawidzić, serio. Sama nie wiem dlaczego, ale mam takie przeczucie, że on wykorzystuje Lily (kosztem mojego kochanego Jily :-( ) i spotykał się z nią tylko dla tego iskrzącego eliksiru czegośtam. Chyba już teraz go nie lubię. No wiesz, moja kolorowa intuicja często ma rację.
    No i dlaczego Lunio aż tak nawrzeszczał na biedną Ann? Oj nieładnie, Remi, nie ładnie... Przepraszaj ją, ale to już!!! *Lupin odchodzi przepraszać ze spuszczoną głową* No i widzisz, jak wszyscy bohaterowie się mnie słuchają? Dla mnie zrobią wszystko, więc jakbyś miała z nimi jakiś problem, to proś, chętnie pomogę!
    Coś się rodzi w Lily, jakieś uczucie do Jamesa, to chyba... Niebywałe!!! Sympatia!!!!! Widzę przyszłość! Niedługo przerodzi się to w... MIŁOŚĆ!!! Tak, tak, tak! Wszyscy fani Jily, łączmy się! <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3
    No i jeszcze Peter... Szczerze, to podczas czytania książki nie lubiłam go. Jak mógł zdradzić Lily i Jamesa?!? - Skandal! Ale po przeczytaniu paru blogów szczerze zaczęłam go lubić. Jest taki delikatny, zagubiony, zawsze w cieniu przyjaciół... Ale to nie zmienia faktu, że rzeczywiście postąpił jak świnia. Czy ktoś może mi powiedzieć, jakim cudem mogę lubić Petera, KOCHAĆ Draco Malfoya (Tia, to już chyba wiem: po prostu się za dużo naczytałam Dramione) i nienawidzić Rona Wesleya? Eh, może po prostu lubię czarne charaktery... Sama nie wiem. No, a wracając do tematu, ciekawa jestem jak rozwiniesz zdradę Petera. Chociaż i tak lubię go jeszcze bardziej, skoro gra na fortepianie! <3!
    Eh, odrobineczkę się rozpisałam, ale ja kocham się tak rozpisywać. Taka już jestem! ;-) Mam nadzieję, że tak długi kom wynagrodzi te poprzednie (w sensie te, których nie było)
    Niech wena będzie z Tobą!
    Kolorowa Dama
    PS. Aha, jeszcze jedno, bo nie miałam okazji tego napisać wcześniej. Super szablon, bo prostu prześliczny! Kocham takie rysunkowe szablony! <3 (Eeee... Nie uważasz przypadkiem, że za dużo rzeczy kocham?)

    OdpowiedzUsuń
  5. *.* Świetny rozdział! O co chodzi z tym eliksirem? Dodaj szybko rozdział :D Weny xD
    ~Konaga

    OdpowiedzUsuń
  6. Remus i Ann sa tacy słodcy. Ale też nie ogarnęłam o co on się tak wścieka. Przeciez wiadomo, ze ona tego nie zrobila specialnie. A co do Lily... aż się boje co się wydarzy skoro do tego eliksiru są potrzebne takie sładniki.
    Weny kochana !

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział bardzo fajny, szkoda tylko, że krótki :C
    Ale nie będę narzekać!
    Wszystko było pięknie Ann i Remus itd. ale mnie najbardziej zachwycił ostatni fragment! Napisany tak...inaczej i tak cudownie! Peter jejuniu aż zaczęłam go lubić XD Ale to było takie emocjonujące :) On i pianino :D Czy fortepian? XD
    No w każdym razie super!
    Czekam na next i pozdrawiam Mania :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Super, bardzo MEGA FAJNY ROZDZIAŁ, choć krótki to wydaje mi się, że jest on takim tajemniczym wprowadzeniem do tego co będzie dalej ^^ Najbardziej zaciekawiła mnie ostatnimi czasy ta zagadka z podpaleniem, chorobą Jamesa i eliksirem. Zapowiada się niezła jazda :DD Co oni tam knują?? ;) To wiesz tylko ty, więc mam nadzieję, że nam to wkrótce udostępnisz :** (oby szybko)

    Z niecierpliwością czekam na przebłyski weny literackiej
    ~Szalik

    OdpowiedzUsuń
  9. O rany! Nawet nie wiesz, jak bardzo się ucieszyłam, kiedy zobaczyłam, że dodałaś rozdział. Micha od razu się ucieszyła i ukazała szeroki banan :)
    Rozdział jest cudowny! Jejku, jak ja kocham Twojego bloga! Cieszę się tak bardzo, że wreszcie do nas powróciłaś! Mam nadzieję, że już nas nie zostawisz na tak długi czas oraz, że Twoja wena powróciła w pełni gotowa do działania :>
    Powracając do rozdziału:
    Ekipa powoli łączy wszystkie fakty ze sobą i niedługo wszystko się ułoży i ukarze wielki obraz winowajcy. Ciekawa jestem czy pod tym względem nas nie zaskoczysz i czy jako głównego sprawcy nie dasz kogoś całkiem innego, albo nawet nowego.
    Remus! On oszalał! Co go napadło, żeby tak krzyczeć na biedną Ann, przecież ona nie jest niczemu winna. Przesadził chłopak i to bardzo, niestety :/ Chodź z drugiej strony trochę go rozumiem, bo bał się, że jego sekret wyjdzie na jaw, ale co jednak nie oznacza, że lekko przesadził z reakcją.
    Ten eliksir mnie przeraża. Zawsze miałam Evans za rozsądną dziewczynę, ale tutaj to mnie powaliła. Rozumiem, że złożyła mu obietnicę, ale przez to może stać się coś o wiele gorszego. Ten Scott mnie coraz bardziej niepokoi... Do tego eliksiru jest potrzebna krew mugolaka, więc raczej to nic dobrego nie wróży, chodź w sumie możesz nas zaskoczyć co do eliksiru i sposobu wykorzystania.
    Lily odezwała się do Jamesa. Czy tu coś nie śmierdzi przypadkiem. To był przejaw pojednania, czy raczej Lily nie jest sobą...
    Ale i tak najlepsze zdanie w całym rozdziale to było "Hej, James" <3 Och, jak tu nie kochać Jily, chyba się nie da, a przynajmniej ja nie dam rady XD
    Peter i fortepian. Ciekawie to wymyśliłaś. On już ich zdradził?? Nie przypuszczałam, że tak szybko do tego dojdzie u Ciebie, więc miałam nie mały zaskok z tego powodu. A może Peter się jeszcze nawróci,chodź na chwilę? Już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału :)
    Czekam oczywiście na następny i życzę wodospadu weny!
    Pozdrawiam serdecznie!
    Panienka Livvi :>

    OdpowiedzUsuń
  10. Może i rozdział jest któtki, ale niesamowity. Po Twoim powrocie to jak balsam na zranioną duszę. Ale po kolei.
    Mam nadzieję, że Ann i Remus się pogodzą. Przecież dziewczyna nie chciała źle, martwi się o niego i bardzo jej na nim zależy. Uwielbiam ich i mm nadzieę, że ich relacje się wyprostują.
    Głuoi, głupi Scott, coraz bardziej zaczynam go nielubić. Tak wykorzystywać Lilkę? Ciekawe, do czego potrzebny mu ten eliksir.
    Co do Lily i Jamesa, ich spotkanie mialo w sobie coś słodkiego. I te napomknięcie o brudnym nosku ❤
    Peter, ty wredna szujo. Już zdążyłeś ich zdradzić? Jak śmiesz! Jeszcze się okaże, że ma coś wspólnego z Dylanem i Connie, albo z tym całym Scottem. Wcale nie byłabym zaskoczona.
    Życzę Ci weny, Panno Nikt! Ściskam i pozdrawiam, Marina.

    OdpowiedzUsuń